poniedziałek, 24 lutego 2014

19. Love Potion number - 9? cz. 4

No więc, chciałam wyrobić się na weekend z kolejnym rozdziałem Skandalu, ale życie płata figle, wyskoczyła imprezka rodzinna, trochę nauki, i wszystkie plany się rozpłynęły... Ale za to rozdział Love Potion na pociechę :)

_______________________________________

4. Eliksir miłości nr 3

Pięść Johna uderzyła w ceglaną ścianę. Zazgrzytał zębami, próbując się kontrolować i ostatecznie uspokoić.
- Niedobrze, Sherlock. Coś ty mi, do diabła, dał?

oOo

3 godziny wcześniej…
- Język.
- Proszę.
- No dobra. Język poproszę, John.
- Oczywiście, musisz tylko spytać - odpowiedział John z uśmiechem wyższości na twarzy i posłusznie wystawił język, czekając na trzy krople nowego związku Sherlocka. Zapytał, czym się różni ta wersja  i otrzymał zagmatwaną odpowiedź o poziomie serotoniny, której nie zrozumiał, nawet będąc lekarzem. Jego oczy zaczęły błądzić gdzieś w połowie wyjaśnienia, a na końcu po prostu kiwnął głową zachęcająco i powiedział sobie, że Sherlock ma dobre intencje, a poprzednie wersje nie zrobiły mu nic złego, więc nie ma się co martwić.
Ten raz był inny. John mógł wyczuć efekty natychmiast. Lekko zakołysał się na nogach, kiedy poczuł nagły zawrót głowy, zaraz po tym jak przełknął. Sherlock spojrzał na niego z troską, kiedy złapał go za ramiona i ustawił do pionu.
- John? W porządku?
- Czuję się trochę śmiesznie. Ten twój eliksir wydaje się odrobinę silniejszy od ostatniego.
Sherlock zmarszczył brwi. Stężenie było bardzo podobne do tego z ostatniej wersji  nie oczekiwał, że coś mogłoby zadziałać inaczej. To było odchylenie od normy… Szybko dokonał zmian w swoim grafiku testów, zmniejszając odstępy z godziny czy dwóch na raczej trzydzieści minut. Zaczynając od teraz.
John został poprowadzony w stronę jednego z kuchennych krzeseł i zmuszony do opadnięcia na nie, podczas gdy Sherlock robił standardowe badania, mierzył puls i sprawdzał rozszerzenie źrenic.
- John, absolutnie nie ma się czym martwić – powiedział ostrożnie.
- Dlaczego stwierdzenia takie jak te sprawiają, że natychmiast wiem, że to całkowita nieprawda? – odparł John przekornie. – No dobra, co jest?
- Twoje serce galopuje, a ciśnienie krwi wzrosło.
- Och. To niedobrze. Zazwyczaj moje ciśnienie spada, a nie wzrasta. I to dopiero po dobrych kilku godzinach, nie natychmiast. Co z rozszerzeniem źrenic?
- Brak. Właściwie, twoje źrenice są teraz zwężone.
John westchnął z rezygnacją. – Jest jakaś szansa, że masz na to antidotum?
- Przykro mi, John – rzekł Sherlock z prawdziwym żalem. – Nic nie mogę zrobić… musimy po prostu poczekać, aż twoje ciało to wydali w procesie przemiany materii.
John wstał i skierował się w stronę lodówki. – Zjem coś… to powinno przyspieszyć obrót spraw.
Sherlock przytaknął nieszczęśliwie. Ta wersja jego związku wydawała się kompletną porażką – co za strata dnia na eksperyment.

oOo

Kontynuowali testowanie reakcji Johna co trzydzieści minut przez następne kilka godzin po tym, jak wziął swoją dawkę. Po jakimś czasie dobiegł ich dźwięk wiadomości. Sherlock spojrzał na telefon i skrzywił się widocznie. Cierpliwość Johna i tak się kończyła ze stresu spowodowanego nieoczekiwaną reakcją na formułę, i właściwie warknął na Sherlocka, kiedy ten powiedział mu, o co chodzi.
- Lestrade ma sprawę. Zaginione dziecko – liczy się czas. Zabrane z zamkniętego pomieszczenia, brak znaków włamania. Potrzebuje mnie - powiedział Sherlock przepraszającym tonem.
Wiedział, że John będzie zirytowany. Uzgodnili, że nie będą się rozdzielać podczas eksperymentu, więc to oznaczało, że obaj muszą iść na miejsce zbrodni. Ale uzgodnili też, żeby nikomu nie mówić co robią, co znaczyło, że John naprawdę nie chciał być widziany przez policję tego wieczoru.
Rozsądnie, choć raz, Sherlock zapytał Johna o zdanie.
- Co chcesz zrobić, John? Jeśli chcesz, żebym tu został, zrobię to.
John wstał nagle i zaczął chodzić po pokoju, irytacja była widoczna w każdym jego kroku.
- Czego bym chciał, Sherlock, to mieć swój umysł z powrotem takim, jaki powinien być, i może choć raz spokojny wieczór. Ale na to nie ma szans. Więc chyba pójdziemy. To najgorszy czas i zamierzam obarczyć cię odpowiedzialnością za cokolwiek, co zrobię. Ale nie mogę cię zmusić, żebyś tu został, kiedy możesz ocalić dziecko – przyznał John ponuro.
Sherlock skinął głową, wdzięczny za zgodę Johna, nieważne jak niechętną, i obaj pospieszyli znaleźć płaszcze i buty, zanim skierowali się w stronę drzwi, by zawołać taksówkę.
Dotarcie na miejsce zajęło im tylko chwilę. Greg Lestrade i jego zespół już czekali. Sherlock przywitał się z nimi w swój zwykły, lekceważący sposób. John ograniczył się do krótkiego skinięcia, nie chcąc ryzykować, kiedy nie w pełni się kontrolował.
Sherlock złapał go za ramię i obaj weszli do dziecięcej sypialni, gdzie detektyw natychmiast zaczął szukać wskazówek. John stał w drzwiach, będąc w bardzo złym humorze. To nie był jego normalny stan i czuł się tym zażenowany. Normalnie byłby tak samo chętny jak Sherlock, by przyjść i pomóc w takiej sprawie, i obserwowałby swojego współlokatora i przyjaciela z zainteresowaniem i przyjemnością, kiedy detektyw zajmowałby się swoją robotą i dedukował, i rozwiązywał. Ale dzisiaj nic z tego nie miało dla niego znaczenia.
Nie dbał o pomaganie policji, nie dbał o Sherlocka, nie dbał nawet o znalezienie dziecka.

oOo

Sherlock miał właśnie powiedzieć Johnowi co znalazł, kiedy spojrzał na niego i zatrzymał się. Twarz Johna ukazywała całą gamę emocji – smutek, zakłopotanie, ponurą akceptację, ale najbardziej – wściekłość. Sherlock zauważył jego zaczerwienione oblicze, zaciśnięte szczęki, bielejące knykcie, nieświadomie zaciśnięte pięści, i wiedział, że trzeba działać szybko.
Bez słowa złapał go za ramię i wyciągnął go z domu, prowadząc do alejki na stronie, gdzie było ciszej. John przez chwilę po prostu stał, dysząc, a potem walnął pięścią w ścianę z wyraźną furią. Sherlock wzdrygnął się i odruchowo zrobił krok w tył. Widział, że John próbuje się kontrolować, ale nie bardzo mu to wychodzi.
- Niedobrze, Sherlock. Coś ty mi, do diabła, dał?
Sherlock odpowiedział ostrożnie, uspokajającym głosem. – John, nie zrobiłem tego specjalnie. Ta wersja formuły miała spowodować wzrost emocji, ale wiesz, że końcowym rezultatem ma być miłość, nie wściekłość. Naprawdę bardzo mi przykro.
Spokojny ton działał.  John zdołał wziąć głęboki oddech i rozluźnić pięści. 
- Musisz mnie stąd zabrać, Sherlock, nie potrafię utrzymać temperamentu na wodzy i nie będę potrzebował dużo prowokacji choćby ze strony Donovan, by zrobić coś, czego będę żałował.
- Oczywiście – pospiesznie zapewnił go Sherlock. – Uprowadzenie jest i tak oczywiste – to starsze rodzeństwo, wykluczone z rodziny. Ktoś miał klucz do sypialni, dlatego to wygląda na nienaruszone. Nie chodziło o to, by skrzywdzić dziecko, tylko żeby je poznać. – Ucichł. – Będzie w porządku, jeśli pójdę i powiem Lestrade’owi, gdzie go szukać? Zrobiłbym to później sms-em, ale nie chciałbym się rozpraszać, jeśli zrobi się gorzej.
John rozejrzał się po cichej alejce – kawałek dalej był schodek, na którym mógłby przysiąść, nie będąc widzianym. Wskazał go Sherlockowi i powiedział, żeby się pospieszył, a potem odszedł, by usiąść i poczekać. Zwinął się w nieszczęśliwą kulkę, kolana wepchnął pod brodę. Desperacko pragnął trzymać się z daleka od wszystkich, zawstydzony tym, że nie potrafi się kontrolować. Nienawidził tego, to było gorsze niż bycie z powrotem w armii. Przynajmniej wtedy ataki wściekłości miały dobry powód, i znajdowały ujście w walce, albo w ratowaniu komuś życia na stole operacyjnym. Musiał wziąć się w garść.
- To tylko chemia – powiedział do siebie, powtarzając to jak mantrę. – Głęboki wdech. To minie. To nie jest prawdziwe.
Niedługo potem Sherlock wypadł zza rogu, wyraźnie biegnąc z sypialni chłopca.
- Samochód jest w drodze – wysapał bez tchu. – Poprosiłem Mycrofta o przysługę. Pomyślałem, że dzisiejszego wieczoru dasz sobie radę bez kierowców taksówek i ich opinii.
John skinął głową w podziękowaniu za gest i ostrożnie wstał, opierając plecy o ścianę i utrzymując dystans od Sherlocka. Czuł emocje buzujące w nim i nie ufał samemu sobie. Wszystko było tuż pod powierzchnią… niewiele było potrzebne, by nim zawładnęły. Kolejny głęboki wdech. To nie jest prawdziwe. Tylko chemia. 
- Kiedy samochód podjedzie, mógłbyś usiąść z przodu? Zostawić mnie samego z tyłu?
Sherlock spojrzał na niego przenikliwie, oceniająco. Cokolwiek zobaczył, musiało go zaskoczyć – jego oczy rozszerzyły się lekko, zanim skinął głową, wyrażając zgodę, i nie czyniąc żadnej próby wyperswadowania mu tego. 
Stali w ciszy w alejce, zanim telefon Sherlocka się odezwał i detektyw z pewną ulgą stwierdził: 
- Już jest, chodź.
John poszedł, o krok za Sherlockiem. Krok Sherlocka był żwawy i przecisnął się przez tłum gapiów bez słowa, ledwie przytrzymując drzwi samochodu dla Johna, zanim sam wsunął się na przednie siedzenie pasażera.
John zapiął pasy i zamknął oczy, chcąc odciąć się od świata. Usłyszał mruczącego coś Sherlocka, a potem muzyka wypełniła samochód. Bach, pomyślał John, próbując rozproszyć swoją uwagę, zmuszając się do skupienia na kojących dźwiękach i pozwalając muzyce wyprzeć wszystkie emocje.
Miał zamknięte oczy aż do chwili, kiedy samochód zatrzymał się przy ich mieszkaniu i Sherlock otworzył jego drzwi. Teraz potrafił się kontrolować odrobinę bardziej niż wcześniej i dał radę wyjść z auta i pójść do 221B bez żadnych incydentów. Sherlock zatrzymał się na chwilę, by porozmawiać z kierowcą, a potem podążył za Johnem, zamykając za nim drzwi. Kiedy już był w środku, przystanął, niepewny jak się zachować. Pragnął wyjść naprzeciw Johnowi i uspokoić go, jako że był zestresowany wydarzeniami wieczoru, ale nie odważył się, kiedy John był tak zmienny.
John podjął decyzję za niego. Wszedł do kuchni i usiadł na jednym z krzeseł. 
- Zrób wszystkie pomiary, a potem idź do pokoju i zamknij drzwi. Ja zrobię to samo. Nie wiem, czy będzie się pogarszać czy polepszać, a nie chcę ci zrobić krzywdy.
Sherlock podszedł bliżej. Zmierzył Johnowi puls (wciąż podwyższony), i sprawdził źrenice (jak główki szpilek), wraz z ciśnieniem krwi (wysokie jak diabli). Zapisał wszystko w arkuszu i odsunął się, by John mógł wstać. Ale John siedział twardo, najwyraźniej nie chcąc podnieść się z krzesła, zanim Sherlock go nie posłucha i nie pójdzie do pokoju.
- Nie jest tak źle, John, rano wszystko będzie w porządku, mogę…
Pięść walnęła w blat stołu, przerywając Sherlockowi w połowie zdania. John, który nigdy nie podnosił głosu, wrzasnął: - WYNOŚ SIĘ!
Sherlock wydał z siebie dziwny skrzek i dał dwa kroki do tyłu, zanim szybko poszedł do swojego pokoju i zamknął drzwi. Stał po drugiej stronie, opierając się o drewno, adrenalina krążyła po jego ciele. Ku swej uldze usłyszał, że John gasi światło i kieruje się po schodach do własnej sypialni.
Detektyw położył się na łóżku w pełni ubrany, z telefonem w ręku. Słuchał, jak John się przebiera i kładzie do łóżka, ale pozostał w gotowości aż do czasu, kiedy wymknął się i wszedł do połowy na schody, by usłyszeć niemożliwy do pomylenia odgłos miękkiego chrapania, który powiedział mu, że John zasnął. Rozluźniony wrócił do pokoju. Ale jednak zamknął za sobą drzwi na klucz.

oOo

Następnego ranka Sherlocka obudziło leciuteńkie pukanie do drzwi. Zwlekł się z łóżka i stanął pod drzwiami, wahając się przez chwilę.
- Przyniosłem ci herbatę i tost, Sherlock. Twoja formuła straciła działanie, sprawdziłem swoje statystyki – wszystko wróciło do normy.
Sherlock otworzył drzwi, by po drugiej stronie znaleźć bardzo skruszonego Johna Watsona. Machnął ręką, zapraszając go do środka, a potem z powrotem wlazł do łóżka, nie zamierzając jeszcze wstawać. John usadowił się na brzegu, balansując dwoma kubkami herbaty i talerzem z tostem, zanim Sherlock nie wziął od niego jednego kubka i tosta pokrytego cienką warstwą marmolady. Przez moment panowała cisza, kiedy oboje kontemplowali zawartość swoich kubków i unikali swojego wzroku.
- Naprawdę przepraszam, Sherlock – powiedział John miękko, ze spuszczonymi oczami. – Nie pamiętam, co dokładnie się wydarzyło, ale wystarczająco dużo, by wiedzieć, że musiałem cię wczoraj wystraszyć.
Sherlock chciał go zbyć i zaprzeczyć, że był kiedykolwiek choćby trochę przerażony, ale to utknęło w jego gardle i zamiast tego rzekł:
- Ja też przepraszam – nigdy nie przewidziałem tego, jaki wpływ może mieć na ciebie formuła. W przyszłości będę bardziej ostrożny. – Zrobił pauzę, jakby coś go nagle uderzyło. – Pozwolisz mi kontynuować, prawda, John? – Jego głos był pełen niepokoju. – Obiecuję, że dowiem się, co poszło źle, żeby to się już nigdy nie zdarzyło.
John uśmiechnął się z ulgą – obawiał się, że jego niekontrolowany wybuch naruszył ich przyjaźń. Jeśli wszystko, czego chciał Sherlock, to kontynuowanie eksperymentu, John mógł mu to zapewnić. Sprawdzi podwójnie – potrójnie – co ma z nim zrobić następna formuła, ale pomyślał, że wydarzenia z ostatniej nocy przeraziły ich oboje wystarczająco, i będą rozsądniejsi.
Na tę myśl John wybuchnął śmiechem.
- Co? – spytał Sherlock, ciekaw, uśmiechając się wbrew sobie.
- Pomyślałem tylko, że w efekcie ostatnia noc uczyniła nas oboje rozsądniejszymi. – Oczy Johna były rozszerzone, kiedy wyjaśniał. – Tak jakbyś mógł znaleźć związek mogący sprawić coś takiego.

______________________________________________

Streszczenie notatek z eksperymentu S. Holmesa – użycie chemicznego stymulatora w celu wywołania niewybrednego, silnego afektu i osobistego przywiązania („miłości”) na obiekcie doświadczalnym w kontrolowanym okresie czasu.
Tydzień trzeci: związek 2013107 #03
Obiekt: Doktor John H. Watson
Notatki: Obiekt reaguje na związek niemal natychmiastowo, pomimo żadnego celowego wzrostu stężenia. Ta wersja wzmacnia emocje, ale niestety w złym spektrum, sprawiając, że obiekt skłonny jest do wybuchów złości i frustracji. Pewna powściągliwość została zaobserwowana, kiedy obiekt został wystawiony na działanie uspokajającej muzyki i dano mu trochę przestrzeni, ale każda konfrontacja, nieważne jak mała, otrzymywała nieproporcjonalną odpowiedź. Należy być ostrożnym i upewnić się, że następne wersje nie powtórzą tych negatywnych stanów emocjonalnych – nie sprzyjają eksperymentowi.
Wnioski: Silne, niekontrolowane emocje. Niestety, wyrażane raczej wściekłością niż oczekiwaną „miłością”.
Konkluzja: Należy być ostrożnym, by nie wpływać na wzrost emocji w negatywny sposób. Upewnić się, że John jest w bezpiecznym miejscu przed rozpoczęciem następnego eksperymentu.

-Johnlocked

4 komentarze:

  1. Dziękuje ! Oh , jak ja to kocham czytać ; 3 Oczywiście jak zwykle super napisane ;D Teraz co będzie następnie ? Skandal w Hogwarcie , lub ? :D czekam na nowy post .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz będzie Skandal, bo już jest prawie, prawie skończony, a potem może porcyjka listów, bo je zaniedbałam. A co potem, to się okaże... Może coś z innego fandomu wreszcie ;)

      Usuń
  2. Ten odcinek bardzo mi się podobał ;D Choć nic nie przebije miłości do czajnika (o ile czegoś nie pomyliłam xD). Życzę duuużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. fantastyczna część :) bardzo mi się podoba i czekam z niecierpliwością co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer