niedziela, 5 października 2014

41. Skandal w Hogwarcie 11

Tak jak z poprzednim rozdziałem męczyłam się miesiąc (z przerwami), tak ten poleciał w 3 dni. Takie rzeczy. Ale to chyba dobrze ;)


ROZDZIAŁ JEDENASTY
Przygody 2, 3, 4: Bezsenne próby

John i Sherlock siedzieli w Pokoju Życzeń, przeglądając żartobliwe eliksiry, których przepisy wisiały na ścianach. Sherlock jeszcze nie wspomniał, dlaczego je przeglądali, ale John nawet się tego nie spodziewał. Sherlock lubił sekrety, szczególnie, jeśli chodziło o sprawy jak ta. Wszystkim, co powiedział, było to, że szukają „zabawnego” eliksiru. Zapisał kilka, między innymi eliksir na porost włosów, postarzający, zmieniający głos, a także zaklęcie zamraczające.
Wtedy John sprawdził czas. – Och nie. Muszę iść na zajęcia. – Wciąż nie zdecydowali się na eliksir.
- Bez obaw, John, będziemy mieli mnóstwo czasu na przygodę albo dwie dziś wieczorem.
- Albo dwie? – spytał John niedowierzająco.
-Albo trzy – poprawił się Sherlock. – I zacząć czwartą.
- Chyba żartujesz.
- John, czy ja często żartuję?
- Nie, raczej nie – zagderał John.
I wtedy Sherlock wyszedł, nie czekając na Johna.
- Zawsze taki dramatyczny – wymamrotał John, zanim chwilę później ruszył za nim.
Środa była dla Johna dobra i zła. Zła, bo był to jeden z dwóch dni w tygodniu, kiedy nie miał żadnych zajęć z Sherlockiem. Ale dobra, bo obaj mieli wolne po lekcji zaczynającej się po lunchu, co oznaczało, że mieli więcej czasu przed kolacją niż zazwyczaj. Ale znów, dziś wyglądało na to, że w owym wolnym czasie wpakuje się w mnóstwo kłopotów, więc może aż tak bardzo nie lubił śród.
Rankiem miał historię magii i zielarstwo i poczuł się winny w momencie, w którym zobaczył profesora Longbottoma. Zwłaszcza, kiedy ten powitał Johna entuzjastycznie przy wejściu do cieplarni. John ignorował uczucie najlepiej, jak potrafił, i przetrwał lekcję, starając się o tym nie myśleć.
Wtedy profesor Longbottom zatrzymał go, kiedy wychodził. – John – powiedział. Mógłbym z tobą porozmawiać?
Brzmiał tak samo dobrodusznie jak zazwyczaj, ale to nie oznaczało, że nie znał prawdy. John starał się wyglądać nonszalancko, kiedy przystanął przy drzwiach. Profesor zaczekał, aż inni uczniowie wyjdą, co tylko bardziej go zestresowało.
- Świetna robota z Mimbulusem – stwierdził Longbottom. – Naprawdę lubię te rośliny, jak pewnie wiesz, ale… są dosyć drażliwe. Byłeś jedyną osobą w klasie niepokrytą odorosokiem.
To była prawda. John wciąż był czysty, jakimś cudem. To był wyczyn, szczególnie biorąc pod uwagę, że nie przespał ani sekundy ostatniej nocy. Był zaskoczony, że jeszcze się nie przewrócił. 
- Rozmawiałem też ostatnio ze Slughornem, który powiedział, że jesteś gwiazdą na eliksirach – kontynuował Longbottom.
John wzruszył ramionami, zażenowany.
- Zastanawiałem się tylko, czy myślałeś kiedyś o byciu uzdrowicielem?
To go zaskoczyło. – Właściwie to tak – odparł. – Moi przyjaciele mówią, że to nie jest ekstra praca.
Longbottom wywrócił oczami. – A mnie ludzie mówili, że muszę być szalony, jeśli opuszczam departament aurorów, by być nauczycielem. Ale jeśli mam być szczery, tutaj podoba mi się dziesięć razy bardziej. – Uśmiechnął się szeroko. – Więc rób ze swoim życiem co ci się podoba, John. To co myślą inni ludzie się nie liczy.
- W porządku – powiedział John, zbierając się do wyjścia.
- Ale, jeszcze jedno – dodał profesor. – Po prostu wiem… przyjaźnisz się z Sherlockiem Holmesem.
- Tak… - przyznał John, znów nieco się denerwując.
- Cóż, po tym jak zapytał mnie wczoraj o Pokój Życzeń, martwiłem się… wydajesz się dobrym dzieciakiem. Mógłbyś się upewnić… upewnić, że nie pójdzie go szukać?
John jakimś cudem zachował kamienną twarz. – Naprawdę, niby jak miałby go znaleźć? Tak jak powiedział wczoraj, jest zbyt wiele możliwości, może być wszędzie.
- Ale chce go znaleźć. – To nie było pytanie.
- Taa, to racja – westchnął John. – Mówił, że jest prawie pewien, że to gdzieś przy kuchniach.
Kłamstwo przyszło mu do głowy niespodziewanie i załatwiło sprawę. Profesorowi nie do końca udało się ukryć ulgę. – No cóż, dzieciaki to dzieciaki – powiedział. – W każdym razie, miłego dnia, John.
- Nawzajem, panie profesorze – odpowiedział John i odetchnął, kiedy wyszedł z cieplarni. Jak udało mu się przejść przez to pole minowe, sam nie wiedział.

*** 
Wychodząc z trzeciej i ostatniej lekcji tego dnia, zaklęć, John był nerwowy. Jak zwykle Sherlock był zaraz za drzwiami.
- Więc co robimy dziś wieczorem? – spytał John.
- Och, dużo rzeczy – odparł Sherlock tajemniczo.
- Sherlock, nie spałem ostatniej nocy! – wyjęczał John. – Ty sobie radzisz bez snu, wiem, ale ja go potrzebuję! Nie możemy tego zrobić jutro?
- Robienie tego wszystkiego będąc niewyspanym jest częścią trudności, John. Właśnie dlatego zaplanowałem do wszystko na dziś. Jesteś na nogach od, ilu, trzydziestu godzin?
- Coś w tym stylu, mhmm – westchnął John, robiąc się nawet bardziej zmęczonym od samego myślenia o tym.
- No to będziesz na chodzie jeszcze jakieś dziesięć. Mniej więcej tyle nam to wszystko zajmie.
- Sherlock, umrę.
- Nie pozwolę ci umrzeć. Nawet pozwolę ci użyć eliksiru Wielkich Oczu, jeśli chcesz, ale musisz sam go zrobić.
- Sherlock, czy ty wiesz, jak trudny jest ten eliksir? Nigdy go nie zrobię w takim stanie!
- To wszystko część wyzwania, John.
- Niby jak to ma udowodnić, że jestem dzielny? – zaczął narzekać.
- Gryfoni nie są tylko odważni, John. O tym najczęściej się mówi, tak. Ale są też rycerscy i pełni determinacji. Już wiemy, że jesteś rycerski. Ten typ tak ma. Ale trzeba być naprawdę zdeterminowanym, by zrobić te wszystkie rzeczy, kiedy wszystkim, o czym myślisz, jest sen.
John zrobił minę, słysząc logikę Sherlocka. – No dobra. Ale jeśli umrę, wrócę jako duch i będę cię nawiedzał.
- Brzmi fair – zgodził się Sherlock i zaczęli iść w stronę Pokoju Życzeń.

*** 

Kiedy przybyli do swojej kryjówki, z zaskoczeniem odkryli, że zawartość pokoju trochę się zmieniła.
Większość była taka sama, z tym, że obok puszystych fioletowych foteli koło kominka stało również łóżko.
John z zażenowaniem zerknął na Sherlocka. To on otwierał drzwi, więc to on musiał sprawić, że łóżko się pojawiło.
- Musiałem myśleć o spaniu, kiedy wchodziłem, i pokój zauważył – stwierdził głupio blondyn.
- Nieważne – odparł Sherlock. – To tylko sprawi, że brak snu będzie trudniejszy, z łóżkiem stojącym niedaleko. – John jęknął, a Sherlock uśmiechnął się złośliwie. – No dobra, a skoro jesteś dzisiaj trochę nie w formie, pomyślałem, że powiem ci wszystko, co musimy dziś zrobić.
- A co, nie będziesz przede mną wszystkiego ukrywał do ostatniej sekundy jak dupek? – spytał sucho John.
Jego próba wkurzenia Sherlocka jak zwykle spełzła na niczym. – Jeśli wolisz nie wiedzieć mogę cię trzymać w niepewności, proszę bardzo.
- Nie, powiedz – zaprotestował John. –Proszę – dodał.
Sherlock skinął głową. – Nasze cele na dziś: po pierwsze, użyjesz przejścia koło Jednookiej Wiedźmy, które odkryłem dzięki tej mapie, i pójdziesz do Miodowego Królestwa.
- Zachciało ci się słodyczy?
- Przejście jest ciemne, i nudne, i długie, co cię zmęczy. Plus, będziesz musiał coś ukraść, jak już tam dotrzesz, a dziś jest zamknięte, bo Ambrosius Flume, właściciel, jest ciężko chory. Miodowe Królestwo było nieczynne przez tydzień. Z tego powodu to świetny czas na włamanie.
- A jeśli mnie złapią? – spytał John.
- O to w tym chodzi, pamiętasz? Im większa szansa a bycie złapanym albo zranionym, tym większe wyzwanie.
- Albo zranionym?
- Wszystko ci wyleczę, John – odparł Sherlock obojętnie, jakby John kompletnie przesadzał. – Potem, już po włamaniu – kontynuował – ukradniesz książkę z biblioteki, z działu Ksiąg Zakazanych.
- Bez pozwolenia, tak?
- Dokładnie.
- Ale jestem na szóstym roku. Mogę po prostu iść do profesora Moriarty’ego i dostać pozwolenie.
- John, nie łapiesz o co chodzi w tych próbach? – zapytał Sherlock niecierpliwie.
- Fakt, racja. Co po trzecie? – John ziewnął.
- Ostatnia rzecz. Przez pół godziny pływasz w jeziorze.
John zagapił się na niego. – Masz na myśli to jezioro, w którym jest wielka kałamarnica, druzgotki i mordercze syreny?
- Tak.
- Nie wspominając o tym, że jest lodowato zimne, Sherlock.
Sherlock jakby go nie słyszał. – A kiedy będziesz to wszystko robił, ja będę kontynuował to, co robiliśmy rano i znajdę eliksir, który uwarzysz. Jak już go znajdę, ukradniesz składniki  z szafki profesora i zaczniesz. Pewnie przez jakiś czas będzie musiał się gotować, po tym jak już go przygotujesz, więc dziś nic nie będziesz z nim robić.
-A co z nim zrobię, jak już będzie gotowy?
- To powiem ci później – rzekł Sherlock.
John  wywrócił oczami, a potem spojrzał na niego uważnie. – Zaraz. Ja to robię, a ty wtedy szukasz eliksiru? Robię to sam?
- Tak. Uznałem, że to będzie bardziej niepokojące.
John wykrzywił się do niego. – Dobra. A co, jeśli powiem ci, że wierzę, że jestem Gryfonem? Dasz sobie spokój?
- Gdybym ci uwierzył – może.
Znów posłał mu ponure spojrzenie, ale nie miał na to odpowiedzi, więc zamiast tego powiedział tylko: - A jeśli cię nie będzie, skąd będziesz wiedział, że to zrobiłem?
- Bo będę używał tej przypinki cały czas, by się z tobą kontaktować. I jasne, możesz kłamać przez przypinkę, ale kiedy cię zobaczę, będę wiedział.
John pomyślał o zaprzeczeniu, ale zdawał sobie sprawę, że to prawda. Westchnął jeszcze raz.
- Okej. Kiedy zaczynam?
- Teraz.

*** 

Sherlock zabrał Johna do wejścia prowadzącego do korytarza w Jednookiej Wiedźmie, a potem odwrócił się, by wrócić do Pokoju Życzeń i poszukać eliksiru.
- Sherlock, moment – odezwał się John przez przypinkę chwilę później. – Zjechałem po zjeżdżalni, tutaj na dół. Niby jak mam wrócić na górę?
- Na pewno coś wymyślisz.
Nigdy nie przypuszczał, że przekonywanie kogoś o jego własnej odwadze może być takie zabawne.
Był już w Pokoju, przeglądając plakaty na ścianach i księgi z eliksirami, kiedy John znów się odezwał.
- Dobra, idę – wymamrotał. Sherlock słyszał w jego głosie zmęczenie nawet przez przypinkę.
- Dobrze. Teraz rób tak przez następną godzinę. A potem kolejną godzinę z powrotem. I jakoś wejdź na górę.
Chwila ciszy. – Och, i to tyle, tak?
- I upewnij się, że ukradniesz wystarczająco, żeby mieć pełne ręce.
- Pewnie – wymruczał John.
Sherlock uśmiechnął się i wrócił do przeglądania eliksirów. Jeszcze nie zdecydował, komu John miał go podać, ale kilka pomysłów wyglądało obiecująco. Najlepszą osobą byłby ktoś, kto jest trudny do oszukania.
I kiedy to pomyślał, przerzucił stronę na eliksir zwany Naparem Oczarowania. Pomyślał, że to głupi wybór, na pierwszy rzut oka, ale potem przeczytał opis. „Wzmacnia istniejące wcześniej romantyczne uczucia i powoduje osłabienie osądu i wzmocnienie pewności siebie w stosunku do obiektu uczuć. Czasem przyjmowany specjalnie, by nabrać odwagi do rozmowy, kiedy jest się zbyt nerwowym.”
I Sherlock miał najcudowniejszy pomysł świata. Kto powiedział, że to nie może być i test dla Johna, i rozrywka dla Sherlocka, wszystko za jednym razem?
Teraz, kiedy już zdecydował, co będzie warzył John, zaczął pracować nad swoim własnym eliksirem Wielkich Oczu. Miał przeczucie, że John będzie na tyle zdesperowany, by próbować go zrobić po powrocie z Miodowego Królestwa, ale wiedział, że zrobiłby to źle, a prawdą było, że nie próbował zranić Johna. Więc zmusi go do wykradnięcia składników i spróbowania, a kiedy to się nie powiedzie, Sherlock będzie dla niego miał coś zrobionego poprawnie. Było to z jego strony całkiem hojne, tak oferować pomoc, i przeklął fakt, że myśl o zranionym Johnie była dla niego tak nieprzyjemna.
Kontaktowali się na tyle często, że Sherlock wiedział, że John wciąż szedł, ale zabierało mu to więcej czasu niż powinno. Eliksir Wielkich Oczu musiał się warzyć dziewięćdziesiąt pięć minut po początkowym, a John jeszcze nie wrócił, kiedy był gotowy, co oznaczało, że nie było go dłużej niż oczekiwał Sherlock.
Kiedy minęła godzina więcej niż powinno, Sherlock w końcu się z nim skontaktował. – John, jesteś już blisko?
- Skąd mam wiedzieć? Ten cały korytarz wygląda tak… och. Znalazłem zjeżdżalnię. Ale jak, cholera jasna, mam tam wejść ze wszystkimi słodyczami w rękach?
- Och, poradzisz sobie – zapewnił go Sherlock.
Trochę później John wszedł do Pokoju Życzeń, z wszystkimi słodyczami.
- Jak to zrobiłeś? – spytał Sherlock.
- Wingardium leviosa na wszystko po kolei.
- A jak ty wszedłeś?
- To nie był gładki kamień – odparł John. – Po prostu się wspiąłem.
- Zajęło ci to piętnaście minut.
John spłonął rumieńcem. – Zajęłoby mniej, gdybym nie był wyczerpany.
- Oczywiście. Chcesz spróbować zrobić eliksir Wielkich Oczu, zanim pójdziesz wykonać następne zadanie? Wtedy będzie gotowy, kiedy wrócisz.
- No dobra – odparł z westchnieniem chłopak.
Sherlock dał mu listę składników, by wiedział, co ukraść do eliksiru Wielkich Oczu i Naparu Oczarowania z szafki profesora i John wytoczył się z pokoju, powłócząc nogami.
Kiedy dotarł na miejsce, powiedział, że nikogo nie ma w pobliżu, więc ta część okazała się dosyć prosta.
Ale potem Sherlock musiał się krzywić, kiedy obserwował Johna warzącego eliksir Wielkich Oczu. Dodał o trzy kły węża za dużo, gotował na dużym ogniu zbyt długo, mieszał w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara zamiast odwrotnie… A John był fantastyczny na eliksirach, Sherlock wiedział, bo chodził z nim na zajęcia. Musiał być naprawdę wykończony. Sherlock był szczęśliwy, że zrobił swój własny eliksir, by zamienić je miejscami, kiedy John nie będzie zwracał uwagi. Jako że John będzie musiał uwarzyć Napar Oczarowania, czego nie mógł zrobić źle, bo gotowanie zajmowało cztery dni, potrzebował energii.
Podczas gdy John myślał, że jego eliksir się warzy, poszedł po książkę z działu Ksiąg Zakazanych.
- Jaką mam wziąć? – spytał.
- Jakąkolwiek, mam to gdzieś.
Poradził sobie też z tym, i nie zajęło mu to dużo czasu. Sherlock zdołał go przekonać, że nie było go dziewięćdziesiąt pięć minut, i że jego eliksir jest gotowy. John był zbyt zmęczony, by narzekać.
Kiedy go wypił, jego oczy zrobiły się jaśniejsze, a krok odzyskał trochę sprężystości.
- Sherlock, naprawdę cię nienawidzę wiesz o tym? – powiedział, kiedy zaczął przygotowywać Napar Oczarowania pod wpływem rady Sherlocka, by zrobić to, kiedy jeszcze miał siłę.
- Tak, jestem tego świadom – odpowiedział Sherlock.
- No to komu dajemy ten eliksir, tak w ogóle?
- Och, o to możesz się martwić za cztery dni – odparł Sherlock, uśmiechając się na myśl o tym, jaki to będzie wspaniały dzień.
Obserwował bardzo uważnie, kiedy John przygotowywał eliksir, ale tym razem zrobił wszystko perfekcyjnie, działając na energii z wywaru, który wypił. Efekt utrzymywał się tylko przez godzinę, więc powieki zaczęły mu opadać mniej więcej w tym samym czasie, kiedy odstawiał eliksir do gotowania.
- Na koniec popływasz w jeziorze – oświadczył Sherlock.
- Muszę? – John jęknął.
- Już prawie koniec, John – odparł Sherlock. – Powiedziałem, że masz czas do drugiej, żeby skończyć. Już kończysz, a kolacja jeszcze trwa.
- Więc możemy teraz zjeść?
Sherlock zlitował się nad swoim biednym Johnem. Westchnął.
- No dobra, a co powiesz na to. Zatrzymamy się w Wielkiej Sali na jedzenie, a potem pójdziemy do jeziora. Później pozwolę ci wrócić do pokoju wspólnego. Brzmi w porządku?
- Dużo bardziej w porządku niż się spodziewałem – powiedział John. – Okej, chodźmy.
Sherlock siedział, wiercąc się niecierpliwie, kiedy John pochłaniał górę jedzenia, co sprawiło, że odzyskał trochę sił. Potem wyszli na zewnątrz, w gęstniejący mrok.
- Nie powinniśmy być na zewnątrz o tej porze – zauważył John.
Sherlock wywrócił oczami.
- Którego fragmentu w tym, że mamy łamać zasady, nie łapiesz?
- Chodzi mi tylko o to, że wyszedłeś ze mną – wyjaśnił John.
- Co, myślisz, że boję się łamania zasad?
- Cóż… nie poszedłeś ze mną wcześniej.
- To było żeby utrudnić sprawy tobie, nie ułatwić mi.
- Więc gdybym był w niebezpieczeństwie, ocaliłbyś mnie?
Sherlock pomyślał, że to dziwne pytanie. Coś, o co John z pewnością nie zapytałby w normalnym stanie. Był zbyt dumny, by przyznać, że kiedykolwiek potrzebowałby ratunku, przez większość czasu.
- Tak – odparł. – Oczywiście, że tak.
- Nawet gdyby to zagrażało tobie? – dodał John.
Tym razem Sherlock poświęcił chwilę na zastanowienie się, bo sam był ciekaw. Czy uważał Johna za ważniejszego od siebie?
Nie zajęło mu to dużo czasu.
- Tak – odpowiedział.
- Ja też – stwierdził John i zaczął się rozbierać, żeby wejść do wody. Sherlock cieszył się, że jest ciemno i John nie mógł zobaczyć rumieńca, który przypadkiem pojawił się na jego policzkach. Spojrzał na jezioro, by powstrzymać się przed zerkaniem na przyjaciela.
John pływał w kółko z przypinką Sherlocka w dłoni (bo w wodzie wciąż działała) przez dwadzieścia minut, a wtedy jedna z jego odpowiedzi stała się niezrozumiała przez szczękanie zębów, nawet dla Sherlocka.
- Okej, John, może powinieneś już wrócić. W takim tempie nabawisz się hipotermii.
- Nie – odparł John zajadle. – Muszę zrobić całe pół godziny.
Sherlock wywrócił oczami. Och, tak, John wcale nie był Gryfonem. Odważny? Zdeterminowany? Skądże.
Dziesięć minut później Sherlock kazał mu wrócić na ląd, bo czas minął, i John do tego czasu trząsł się w niekontrolowany sposób. Sherlock przeklął się za dawanie mu takiego zadania. Pewnie, z Johnem będzie wszystko w porządku, ale powinien był o tym pomyśleć. Woda była zimna w ciągu dnia, nie mówiąc o nocy.
Sherlock pomógł mu z powrotem włożyć szatę i objął go ramieniem, kiedy wracali do zamku. Na szczęście ludzie wciąż byli na kolacji, więc nie łamali zasad, będąc poza pokojem wspólnym. Sherlock po prostu musiał unikać tych, którzy mogliby pytać, dlaczego John jest mokry, co udawało mu się bardzo dobrze. Trzeba było schować się za posągiem, by nie wpaść na McGonagall, ale dotarli do Pokoju Życzeń bez dziwnych pytań.
Kiedy weszli, na kominku huczał ogień, a na fotelu leżał stos koców i piżama w rozmiarze Johna. Pokój zawsze wiedział, czego potrzebowali. John przebrał się w nowe, suche ubrania, a Sherlock zakutał go w koce i przysunął fotel bliżej ognia.
John nic nie mówił, odkąd wyszedł z wody. Teraz w końcu zapytał:
- Dlaczego to robisz?
Oczy miał prawie zamknięte.
- John, naprawdę jesteś taki głupi? Nie zamierzam pozwolić ci umrzeć z wychłodzenia.
- Tak, to wiem, ale jesteś taki… pomocny.
- Czasem jestem do tego zdolny – zauważył sucho Sherlock.
John wzruszył ramionami, ale pod kocami wciąż drżał. Potrzebował więcej ciepła.
Ciepła ciała, dokładniej.
Nie myśląc o tym za wiele, Sherlock zdjął pelerynę i koszulę, i wszedł pod koc, sadowiąc się w fotelu, który był na tyle duży, że mieścił ich oboje, siedzących obok siebie. Chwilę później pomyślał, że może John poczuje się niezręcznie, ale ten był najwyraźniej zbyt zmęczony, by się przejmować, bo natychmiast pochylił się w jego stronę, przyciskając lodowaty nos do jego nagiej klatki piersiowej.
- Dziękuję – wymamrotał do jego skóry John.
- Proszę – odpowiedział cicho Sherlock.
I obaj zasnęli w fotelu przy kominku.


-Johnlocked
ps. czy tylko mnie efekty Naparu Oczarowania przypominają efekty naszej starej, dobrej, polskiej gorzałki? ^^

6 komentarzy:

  1. Uwierz mi, że nie tylko tobie przypominają gorzałkę :)
    Rozdział naprawdę ciekawy, jeżeli porównać go z poprzednim, który wydawał mi się trochę pogmatwany.
    Super, że wstawiłaś go tak szybko, bo ostatnimi czasy nie mam co czytać.
    Życzę dużo chęci i czasu bo mam nadzieję, że kolejny pojawi się jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znowu tak szybko, bo studia już wchodzą w paradę, ale postaram się :D
      I cieszę się bardzo, że się podobało :)

      Usuń
  2. meeega, że tak szybko :D fajny rozdzialik, ja jednak już się chyba "sfokusowałam" na Moriartym i jego planach :P jak zwykle nie mogę sie doczekać ciągu dalszego, no i zakończenie... przesłitaśne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moriarty jest chyba znowu odłożony na bok na chwilę, z tego co pamiętam, więc trochę smuteczek, bo też go lubię, ale pisze się go masakrycznie, może dlatego że jeszcze niewiele miałam z nim do czynienia, więc sama nie wiem czy się cieszyć, czy nie ^^
      I wieem, to był mój rekord, cały rozdział skandalu w dwa i pół dnia :D więcej się chyba nie powtórzy, ale próbować warto.

      Usuń
  3. Uwielbiam połączenia różnych ff z HP i nie ważne czy to Sherlock czy coś innego np. SPN. Co do oparów miałam takie samo skojarzenie. Jak patrzę na prawą szpaltę Twojego szablonu to biję Ci pokłony, że masz tyle do przetłumaczenia i dajesz radę. Brawo :)
    W końcu udało mi się przeczytać i nadrobić zaległości u Ciebie:) Czekam na tego CaptainSwan ;) I zabieram się za swój trzeci rozdział, bo mam go w połowie napisany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm, ja też je uwielbiam, wszystko co się wrzuca do Hogwartu nabiera specjalnego znaczenia <3 Iii, tak, pracuję nad... kilkoma rzeczami naraz. Wystarczy powiedzieć, że nigdy się nie nudzę ;)
      CaptainSwan będzie mieć dedykację, specjalnie dla Ciebie. Serio. Jesteś taka cierpliwa :) Do świąt powinnam się wyrobić. Maks maksów, mam nadzieję że wcześniej :D

      Usuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer