czwartek, 27 lutego 2014

20. Skandal w Hogwarcie 5

Więc jest. Kolejna część naszego Skandalu :)
Nic więcej do powiedzenia w sumie nie mam. Może jeszcze się pochwalę swoją własną, autorską pracą. O tutaj, jeśli nie przeszkadza wam angielski i trochę smutku.
Aaa... następne chyba będą listy, a potem zobaczymy.
________________________________________
ROZDZIAŁ PIĄTY
Mugolskie hobby

Sherlock nie chciał tego przyznać, ale John stale go zaskakiwał. Po prostu… nikt nigdy wcześniej mu nie zaufał. Nigdy tego nie chciał ani o to nie prosił, ale nawet gdyby, to i tak nikt nie obdarzyłby go zaufaniem. Kiedy poprosił o to Johna, wychodząc z zamku, niemal oczekiwał, że ten po prostu odejdzie.
Ale John mu zaufał. Zaufał wystarczająco, by dać się poprowadzić w środek niebezpiecznego lasu i pogłaskać zwierzę, którego nie mógł zobaczyć.
Częściowo było to wywołane tym, że John był odważniejszy niż myślał, a prawdopodobnie nawet pożądał niebezpieczeństwa, co było dokładnie tym, co Sherlock udowadniał, zabierając go do lasu. Większość ludzi by tego nie zrobiła, co potwierdziło jego założenie, nawet jeśli John jeszcze o tym nie wiedział.
Ale może to było coś więcej. Bo Sherlock czuł tę dziwną… więź z Johnem. Uważał go za interesującego. I tak, to dlatego wybrał Johna jako osobę mającą ulżyć mu w niemal ciągłej nudzie… Ale jednak, był czymś więcej niż odskocznią, której Sherlock używa dla rozrywki, kimś więcej niż tylko osobą do zanalizowania. 
Nie był pewien co o tym myśleć, naprawdę. Nagle jego umysł był dla niego obcy, co było odrobinę przerażające, bo Sherlock zbadał  każdy jego zakątek, był zdolny nagiąć go do swojej woli w dowolny sposób… ale to było prawie tak, jakby nagle otwarł się cały nowy sektor, ten, który wcześniej był dla niego niedostępny. I musiał go odkryć.
Myślał o tym wszystkim, idąc w ciszy do zamku razem z Johnem. Spoglądał na niego kątem oka, nie do końca pewien, dlaczego nie potrafi przestać na niego patrzeć.
Weszli do klasy numerologii i Sherlock musiał usiąść z resztą Krukonów z lewej strony klasy. Zajął pustą ławkę i kiedy ostatni Krukon przyszedł, tworząc okrągłą szesnastkę po ich stronie, idealnie na osiem stołów, osoba wybrała przyłączenie się do innej grupy i bycie w trójkę, niż zajęcie miejsca obok niego. To nie było dziwne. Nikt nigdy nie chciał z nim siedzieć. Niewiele go to obchodziło.
Spojrzał na Johna i spostrzegł, że on też siedzi sam. Nie dlatego, że ktoś mógł przy nim usiąść, ale wybrał kogoś innego, tylko dlatego, że było tylko siedmiu uczniów z Gryffindoru, co powodowało, że John był nieparzystą osobą. John patrzył na niego, kiedy Sherlock odwzajemnił spojrzenie, i kąciki ust Krukona uniosły się w małym uśmiechu.
John, zamiast odpowiedzieć uśmiechem, zgarnął swoje rzeczy, wstał i podszedł do ławki Sherlocka. Opadł na krzesło obok niego ze zdecydowaniem, kiedy wszyscy inni patrzyli na niego jak na szaleńca.
- John, nie możesz tu siedzieć – powiedział Sherlock, próbując ukryć uśmiech.
- Wszyscy musimy mieć partnera – odpowiedział John. – Vector tak woli. Nawet jeśli jeden z tej trójki przyszedłby i usiadł z tobą, ja wciąż byłbym sam. Więc przyszedłem do ciebie.
- W takim razie w porządku – stwierdził Sherlock, udając niezainteresowanego. Ale prawdę mówiąc, wiedział co czuje. Wiedział, dlaczego jego mózg otworzył nową przestrzeń gotową do użytku.
To było uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Towarzystwo. Lubienie drugiej osoby.
Zajęcia nie były szczególnie pełne wrażeń. Vector nie skomentowała zmiany miejsca Johna, a potem mieli sporo pracy przez całą lekcję.
Wtedy Sherlock skończył lekcje, zjadł kolację w samotności, odrobił wszystkie zadania i czekał, aż nadejdzie północ. Czas płynął jak przez mgłę, nic nie było na tyle interesujące, by przykuć jego uwagę na dłużej.
Dał sobie pół godziny na dotarcie na miejsce, na wypadek gdyby musiał coś obchodzić. Przemykał korytarzami, uważając na Filcha, Panią Norris, Irytka, szczególnie gadatliwe portrety i wszystko inne, co mogłoby go przyłapać. Ale nie napotkał żadnych problemów i kiedy znalazł portret Grubej Damy, schował się za gobelinem i czekał, aż John wyjdzie.
Było za dziesięć dwunasta, kiedy John się pokazał. Sherlock bezgłośnie wysunął się zza gobelinu i stanął zaraz za nim. 
- Nie powinieneś wychodzić tak wcześnie – powiedział, sprawiając, że John podskoczył i się odwrócił.
- Cholera, Sherlock, przestraszyłeś mnie!
- A co, gdyby mnie tu jeszcze nie było i musiałbyś czekać? Niezbyt mądrze.
John zamruczał, poirytowany i zawstydzony.
- Cóż, jesteś tutaj, więc to nie ma znaczenia.
Wtedy do głowy Sherlocka wpadł pewien pomysł. Jedną z wielu rzeczy na jego liście rzeczy do zrobienia było zobaczenie pokoju wspólnego Gryfonów. A teraz drzwi były tuż za nim.
- Więc, John – powiedział. – Zastanawiam się… zabrałeś ze sobą różdżkę?
- No pewnie – odparł John, wyciągając ją z kieszeni.
- Dobra. A co z… Och, no dobra, w porządku. – Sherlock zamruczał. – Ja… mógłbym zobaczyć pokój wspólny?
John uniósł brew. – Chcesz zobaczyć mój pokój wspólny?
- Tak. To… taki mój cel.
- Ehm… taa, tak myślę. Tylko nie mów nikomu, że ci pokazałem.
Sherlock zaskoczył samego siebie po prostu pytając, zamiast nim manipulować, ale hej, zadziałało.
- Ale zatkaj uszy – dodał John.
- Zaraz, co?
- Taaa. Ludzie byliby wściekli, gdyby się dowiedzieli, że podałem hasło komuś z innego domu.
- Nie będę zatykać uszu, John.
- Więc niczego nie zobaczysz.
Sherlock stęknął. – No dooooobra – wyjęczał, dramatycznie podnosząc ręce do uszu.
______________________________________________
Po tym, jak Sherlock zaspokoił swoją ciekawość, razem z Johnem wyszli na korytarz i John natychmiast poczuł się lekko nerwowy. Co on, do cholery, robił? Mógł się przez to wpakować w niezłe kłopoty.
- Cykasz się? – spytał cicho Sherlock, kiedy szli przez korytarz.
- Nie – wymamrotał John.
Sherlock wyglądał przez chwilę tak, jakby chciał na to odpowiedzieć, ale zamiast tego rzekł:
- Nie musimy się martwić, że ktoś będzie tędy przechodził. Niższe piętra są patrolowane częściej niż te wyższe. Ale trzeba będzie uważać na Irytka.
- Irytka?
- Poltergeista. Jest głośny i sprawia ludziom kłopoty dla zabawy.
- Och, w porządku – powiedział John. Potem spytał: 
- Więc, gdzie właściwie idziemy?
- Piąte piętro.
- Po co?
- Zobaczysz.
- Czy ty czerpiesz jakąś chorą satysfakcję z bycia tak tajemniczym jak to tylko możliwe?
- To musi być dla ciebie tak stresujące, jak tylko może, żeby udowodnić moją rację, a to, że nie znasz miejsca naszego przeznaczenia sprawia, że jesteś nerwowy.
John był oficjalnie zagubiony.
- Zaraz, co? Jaką rację?
- Jeśli nie rozgryziesz tego do czasu, aż wrócisz do pokoju wspólnego, powiem ci – obiecał Sherlock.
John mruczał coś przez chwilę.
- Dobra – stwierdził w końcu.
- Dobrze. Jesteśmy na miejscu – dodał Sherlock.
John rozejrzał się wokoło. To było łatwiejsze, niż sobie wyobrażał. Rozpoznał, gdzie byli.
- Czekaj. To jest pokój Mugolskiej Muzyki – powiedział, gestykulując w stronę drzwi przed nimi.
- Dokładnie – przytaknął Sherlock, machając różdżką w ich stronę. John usłyszał kliknięcie, co znaczyło, że otworzył drzwi, i weszli do środka. Po tym, jak Sherlock je zamknął, rzucił jeszcze jedno zaklęcie, ale nie było słychać szczęku, więc John nie był pewien, jaki to był urok.
Ale John był zbyt zajęty rozglądaniem się dookoła, by o to pytać. Klasa Mugolskiej Muzyki była, jak wynikało z nazwy, pełna mugolskich instrumentów. Najbardziej rzucającymi się w oczy były wielkie pianino i zestaw perkusyjny, ale pod ścianą stało też wiele futerałów.
- Więc co tutaj robimy, Sherlock? – spytał cicho John.
- Pytałeś o moje mugolskie hobby – powiedział Sherlock.
- Lubisz muzykę?
Sherlock skinął głową.
- Na czym grasz?
Sherlock uśmiechnął się krzywo. 
- Praktycznie na wszystkim w tym pomieszczeniu.
John nawet nie był zaskoczony.
- Masz jakieś preferencje? – zapytał.
Sherlock bez słowa podszedł i wybrał jeden futerał spod ściany. John miał wrażenie, że robił to już wcześniej, bo wiedział dokładnie, który chciał. Położył futerał na stole i otworzył go. Skrzypce. Wyjął je i usiadł.
- Chwila, Sherlock, nie możesz grać. Będzie za głośno.
- Rzuciłem na drzwi Zaklęcie Nieprzenikalności. Żaden dźwięk się nie przedostanie.
- Och. – John uśmiechnął się. – W takim razie, proszę bardzo.
Sherlock skinął głową i wsunął skrzypce pod brodę.
I wtedy zaczął grać, a John poczuł, jak traci oddech. Akordy były długie i drżące w pewnych momentach, a szybkie i mocne w innych, ale całokształt melodii sprawiał, że dostawał gęsiej skórki. John bez słowa, niemal o tym nie myśląc, przysunął się bliżej Sherlocka, a kiedy to zrobił, poczuł głęboko w klatce piersiowej wibrujący pomruk instrumentu. To była prawdziwie fizyczna reakcja, jak i emocjonalna odpowiedź na to, co grał Sherlock. John nigdy nie był z tych, którzy emocjonalnie podchodzą do muzyki, ale to różniło się od wszystkiego, co do tej pory słyszał.
Tak jak Sherlock. To było inne w ten sam sposób, w jaki on był inny. Wiedział, że gdyby ktokolwiek próbował zagrać ten utwór, brzmiałoby to całkowicie źle. Ten utwór to Sherlock. Spokojny i kalkulujący na powierzchni, ale bardzo emocjonalny pod spodem, co wydawało się nienaumyślne.
John nie mógłby ci powiedzieć, jak długo siedział i słuchał, minutę czy godzinę, czy może kilka godzin, ale wcale mu się nie nudziło. Ani słuchanie, ani obserwowanie, bo Sherlock miał zamknięte oczy, a jego ciało ruszało się wraz z muzyką i John był pewien, że chłopak był teraz w innym świecie, w którym nikt inny nie istniał. Gdzie nie istniało zupełnie nic oprócz niego, krzesła, na którym siedział, i instrumentu w jego dłoniach.
Nagle wszystko wybrzmiało do końca i wreszcie Sherlock otworzył oczy i napotkał spojrzenie Johna.
Johnowi brakło słów. Nie miał zielonego pojęcia, co mógłby powiedzieć. I wydawało się, że Sherlock również nie miał nic do powiedzenia. Wstał i odłożył instrument, a John wciąż na niego patrzył, z pozostałościami melodii wciąż rozbrzmiewającymi w jego uszach i umyśle, i w sercu.
Sherlock szedł w stronę drzwi i wyciągał różdżkę – przypuszczalnie po to, by zdjąć z nich Zaklęcie Nieprzenikalności – kiedy John wreszcie zdołał coś wydukać.
- Ty to napisałeś, prawda?
Wargi Sherlocka wykrzywiły się lekko. – Skąd wiesz?
- Bo nikt inny na świecie nie mógłby tego skomponować.
Chwila ciszy. – Tak myślisz?
- No pewnie, że tak – zaśmiał się John. – Nie trzeba geniusza, żeby zobaczyć, że ty nim jesteś. Jesteś… niesamowity.
- Ja… - wymamrotał Sherlock, a John doznał uczucia, że zobaczenie go bez słów było bardzo niezwykłe. – Dziękuję – powiedział cicho.
- Nie słyszysz tego za często, co? – spytał John.
- Tylko od siebie samego – odparł Sherlock.
Na początku John myślał, że Sherlock był zarozumiały – i może czasem była to prawda – ale… jego historia była właściwie odrobinę smutna. Nikt nigdy, w całym jego życiu, go nie docenił, nikt nawet nie dbał o to, czy był w pobliżu. Jego rodzice byli źli, dosłownie, a Mycroft wydawał się dupkiem i… John w pewnym sensie rozumiał jego sytuację. Dlaczego przez cały czas był taki nieczuły. Dlaczego cenił swoją inteligencję bardziej niż wszystko inne. Bo to było to, o co warto było się troszczyć.
Do pokoju wspólnego wracali w milczeniu - nie ze strachu przed byciem złapanym, ale prawdopodobnie obaj byli pogrążeni w myślach. Przynajmniej John był. Czuł się inaczej niż kiedy opuszczał wieżę za piętnaście dwunasta. Jakby on był inny, otoczenie było inne… jakby Sherlock nie wydawał się już taki sam. Sherlock był nagle dziełem sztuki, w ten sam sposób, w jaki była nim jego melodia, mrocznym, tajemniczym i chłodnym, ale o tyle bogatszym pod powierzchnią. Pod spodem było coś tak niewyobrażalnie pięknego, że mogłoby to doprowadzić dorosłego człowieka do płaczu, gdyby zadał sobie trud, by naprawdę popatrzeć. I może dziwnie było tak myśleć, ale w tym momencie zupełnie o to nie dbał.
Dotarł do portretu Grubej Damy i powiedział hasło na głos, nie obawiając się, że Sherlock mógłby go nadużywać, i bez słowa wszedł do środka, stwierdzając, że jeśli chłopak będzie chciał, to za nim pójdzie. I poszedł. Usiadł w jednym z wielkich foteli przy dogorywającym już ogniu, a Sherlock usiadł w innym, obok niego. John spoglądał w pomarańczowy, migoczący żar, który był jedynym źródłem światła w pomieszczeniu poza dwiema przygaszonymi lampami gazowymi. 
- Więc, teraz już rozumiesz? - spytał Sherlock.
Normalnie, John może musiałby pytać, co miał na myśli, ale teraz jego umysł był… jaśniejszy niż zazwyczaj. Tak jakby muzyka opróżniła go, a jednocześnie sprawiła, że był bardziej skupiony. I jakby on i Sherlock, przez ten krótki okres czasu, nadawali na tych samych falach.
- Próbujesz pokazać mi, dlaczego należę do Gryffindoru - stwierdził John.
- Tak - potwierdził Sherlock. - I żeby to udowodnić, przygotowałem serię testów.
- Testów? - zapytał z niesmakiem John.
- Nie jak zwykłe testy. Nazwijmy je raczej… przygodami.
- Przygodami.
- Mhm. Jeśli będziesz w stanie ukończyć je wszystkie, udowodnisz sobie, że naprawdę należysz do tego domu.
- I niby czemu miałbyś to dla mnie zrobić?
- Bo powiedziałem ci, że należysz, a ty mi nie uwierzyłeś, co jest kwestionowaniem mojej inteligencji. A na to nie mogę pozwolić.
- Ale to nie tylko dlatego - powiedział domyślnie John.
Sherlock uniósł głowę, wysuwając podbródek.
- Tego nie wiesz.
John wywrócił oczami. - Dobra. Kiedy będą się odbywały te przygody?
- Kiedy uznam, że będzie trzeba.
- I w ile kłopotów przez nie wpadniemy?
- W żadne, o ile zrobimy to dobrze.
To była niebezpieczna odpowiedź, ale John nie odpowiedział, zamiast tego zadając kolejne pytanie.
- Jak dużo ich będzie?
- Tę informację zachowam dla siebie.
John znów przewrócił oczami. - Bo napięcie sprawi, że będą straszniejsze?
- Powoli zaczynasz łapać - odparł Sherlock z uśmieszkiem pełnym aprobaty. Potem wstał. - Ale prefekt w każdej chwili może zejść na dół i zapytać, dlaczego wciąż jesteś na nogach. Lepiej pójdę, zanim mnie zobaczą.
- W porządku. Do zobaczenia jutro?
Sherlock spojrzał na zegarek. - Bardziej dzisiaj, jeśli tak na to spojrzeć.
John uśmiechnął się.
- Okej, więc dzisiaj. - Sherlock zaczął iść do wyjścia. - Czy mogę się dowiedzieć, na czym będzie polegać pierwsza przygoda? - spytał John, kiedy Sherlock był już przy drzwiach.
Sherlock obejrzał się.
- Naprawdę muszę na to odpowiadać?
John westchnął, ale tak naprawdę był w tym momencie bardziej rozbawiony niż rozdrażniony. 
- Dobranoc, Sherlock.
- Dobranoc, John.
Nie minęła nawet minuta po jego wyjściu, kiedy na dół zszedł prefekt - Sally. Jakim cudem Sherlock wiedział takie rzeczy?
- John? - spytała zdumiona. - Nie wiedziałam, że będziesz siedział do późna. - John zauważył teraz, tak jak już kilka razy wcześniej, że była znacznie bardziej dobroduszna późno w nocy. Przeprowadził z nią kiedyś kilka miłych rozmów po kolacji, przy kominku. Pomyślał, że biorąc pod uwagę jej dobry humor, była pewnie najlepszą osobą, jaka mogła zejść i sprawdzić, co się dzieje.
- Och, po prostu siedzę nad zadaniem - powiedział.
Na szczęście jego esej z numerologii wciąż leżał na stole, tam gdzie zostawił go przed wyjściem, więc nie było to nieprawdopodobne kłamstwo.
- Już? To okropne.
- Taa, trochę.
- Gadałeś do siebie? - dodała, ale powiedziała to z uśmiechem, a nie podejrzliwie.
- Czasem do siebie mamroczę, kiedy odrabiam lekcje - powiedział John.
- Och, okej. Tak się tylko zastanawiałam. Wydawało mi się, że słyszę głosy. Nie chciałam, żeby jakieś pierwszaki wybierały się w środku nocy, żeby narobić sobie kłopotów. Wiesz, jacy oni są, myślą, że wymykanie się ujdzie im na sucho czy coś.
John cudem powstrzymał się od śmiechu.
- Taak, takie są dzieciaki.
Uśmiechnęła się. - No dobra, branoc, John. Prześpij się trochę.
- W porządku.
Ale John siedział jeszcze długo, patrząc jak żar dogasa zupełnie, zanim uspokoił swój pracujący na najwyższych obrotach mózg wystarczająco, by dać radę zasnąć. I nawet kiedy poszedł do swojego dormitorium, senny i powolny z wyczerpania, nic nie mógł poradzić na myśl, że wszystko będzie teraz dla niego zupełnie inne.

-Johnlocked

1 komentarz:

  1. Super rozdział. Taki spokojniutki z tą muzyką, cichym i ciemnym pokojem wspólnym... jak wpadam w takie klimaty to mam ochotę przenieść się do Hogwartu :) zauważyłam, że mam straszne zaległości i postaram się jutro doczytać resztę rozdziałów Skandalu... znowu narobię sobie ochoty na czytanie HP i znowu nie będę miała czasu :P

    OdpowiedzUsuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer