by bethanyyerinn
Nic nie jest moją własnością.
AU: Postacie z Sherlocka w uniwersum Harry’ego Pottera. Ma to miejsce jedenaście lat po wydarzeniach mających miejsce w książkach – John zaczął chodzić do Hogwartu pięć lat po upadku Voldemorta i główna fabuła rozgrywa się podczas jego szóstego roku – więc jeśli szukacie historii, gdzie postacie z Sherlocka wchodzą w interakcje z postaciami z Hary’ego Pottera, to nie jest historia, której pragniecie. Pomimo, że nauczyciele będą w większości ci sami, jak McGonagall, i Filch, i Hagrid, i inni (i Neville będący profesorem zielarstwa), i pojawią się odwołania do Harry’ego i jego przyjaciół, bo są sławni, ta historia o nich nie opowiada. To nie jest również druga generacja rodzin Potter/Weasley, więc tutaj nie wystąpią. Jednak moooooże pojawi się gdzieś Harry. MOŻE. Nie liczcie na to, mogę zmienić zdanie.
Och, i małe ostrzeżenie, ta historia może się okazać bardzo, BARDZO długa. Jak książka. Czasami mnie ponosi.
Rating M dla bezpieczeństwa, bo nie mam pojęcia, czy pojawi się smut. Jeszcze nie zdecydowałam.
Przypis tłumaczki: Historia jest długa. Naprawdę. I pojawi się smut, z tego co pamiętam, to w jednym rozdziale, na początku jest ostrzeżenie. Aha, tak dla ścisłości, nie będę tłumaczyć wszystkich notek autorki, to chyba zrozumiałe, tylko te najważniejsze. Enjoy :) Mam nadzieję, że pokochacie to tak samo jak ja.
Przepraszam, że na początku tak dużo wszystkiego, ale jeszcze jeden drobny szczegół. Jako że ta historia ma 38 - 38! - rozdziałów, założę nową zakładkę z rozdziałami. Będzie względny porządek :)
_________________________________________________
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tchórzliwy lew
John Watson nigdy nie mógł pozbyć się uczucia, że jest oszustem. Ludzie uważali, że jest w porządku, ale on w sercu wiedział, że to nieprawda.
Wszystko dlatego, że Tiara Przydziału spieprzyła sprawę, przydzielając go do domu na pierwszym roku.
Widzicie, John zawsze wiedział, że skończy jako Puchon. Przez całe jego życie, zawsze mówiono, że jest „lojalny” i „litościwy”, więc kiedy zanurzył się w świat czarodziejów w wieku ośmiu lat, od razu wiedział, w którym domu wyląduje. Nie dlatego, że do tego aspirował czy coś, po prostu to do niego pasowało. Lojalny, bez żadnych innych przydatnych umiejętności. To właśnie był John Watson. Bez obrazy dla innych Puchonów, oczywiście. Ale naprawdę, „odwaga”, „mądrość” i „ambicja” były dużo bardziej przydatne niż „lojalność”. Cóż ty z tym, do cholery, możesz zrobić?
Starsza siostra Johna, Harry (którą nazywali tak zanim w ogóle wiedziała, że istnieje ktoś taki jak Harry Potter, miej to na uwadze, bo nie zdawała sobie sprawy, że czarodzieje istnieją, zanim nie dostała listu przez sowę w wieku jedenastu lat) trafiła do Gryffindoru i zawsze opowiadała o tym, jaki to najlepszy dom i że John musi „wyhodować sobie jaja”, żeby mógł być wystarczająco fajny i być tam razem z nią. Ale to, co ona o tym myślała, nie miało większego znaczenia, bo on miał skończyć w Hufflepuffie i to wszystko.
Wtedy John dostał się do Hogwartu. Już rozpoznawał kilku uczniów. Molly Hooper mieszkała blisko niego i chodzili razem do podstawówki. A tam była Judy Hudson, którą znał, bo jej matka, pani Hudson, była kiedyś jego nianią. Okazało się jednakże, że była wiedźmą, nawet jeśli będąc dzieckiem o tym nie wiedział, i że uczy w Hogwarcie mugoloznawstwa . Może dla własnego dobra wziąłby sobie ten przedmiot, ale jako że był wychowywany jak mugol do czasu, aż jego siostra dostała list, wiedział o życiu mugoli wystarczająco dużo, by nie musieć się uczyć. Słyszał od Harry, że mugoloznawstwo stało się znacznie bardziej popularne po Voldemorcie. Zaczęła chodzić do Hogwartu dwa lata po tym, jak Voldemort, którego zwykle nazywano Sam-Wiesz-Kim, został zabity przez Harry’ego Pottera. Tak naprawdę, wciąż odbudowywali kilka rzeczy, kiedy zaczęła naukę. Trzy lata później, kiedy zjawił się tu John, renowacja była już co prawda ukończona, ale wciąż pozostało odrobinę tej mody na bycie pro-mugolskim i mugolakiem, jakby to miało naprawić całe zło wyrządzone przez Voldemorta.
John wiedział o tym tylko dzięki pogłoskom, bo jego rodzina była jak każda mugolska rodzina zanim Harry dostała list i zostali nagle wkręceni w świat magii. Jego matka była mugolką, a ojciec odszedł przed narodzeniem Johna. Mama nie miała pojęcia, czy ich ojciec był czarodziejem czy nie, więc kiedy ktoś o to pytał, John mówił, że jest mugolakiem, bo po prostu nie był pewien. Tyle że odkąd okazało się, że i Harry i John są czarodziejami, było możliwe – może nawet prawdopodobne – że pan Watson był czarodziejem, ale tego John nigdy się nie dowie. Jednak kiedy tylko rodzina Watsonów odkryła, że mają ukryty gen czarodziejów, ich dom stał się całkiem magiczny. Pomimo tego, że ich matka była mugolką, miała absolutną obsesję na punkcie rzeczy związanych z magią. John uważał, że to nieco dziwne, ale kiedyś słyszał o czarodziejach mających obsesję na punkcie rzeczy mugoli, więc nie było zbytniej różnicy.
Pamiętał dokładnie, kiedy po raz pierwszy ukazały się u niego oznaki magii. Był troszeczkę zmartwiony, że może Harry okazała się szczęśliwym przypadkiem, i że może John nie był ani trochę czarodziejem, aż do dnia, w którym Harry ukradła jego pluszowego misia (który był nazwany, całkiem kreatywnie, Pluszowym Misiem) i nie chciała go oddać, a on był tak wściekły, że roztrzaskał wazon samymi myślami. To był jedyny raz, kiedy coś zniszczył, a jego mama była tym podekscytowana. Osobiście uważał, że była odrobinę zazdrosna o ich magię i jako że ona jej nie miała, żyła ich życiem.
Najważniejsze w tym wszystkim było, że kiedy John trafił do Hogwartu, wiedział już trochę o magicznym świecie od swojej siostry, jak na przykład, że Kingsley Shacklebolt był Ministrem Magii i że Minerwa McGonagall była nową dyrektorką (chociaż ludzie dziwili się temu, bo była dosyć leciwa. Ale znów, Dumbledore, kiedy zmarł, miał na karku jakieś trzy setki, wnioskując z tego, co John o nim słyszał, więc wciąż żyjąca McGonagall nie była takim znowu zaskoczeniem). I wiedział, że pierwszoroczni dostają się na zamek zaczarowanymi łódkami, i ktoś mówił, że Ron Weasley zaczarował swoją łódkę tak, że płynęła tyłem, kiedy był pierwszoroczniakiem. John nie był pewien, czy w to wierzył. Słyszał mnóstwo historii o „Bohaterach Hogwartu”, i ponad połowa z nich była zmyślona. Mówili też, że Neville Longbottom szaleńczo szukał swojej ropuchy przez całą drogę pociągiem, też jak był pierwszoroczny, i to było wysoko nieprawdopodobne. Ludzie po prostu zmyślali.
John wciąż nie był pewien, dlaczego pamięta swoją pierwszą noc w Hogwarcie tak wyraźnie, jakby to było wczoraj…
____________________________________________________
Czekał na swój przydział. Tiara Przydziału właśnie skończyła swoją piosenkę, która Johnowi całkiem się podobała. Najwyraźniej śpiewała tak co roku.
John był na końcu alfabetu – dosłownie ostatni na liście, w tym wypadku – więc musiał sporo czekać, zanim w końcu go wywołano. Słyszał, jak i Molly, i Judy zostają przydzielone do Hufflepuffu, i słuchał, jak wielu innych nieznajomych dostaje przydział. Był zadowolony, że będzie miał je obie do rozmowy, więc nie będzie zupełnie samotny pierwszego dnia tutaj.
I wtedy wiedział, że teraz jego kolej, bo stał sam, cała reszta jego kolegów już przydzielona. Nie wiedział, dlaczego się denerwuje, przecież i tak skończy jako Puchon. Nie było jakiejś niepewności.
Głos dyrektorki McGonagall rozbrzmiał w sali.
- Watson, John!
Podszedł do Tiary Przydziału, rozmyślając o zamieszaniu, które, jak słyszał John, powstało, kiedy przydzielany był Harry Potter, podobno nawet słyszał tiarę mówiącą w jego myślach. Widzicie? Te historie bywały naprawdę prześmieszne.
Tiara została umieszczona na jego głowie. Nastała dosłownie chwila ciszy.
I tiara krzyknęła: -GRYFFINDOR!
Widzicie, po prostu wiedział, że…
John zamrugał.
Czyżby źle usłyszał?
Czy ona właśnie powiedziała…
Stół Gryffindoru wstał, klaszcząc w dłonie. Jego usta otworzyły się z cichym „pop”.
Gryffindor. Tiara powiedziała „Gryffindor”.
John był szczerze zszokowany. Gryffindor, dom odwagi. Jakim cudem tiara zdecydowała, że ma tam należeć? Czy to możliwe, żeby kapelusz coś palił?
John automatycznie podszedł i usiadł przy stole obok innego dzieciaka, który właśnie doszedł do Gryfonów. Chciał siąść przy siostrze, ale była daleko od pierwszoklasistów. Ale pomachała do niego i mrugnęła, jakby wiedziała, że to nastąpi.
Kiedy usiadł, zauważył koło siebie chłopaka, który na pewno nie był pierwszorocznym, bo John nie widział, by go przydzielano, ale nie mógł być wyżej niż na trzecim roku, sądząc po wyglądzie.
- Czołem, chłopie – powiedział. – Nazywam się Greg – dodał, wyciągając dłoń. – Jestem na drugim roku.
- John – odparł, wciąż oszołomiony. – Ja jestem na pierwszym.
Poczuł się głupio w momencie, kiedy to zdanie wyszło z jego ust, ale Greg tylko zaśmiał się dobrotliwie.
- Taaa, zdążyłem zauważyć.
- Eehm… mam pytanie – powiedział John.
- W porządku – skinął Greg.
- Więc… czy Tiara Przydziału się kiedyś pomyliła?
- Co masz na myśli? – spytał Greg.
Ale wtedy dyrektorka poprosiła o uwagę w związku z przemówieniem na początek roku.
Przyjrzał się jej bliżej. Miała srogi wygląd, co podkreślały jej szmaragdowe oczy i sposób, w jaki jej włosy były ciasno zwinięte w kok, naciągając skórę twarzy. Wciąż były czarne jak smoła, mimo że na twarzy widniała siateczka zmarszczek. Osobiście zastanawiał się, czy je farbuje, czy może używa magii, by utrzymać je ciemnymi. Czy czarodzieje i czarownice – ci właściwi, którzy nie byli wychowani jak mugole – używali farby do włosów?
- Tradycyjnie, tak jak Albus Dumbledore, nie będę powstrzymywać głodnych uczniów przed jedzeniem długimi przemówieniami. Więc… wpychajcie!
Starsze dzieciaki wydawały się tego spodziewać, bo niektórzy już mieli w rękach złote sztućce. Wtedy jedzenie nagle pojawiło się na złotych półmiskach już leżących na długich stołach, ku zdziwieniu Johna. Nikt mu nigdy o tym nie wspomniał.
- Łał – wymamrotał.
Kiedy ludzie wokół niego zaczęli jeść, usłyszał rozmowę jakichś pierwszorocznych Puchonek.
- Wiedziałaś, że to jedzenie jest robione przez nieopłacane skrzaty domowe?
Inna dziewczyna stwierdziła szydząco:
- Cóż, twoje informacje są przestarzałe o jakąś dekadę. Hermiona Granger – wiesz, ta, która razem z Harrym Potterem zniszczyła horkruksy – pracuje w Departamencie Regulacji i Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, i jest bardzo aktywna przy przyznawaniu praw skrzatom domowym.
- Naprawdę?
- No. Przypuszczalnie ostatnio dostała ofertę stanowiska w Departamencie Egzekwowania Magicznego Prawa.
- Skąd ty to w ogóle wiesz?
- Cóż, moja mama zna gościa, który zna dziewczynę, która ma siostrę i ta zna Rona Weasley’a, który jest mężem Hermiony.
- Wiem, kim jest Ron Weasley! Nie jestem idiotką!
- Taa, no więc, słyszałam, że mówiła, że nad tym pomyśli. Nad dołączeniem do składu od Egzekwowania Prawa. A wiedziałaś, że po walce o Hogwart wróciła do Hogwartu, żeby skończyć ostatni rok i zrobiła to w dwa miesiące, a do tego zdała wszystkie OWUTEM-y śpiewająco? Jest taka mądra. Mam z nią siedem plakatów w moim pokoju w domu…
Wtedy John przestał słuchać. Dziewczyny i ich obsesje.
Zgarnął dla siebie trochę zapiekanki pasterskiej i zaczął jeść. Cóż, od tego zaczął. Zaraz potem przerzucił się na milion innych rzeczy i już dziesięć minut później był napchany. Spojrzał na Grega, który też wyglądał, jakby zjadł za dużo.
- Mówiłeś coś o przydziale? – spytał sennie Greg, pociągając łyk soku dyniowego.
- Och, racja. Pytałem, czy ktoś kiedyś został źle przydzielony.
- No… nie sądzę. Wiesz, Tiara Przydziału zna się na rzeczy. To się chyba nie psuje. A czemu?
- Bo… cóż, myślę, że wylądowałem w złym domu.
Dziewczyna o cerze barwy karmelu i długich, kręconych włosach wtrąciła się nagle z jego drugiej strony. Widział, jak była przydzielana.
- Tak długo, jak nie trafisz do Slytherinu, kogo to obchodzi?
- Hej – Greg odezwał się ostro. – Slytherin nie jest taki zły.
- Jasne. Moja siostra mówiła co innego – zaszydziła.
- W takim razie twoja siostra się myli – nalegał Greg. – Nie słyszałaś o Severusie Snapie? Był potrójnym agentem! Harry Potter bez niego nigdy nie osiągnąłby sukcesu. Voldemort by wygrał!
Temperatura w pomieszczeniu jakby opadła trochę przy wspomnieniu tego imienia. John słyszał, że ludzie bali się tego imienia, i teraz mógł zobaczyć dlaczego. Było w tym coś takiego… że mu się nie podobało.
Nikt nic nie powiedział, ale John widział, że inni też to dostrzegli.
Ale sekundę później świat ruszył dalej i dziewczyna odpowiedziała:
- Cóż, to że jeden jest w porządku nie oznacza, że inni też.
Greg wywrócił oczyma i wrócił do jedzenia.
- Jak masz na imię? – spytał John, tylko dlatego, że zorientował się, iż powinien zawrzeć tak dużo znajomości, jak tylko może, nieważne jakie by nie było pierwsze wrażenie.
- Sally – odparła.
- Ja jestem John.
- Pewnego dnia zostanę aurorem.
John nie był pewien, dlaczego to powiedziała, ale wtedy Greg odwrócił się.
- Tak? – zapytał, jakby nie chciał się wydać zbyt zainteresowany.
- No pewnie! To najlepsza praca!
- Cóż… ja też chcę nim zostać – stwierdził Greg cicho.
- Łał, ekstra! A ty, John? Chcesz być aurorem?
John był podenerwowany, kiedy cała uwaga skupiła się na nim. – Emm… - wymamrotał. Nigdy się na poważnie nie zastanawiał, kim chce zostać. W końcu miał tylko jedenaście lat. Ale kiedy był mały, zawsze marzył o byciu doktorem. – Może uzdrowicielem.
- Jak u Świętego Munga? – sprecyzowała Sally.
John pokiwał głową, zadowolony, że Harry wspominała o tym miejscu, więc wiedział, że to szpital bez kłopotliwych pytań. – Właśnie tak.
Sally nie wyglądała na specjalnie podekscytowaną, co potwierdziło się, kiedy powiedziała: - Cóż, to nie tak fajne jak bycie aurorem, ale jak tam chcesz, tak myślę.
Wtedy Greg pospieszył z ratunkiem.
- Hej, uzdrowiciele są ważni.
Wywróciła oczyma. – Okej, jasne.
Wróciła do jedzenia. John nie był pewien, czy ją lubi.
Przywitał się z kilkoma innymi pierwszorocznymi, ale wciąż zastanawiał się, co poszło źle przy przydziale. Spojrzał w stronę stołu Hufflepuffu i napotkał spojrzenie Molly, która pomachała. Próbował odwzajemnić jej uśmiech, ale już czuł, że to nadchodzi. To uczucie, że jest w jakiś sposób oszustem, bo wylądował w Gryffindorze. W domu dla pełnych odwagi bohaterów. Którym on zdecydowanie nie był.
___________________________________________________
John aż do dziś nie mógł rozgryźć, o czym myślała Tiara Przydziału, umieszczając go w Gryffindorze. Nigdy w życiu nie zrobił nic odważnego. Był pałkarzem w drużynie Quidditcha, i niektórzy mówili, że to odważne, bo tłuczki nadlatywały z niezłą prędkością, ale on właściwie nigdy nie był zagrożony uderzeniem czy czymkolwiek, był na to zbyt szybki.
Tak naprawdę, John wcale nie był odważny. I może to nie powinno go tak bardzo martwić, ale jednak martwiło. Nigdy nie mówił nic przyjaciołom, ale sporo o tym myślał. Bo chciałby być odważny. Ale po prostu nie był. Albo przynajmniej nigdy nie miał do tego okazji.
Raz poszedł z tym do McGonagall.
A ona powiedziała mu, głosem milszym niż zazwyczaj:
- Czasami Tiara Przydziału wie o nas więcej niż my sami. Jeśli umieściła cię w Gryffindorze, musiała w tobie zobaczyć coś, czego ty nie widzisz.
I John desperacko pragnął, by miała rację.
-Johnlocked
Powiem jedno: chcę więcej! Wow, naprawdę cieszę się, że to tłumaczysz, historia zapowiada się świetnie ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo weny! ;**
Mam już prawie pięć rozdziałów! :D Ale potrzymam Was trochę w niepewności, a co...
UsuńPowiem tylko tyle, że jeśli ten rozdział tak Ci się podobał, to naprawdę nie wiem, co powiesz na następne, gdzie zaczyna się konkretna akcja... ^^
Ale mocno nie torturuj, błagam xD Naprawdę rozdział był ciekawie napisany, przez co ciekawość zżera ;p Pewnie jak będę czytać kolejne rozdziały, to zwariuję xD A co ile mniej więcej czasu będziesz publikować to opowiadanie? ;)
UsuńPostaram się jak najszybciej, ale kończą mi się ferie, więc mam trochę zapasów, których nie chcę zużyć zbyt szybko, bo szkoła wzywa... Lepiej stopniowo niż wszystko na hurra, a potem miesiąc przerwy. Poza tym będę przerywać innymi fikami, żeby nie było monotonnie. Na ten moment... może jeden rozdział na tydzień? Tak myślę :)
UsuńNo, chyba że naprawdę będziecie cierpieć, to się zlituję ^^
Wrzeszczałabym, że chcę częściej, ale jak na ten moment jeden rozdział na tydzień w zupełności wystarczy ;) Tak, lepiej mieć parę rozdziałów w schowków, wiem, co czujesz, bo też kiedyś pisałam ;D Mi też niestety kończą się ferie, więc współczuję ;)
UsuńHah, no może raz na 5 dni ;) Jak mówiłam, naprawdę się postaram. Swoją drogą, tłumaczenie tego jest naprawdę WIELKĄ przyjemnością, od której trudno się oderwać, więc to chyba w granicach moich możliwości.
UsuńPrzy pisaniu jest chyba nawet jeszcze gorzej. Tutaj chodzi o możliwości czasowe, a kiedy pisałam swoje autorskie prace, w grę wchodziła też "wena", czasem miałam niezłą blokadę... i cóż zrobić. Dlatego wolę tłumaczyć :D
Pomachajmy chusteczką i popłaczmy razem za odchodzącymi feriami... Papa wolności! ^^
W zupełności masz rację ;D Gdybym znała dobrze jakiś język, to też bym tłumaczyła ;) Aż Ci zazdroszczę tej przyjemności, też tak bym chciała xD
UsuńNigdy nic nie wiadomo, może w przyszłości się skusisz ;)
UsuńJa jak zaczynałam też miałam problemy, a teraz idzie dużo płynniej - chyba się dzięki temu czegoś nauczyłam, bo ja wiem... ^^
o kurczę! to jest po prostu fantastyczne! BARDZO mi się podoba :) Harry Potter to jedna z moich ukochanych książek, ale nie spodziewałam się, że tak wstrząśnie mną powrót do dzieciństwa :D bardzo dobrze napisane, całkiem w stylu Rowling, dlatego pochłania czytelnika w całości. nie mogę się doczekać dalszego ciągu, a w szczególności SH ;) w miarę czytania banan na moich ustach robił się coraz większy :P aż nabrałam ochoty na przeczytanie HP od nowa... jakiś czwarty raz ;) szkoda, że sesja przeszkadza... ale to nic, życzę jak najwięcej czasu wolnego i czekam, czekam, czekam :)
OdpowiedzUsuńW stylu Rowling? O matko. Musiałam przeczytać trzy razy... większym komplementem w życiu mnie nikt nie obdarował <3 Dziękuję <3
UsuńMnie też właśnie nachodzi coraz większa ochota na powrót do Pottera, miło jest sobie przypominać te wszystkie terminy i stworzenia. Czysta magia po prostu.
Powodzenia na sesji ;)