No więc, cóż, długo oczekiwany świąteczny dodatek, wprawdzie już po świętach, ale co tam! Jest SuperWhoLock - są święta! Jupi!
A tak serio to naprawdę przepraszam, ale wiadomo jak jest w szkole, zwłaszcza w klasie maturalnej. Nadrobię przez ferie ;)
No więc, pozwolę sobie zaprezentować... SuperWhoLock!
Ach, jeszcze jedna kwestia... mam małe pytanie. Odnośnie większego projektu. Otóż chciałam zapytać o zdanie, jaką historię przeczytalibyście chętniej, AU (to znaczy takie opowiadanko autorskie, bardzo słabo związane z serialem), no więc AU w którym Sherlock i John to aktorzy z Hollywood, zakochujący się w sobie i wgl, Johnlock, czy może Potterlocka, dokładniej przygody bohaterów Sherlocka w Hogwarcie? (taki teen!lock, Johnlock, Mystrade, no i tajemnica potterowa)
Obie historie są dobre. Dokładniej pierwsza to "Performance in a Leading Role" autorstwa MadLori, może ją znacie, ona też napisała znane "Alone on the water", druga to "A Scandal at Hogwarts" napisana przez moją ukochaną bethanyyerinn. Można sprawdzić :) Koniec ogłoszeń. Enjoy!
_________________________________________________________
Dean pogalopował w dół schodów, niosąc szczerzącego zęby,
usmarowanego czekoladą dzieciaka.
- Castiel! – ryknął, zarzucając sobie chichoczącego chłopca
na ramię. Sam wyszedł z sypialni na piętrze, wciąż w swojej piżamie.
- Dean, co ty robisz? – zapytał, tłumiąc ziewnięcie. – Jest
siódma rano.
- Tak, jest siódma rano. A czy wiesz, co moje wspaniałe
dziecko zdecydowało się zrobić o siódmej rano? Postanowiło włamać się do szafki
i zjeść całą czekoladę, jaką kupiliśmy na dzisiejszy ranek!
Oczy Sama rozszerzyły się, kiedy błyskawicznie się
rozbudził.
- O cholera, całą? Nic mu nie jest?
Zirytowany Dean trzymał dziecko, które chichotało figlarnie.
- W porządku. Spójrz na niego. Cholerny mały gówniarz.
- Dean…
- Poważnie, zresztą, nie mam na to czasu. – Dean był
rozdrażniony.
Właśnie wtedy Cas wynurzył się z łazienki, wyglądając na
zamroczonego.
- Cas, mógłbyś proszę wykąpać swojego syna?
Dean podał mu dziecko i Castiel wziął je z lekkim uśmiechem.
- Jest moim synem tylko wtedy, kiedy wpakuje się w kłopoty.
Co zrobiłeś tym razem, Johnny? – powiedział Cas, szybko domyślając się
odpowiedzi, kiedy przyjrzał się pokrytemu czekoladą chłopcu. Dziecko zaśmiało
się.
- Sammy, możesz się ubrać i przyjść pomóc mi ze śniadaniem?
– zapytał Dean. Sam westchnął, ale skinął głową. Dean szybko pocałował Casa,
który przyjął pocałunek z zaspanym uśmiechem.
- Po prostu doczyść go, zanim pojawią się goście, błagam –
rzekł Dean i posłał synowi pełne dezaprobaty spojrzenie. Cas skinął głową i
wrócił do łazienki.
Sam znalazł brata w kuchni kilka chwil później, maniakalnie
podrzucającego bekon na patelni.
- Uspokój się, Dean – uśmiechnął się. – To tylko święta.
- Taaa, święta z bandą maminsynkowatych Brytoli, którzy
oczekują pełnego angielskiego śniadania, kiedy się tu zjawią – warknął Dean.
Sam zaśmiał się.
- Dzwoniłeś już do Bobby’ego?
- Jest w drodze – potwierdził jego brat.
Milczeli przez kilka chwil.
- Założę się, że ubrał Ekstrawaganckie Spodnie – rzekł nagle
Sam z uśmiechem. Dean wyszczerzył się. Jakby na zawołanie, zadzwonił dzwonek do
drzwi i młodszy z braci opuścił kuchnię, żeby powitać Bobby’ego.
- Wesołych świąt, chłopcy! – zakrzyknął Bobby, kiedy wszedł
do domu. Ładnie zapakowane prezenty wysypywały się z torby, którą niósł.
Z łazienki dosłyszeli okrzyk Johnny’ego „Wujek Bobby!”, a
potem nastąpiła seria plusków i przekleństw Casa. Dean zaśmiał się. Bobby
położył swoją torbę pod małym świątecznym drzewkiem i podążył za Samem do
kuchni. Cas dołączył do nich chwilę później, niosąc wesołego, czystego,
przebranego Johnny’ego. Postawił go na podłodze i marszcząc brwi, spojrzał na
swoją mokrą koszulę. Dean podszedł do niego z kuchennym ręcznikiem i zaczął
poklepywać wilgotne miejsce.
- Twój syn to zagrożenie – stwierdził Cas, uśmiechając się
do męża. Dean odpowiedział uśmiechem.
- Och, teraz to mój syn, tak?
Sam był za kuchennym stołem, wydając z siebie dźwięki
dławienia się pod adresem brata. Dean spojrzał na niego, po czym chwycił Casa
za klapy i pocałował prosto w usta. Kiedy skończyli, Cas spojrzał na partnera
tak szklistym wzrokiem, że Sam zaśmiał się, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Ohyda! – wykrzyknął Johnny, marszcząc nos.
- Muszę mu przyznać rację – powiedział Bobby, ale ukrywanie
uśmiechu nie za bardzo mu wychodziło.
Po raz drugi tego ranka zabrzmiał dzwonek. Dean potruchtał
do drzwi i otworzył je szeroko, żeby wpuścić szóstkę gości.
- Wesołych świąt! – krzyknął starszy Winchester, wyrzucając
ramiona na boki, Johnny wybiegł przed niego i też rozłożył ręce, w uroczej
imitacji. Sam w sekrecie zrobił zdjęcie.
Pierwszy do domu wszedł mężczyzna przeciętnego wzrostu
niosący prześliczną ciemnowłosą dziewczynkę.
- Hej John, dobrze cię widzieć. Twój dzieciak rośnie jak na
drożdżach.
- I kto to mówi! – John Watson powiedział, uśmiechając się
do Johnny’ego i stawiając córkę na ziemi.
Sherlock i pani Hudson weszli zaraz po Johnie, a później
mężczyzna o brązowych włosach i jego blond towarzyszka. Sam wyjrzał za drzwi,
by znaleźć niebieską policyjną budkę o stopę dalej.
- Niezłe parkowanie, Doktorku – zażartował.
Mężczyzna złożył swoje prostokątne okulary i uniósł brwi.
- Lata praktyki – uśmiechnął się szeroko.
- Cześć Sam! – Rose uśmiechnęła się wspaniale do łowcy,
który wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- Hej!
Dean zamknął drzwi, przerażony zwałami śniegu strategicznie
wdzierającymi się przez próg do wnętrza.
Przyjęcie podążyło za Deanem do kuchni, gdzie Cas posępnie
nakładał jedzenie na talerze. Podczas gdy goście brali swoje porcje i zajmowali
miejsca przy stole, Dean podszedł do Castiela i owinął ramię wokół jego talii.
- To strasznie wyczerpujące – wymamrotał. – Przysięgam na
Boga, to ostatni rok, kiedy spędzamy święta tutaj.
Cas wyglądał na zszokowanego.
- Musisz być bardzo poważny, jeżeli uwzględniasz Boga w
swoim postanowieniu.
Dean roześmiał się głośno.
- Zawsze będziesz aniołem, Cas, z łaską czy bez.
- O czym ty mówisz, moja łaska jest dokładnie tutaj. – Cas
poklepał klatkę piersiową Deana. Na moment Deanowi brakło słów, tak słodki był
komentarz Castiela. Zaraz potem przypomniał sobie, że nosi świecący naszyjnik
ze zmrożonego kryształu, który Cas dał mu cztery lata temu.
- I tak słodko – powiedział Dean, poklepując partnera, który
patrzył na niego bez wyrazu, po ramieniu. Łowca zajął miejsce obok swojego
brata, a Castiel usiadł pomiędzy Deanem i Johnnym. Johnny pociągnął ojca za
rękaw i Cas pochylił się w stronę chłopca.
- Kiedy otwieramy prezenty? – wyszeptał głośno. Pani Hudson
i Rose wymieniły spojrzenia mówiące
„och-czyż-on-nie-jest-najsłodszy-na-świecie”. Dziecko siedzące pomiędzy Johnem
i Sherlockiem spojrzało na chłopca turkusowymi oczyma.
- Otwieramy prezenty po jedzeniu, Johnatanie. Podążaliśmy za
tym schematem przez kilka ostatnich lat, nie zauważyłeś?
Sherlock poklepał córkę po głowie i uśmiechnął się do Johna,
jak gdyby mówiąc „mądrość ma po mojej rodzinie”.
- Violet ma rację – potwierdził John, posyłając Sherlockowi
pełne wyrzutu spojrzenie zanim uśmiechnął się do zaskoczonego Johnny’ego. Sam
spojrzał na Sherlocka. Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Jak tam w pracy, Sherlock? – zapytał Sam po chwili z
ustami pełnymi tostu.
- Całkiem nieźle, dziękuję – odparł Sherlock.
- Ojciec właśnie rozwiązał sprawę potrójnego morderstwa –
poinformowała Violet Sama. Sam uśmiechnął się.
- Imponujące!
- Taaa, cóż, mój tata wyegzorcyzmował pięć demonów naraz w
windzie! – Johnny powiedział głośno. Dean uniósł brwi i mrugnął do Sherlocka.
Detektyw wywrócił oczyma.
- A co u ciebie, Doktorze? – Pani Hudson zapytała ze swego
miejsca pomiędzy władcą czasu i Bobbym.
- Och, to co zwykle – uśmiechnął się Doktor.
- Byliśmy w Nowym Jorku – powiedziała Rose z szerokim
uśmiechem. – Cóż, właściwie to w Nowym Nowym Nowym Nowym Nowym Nowym Nowym
Nowym… Nowym Nowym Nowym… Nowym Nowym Nowym Nowym Nowym Jorku. Było całkiem
zabawnie!
Siedzący przy stole spoglądali na nią w milczeniu. Cas
posłał Deanowi zaciekawione spojrzenie, a ten tylko wzruszył ramionami i zrobił
minę. Rose nagle przypomniała sobie o czymś, bo zaczęła szeptać gorączkowo do
ucha Doktora. Zerwał się na nogi, szczerząc zęby.
- Allons-y! – wykrzyknął, łapiąc dłoń Rose i wybiegając z
pokoju.
- Musimy wziąć kilka rzeczy z TARDIS! – Rose krzyknęła,
śmiejąc się.
- Spotkajmy się w salonie! – wykrzyknął za nimi Dean.
Cas zebrał talerze Johnny’ego i Violet, a Sam i Bobby
pozbierali resztę.
- Dzięki chłopcy, po prostu włóżcie je do zlewu – powiedział
Dean. Zabrał syna od stołu i podał go Samowi.
- Masz, weź go. Ja i Cas zrobimy herbatę.
Przyjęcie powoli przenosiło się do salonu, gdzie niedługo
potem dołączyli do gości Doktor i Rose, a później Dean i Castiel. Cas przyniósł
kakao dla dzieci, a później pomógł mężowi rozdać wszystkim herbatę i kawę
dorosłym.
Rose, John i Bobby byli zajęci układaniem ich prezentów pod
drzewkiem. Kiedy skończyli, stosy prezentów piętrzyły się przed dziećmi. Dean
usadowił się na kanapie, obejmując Casa ramieniem. Castiel uśmiechnął się do
niego i pocałował go w policzek. John i Sherlock przyjęli podobną pozycję,
podczas gdy Sam, Rose i Doktor zajęli inną kanapę. Bobby i pani Hudson
siedzieli na krzesłach, co jakiś czas wymieniając małe uśmiechy. Dzieci usiadły
tak blisko choinki jak tylko mogły.
John, którego dłoń była spleciona z dłonią Sherlocka, skinął
w stronę dzieciaków.
- W porządku, wy dwoje. Znajdźcie po jednym prezencie dla
każdej osoby i podajcie.
Johnny i Violet biegiem posłuchali. W jednej chwili każdy
trzymał prezent w dłoniach. Johnny, jako najmłodszy, otworzył pierwszy swój
prezent. Podał go Violet, aby odczytała dopisek, przed powiadomieniem, że to od
Doktora i Rose. Johnny zerwał papier i odkrył miedzianą kulkę rozmiaru piłeczki
ping-pongowej, pokrytą zawiłymi rzeźbieniami. Odwrócił się, patrząc szeroko
otwartymi oczami na Doktora. Ten ukląkł przed nim i wziął piłkę. Zakręcił nią,
aż wydała cichy dźwięk dzwona. Łagodne błękitne światło rozjarzyło rzeźbienia.
- Znaleźliśmy to specjalnie dla ciebie – powiedział mu
Doktor. – To z planety zwanej Florian, z
drugiej strony czasu i przestrzeni. Tutaj są kryształy, które aktywują się
uderzając w cząsteczki tlenu, więc zawsze będziesz miał coś, aby oświetlić
sobie drogę.
Johnny wstał i objął ramionami najpierw Doktora, a potem
Rose.
- Jest wspaniałe! Dziękuję! – wykrzyknął.
Następnie Violet otwarła jeden ze swoich prezentów, po
oznajmieniu, że to od wujka Deana i wujka Casa. Pod opakowaniem znalazła grubą,
kompletną książę z greckimi mitami. Powoli uśmiech pojawił się na jej twarzy.
Spojrzała na swojego tatę, a John uniósł brwi.
- Chciałaś dowiedzieć się więcej o mitologii, prawda,
Vie? - powiedział. Dziewczynka
przytaknęła radośnie. Podeszła do Deana i Casa. Dean podniósł ją i przytulił, a
potem podał Castielowi, który zrobił to samo.
Sherlock obserwował wymianę z malutkim uśmiechem, który
pozwalał zobaczyć tylko Johnowi. Jego mąż szturchnął go żartobliwie.
Odpakowywanie prezentów wciąż trwało.
Sherlock i John dali sobie skarpetki, jako że już dawno
odkryli, iż oboje byli beznadziejni w kupowaniu sobie prezentów i że tym, co
naprawdę się liczy, była pamięć. Rose zrobiła Doktorowi szalik, a on dał jej
marsjański naszyjnik. Sam i Dean poszli na łatwiznę przy obdarowywaniu siebie nawzajem,
po prostu dając sobie po kilka różnych magazynów. Cas dał Deanowi nową piżamę,
a Dean odwdzięczył się nową parą rękawiczek. Ku zaskoczeniu wszystkich, Bobby
dał pani Hudson śliczną jedwabną apaszkę. Trudno było nie zauważyć nieznacznych
spojrzeń i chichotów, które wymieniali rankiem.
Dean był zdziwiony, kiedy pod choinką znalazł prezent dla
siebie, od Sherlocka.
- Och, Sherly, nie powinieneś – stwierdził z szerokim
uśmiechem. Sherlock uśmiechnął się z wyższością.
- Och, naprawdę powinienem.
Dean otworzył podarek, by znaleźć tam mały niebieski
słownik.
- Przezabawne – powiedział. Cas zmrużył powieki,
najwyraźniej nie rozumiejąc żartu.
- Wiesz, ja też mam coś dla ciebie! – Dean rzucił małą
paczkę w stronę zaskoczonego Sherlocka.
- Och…
Otworzył to, by ujrzeć nic innego jak klasyczną, całkiem
nową pierdzącą poduszkę. Sherlock spojrzał rozdrażniony na Deana, który śmiał
się do rozpuku. Cas poklepał go cierpliwie po ramieniu.
W międzyczasie, Violet wyjęła małą paczuszkę z kieszeni i
podała ją Johnny’emu.
- Zrobiłam małe rozeznanie w urokach obronnych –
powiedziała. – Zajęło mi trochę znalezienie jednego w enochiańskim, ale
pomyślałam, że wolisz ten język.
Johnny zabrał naszyjnik z małym, przepięknie wygrawerowanym
zaklęciem. Chłopiec uśmiechnął się szeroko i uścisnął Violet mocno.
John posłał Sherlockowi uśmiech mówiący „pomyślunek
odziedziczyła po mojej stronie rodziny”.
John z dumą zaprezentował błyszczące, nowe szkło
powiększające dla Violet, które ta uprzejmie przyjęła.
Do czasu gdy wszystkie prezenty były rozpakowane, nastało
południe.
Dzieci były kompletnie wyczerpane i oboje zasnęli na Casie,
który zasnął na kanapie. Dean przysiadł na brzegu sofy i odsunął kosmyk włosów
z czoła swojego anioła. Cas wydał zadowolone westchnięcie i Dean uśmiechnął się
szeroko. Sam i Rose rozmawiali w kuchni, podczas gdy John i Doktor wymieniali
się technikami medycznymi. Bobby i pani Hudson gdzieś zniknęli i nikt nie
chciał im przeszkadzać. Dean wziął kolejny kubek kawy, jego piąty, jeśli dobrze
liczył, i usiadł na dolnym schodku. Sherlock, też z kawą w dłoni, wahał się
przez moment zanim do niego dołączył.
Dean posłał detektywowi uśmiech, kiedy ten usiadł.
- Hej, Sherlock. – Kąciki ust detektywa uniosły się w
półuśmiechu. – Cas i ja chcieliśmy ci podziękować tobie i twojej rodzinie za
przyjście tutaj znowu w tym roku. To bardzo dużo znaczy dla Johnny’ego.
Sherlock skinął szorstko.
- Violet też całkiem lubi to wydarzenie.
- Nie mogę uwierzyć, że ma już sześć lat – powiedział Dean.
Sherlock roześmiał się.
- Wiem. Dorasta tak szybko. Gdybyś mi powiedział sześć lat
temu, że będę ojcem – i będę to ubóstwiać – za nic bym ci nie uwierzył.
- Gdybym sześć lat temu powiedział ci cokolwiek,
zakwestionowałbyś każdy aspekt mojej inteligencji.
- Pewnie tak – zgodził się Sherlock z uśmiechem.
On i Dean siedzieli w ciszy przez jakiś czas, popijając kawę
i kontemplując wszechświat. Dean wpatrywał się w Casa i dzieci, nie mogąc nie
zauważyć, jak blisko siebie leżą i jak ciasno ich dłonie są splecione. Sherlock
podążył za jego wzrokiem, zamyślony.
- Mam nadzieję, że nie będą tacy jak my – Dean powiedział
nagle, miękko. Sherlock spojrzał na niego pytająco.
- Chłopie, nie chcę żeby Johnny był łowcą. Wolałbym umrzeć –
kontynuował Dean. W tym momencie wyglądał na dużo starszego niż był w rzeczywistości.
Sherlock postukał palcami o swój kubek.
- Nie chcę, żeby Violet była samotna – powiedział cicho. –
Członkowie rodziny Holmesów są prawie na pewno przeznaczeni do takiego losu. A
ona jest w połowie Holmesem.
Spojrzeli na dzieci, które przytuliły się do siebie, a na
ich twarzach widniały małe, senne uśmiechy.
- Myślę, że będą w porządku – uśmiechnął się Dean. John
przyszedł do salonu z kuchni i czule zmierzwił włosy Sherlocka.
- Mam nadzieję, że jesteś miły.
- Och, jest okropny – zaśmiał się Dean. Po wymienieniu
małego skinięcia głową z detektywem, dźwignął się ze schodka i podszedł do Casa
i dzieci.
Znowu przysiadł na brzegu kanapy i tym razem, kiedy
przesunął dłonią po policzku Casa, mężczyzna obudził się z ziewnięciem. Dzieci
poruszyły się na jego piersi.
- Witaj Dean.
- Cześć, skrzydlaty.
Johnny przeciągnął się i otworzył oczy, by spojrzeć na
rodziców.
- Och, potwór się obudził. – Dean uśmiechnął się szeroko.
Johnny odpowiedział zaspanym uśmiechem. Zsunął się z klatki piersiowej swojego
papy i pobiegł po schodach, prawdopodobnie do swojego pokoju. Dean roześmiał
się. Jego brat dołączył do niego w pokoju, za nim podążali Rose i Doktor, a
później Bobby i pani Hudson, którzy akurat się pojawili. Johnny, tupiąc, zbiegł
na dół kilka chwil później, z rękoma za plecami i wyrazem triumfu na twarzy.
- Co tam masz, Johnny? – zapytała Rose z uśmiechem.
John wysunął dłonie przed siebie, a jego rodzice i Sam
wybuchnęli ochrypłym śmiechem. Johnny uśmiechnął się szeroko, trzymając
pojedynczą tabliczkę czekolady.
- Zachowałem dla was jedną – powiedział.
-Johnlocked
źródło: https://www.fanfiction.net/s/8899326/1/A-Very-SuperWhoLock-Christmas
O masakra!!! Jak zobaczyłam, że to SuperWhoLock to aż podskoczyłam z radości! To jest po prostu przepiękne, przecudowne, przesłodkie! Mój ukochany Dziesiąty i moja najukochańsza Rose! Uwielbiam ich! Mnóstwo fantastycznych momentów... Opinia Deana o Brytolach oczekujących angielskiego śniadania - nie mogłam opanować śmiechu :D Bobby i Mrs Hudson <3 fantastyczne :) mnóstwo małych słodkich momentów... to rozpakowywanie prezentów zrobiło mi wieczór! Rozmowa Deana z SH... fantastyczne... no i ta ostatnia czekolada po prostu mnie roztopiła. Warto było czekać, oj warto. Niesamowite. Uśmiech nie zejdzie mi z twarzy do końca tygodnia (mimo że nadchodzi sesja ;)) jeden z najlepszych tekstów jakie tu czytałam. Perfekcja. Mogłabym tak wymyślać pochwały w nieskończoność :D Na prawdę kawał ciężkiej roboty wykonany fantastycznie! You're brilliant! :D
OdpowiedzUsuńA co do przyszłości to jak przeczytałam opis "A Scandal at Hogwarts" moja dusza zaczęła skakać i tańczyć z radości. Bardzo bardzo chętnie bym to przeczytała :D
A co do jeszcze dalszej przyszłości to jakby ci wpadło w rączki jakieś opowiadanko z Doktorem i Donną byłabym zachwycona :D
I na koniec dziękuję za cudowne zrobienie mi wieczoru. Na prawdę, super opowiadanie! :D
Dziękuję, takich pochwał to się nie spodziewałam, rany :D Cieszę się bardzo, że tak rozjaśniłam okres przedsesyjny (powodzenia, btw, na pewno się przyda ;) ).
UsuńHogwart się zrobi, już zacieram rączki, ojoj! I Doctor i Donna? No cóż... zobaczymy. Z Donną na razie nic nie czytałam, raczej szłam w stronę Rose, ale jak tylko znajdę coś dobrego - biorę się do roboty :D
Rose też jest cudowna :D biorę w ciemno cokolwiek napiszesz :P
OdpowiedzUsuńKocham to za mało. Wszystkie moje ukochane pary xD Rose i Doktor, Destiel <3 no jak tu nie kochać tego opowiadania ... No jak?? A dzieci ha padłam już wyobraziłam sobie widok ich syna :D zielone oczy po Deanie, spojrzenie szczeniaczka po Casie xD uśmiech po Deanie, włosy po Casie <3 no jak tu nie kochać tej dwójki w jednym chłopcu
OdpowiedzUsuńOj, jak słodko! Coraz bardziej jestem zadowolona, że trafiłam na ten blog, można znaleźć tu kilka ciekawych rzeczy...
OdpowiedzUsuńNigdy nawet nie pomyślałabym o złączeniu wszystkich trzech seriali, choć każdy z nich kocham. Co prawda wolę Amy lub Silver od Rose, ale co tam.
Chyba najlepszym aspektem tego wszystkiego są dzieci. Mały Johnny jest przesłodki, a jego rodzice... powiedzmy, że ostatnio zaczęłam o wiele bardziej doceniać Deana i Castiela. Byłaby z tego niezła para, chyba najlepsza z Supernatural.
Co do Sherlocka i Johna, to przyznam, ze pierwszy raz zetknęłam się z ich paringiem trzy dni temu, choć serial oglądam od 2 sezonu. A tutaj, zwłaszcza rozmowa Holmesa i Deana była doskonała. Nie chcą by dzieci były podobne do nich i przyznam, że nie dziwię się wcale...
Cóż, całość jest świetna, akurat pasuje nawet czas czytania, w końcu niedługo święta... Może i w tym roku, dodacie jakieś podobne dzieło? Mogłoby być ciekawie ;-)
Pozdrawiam,
Croy