Mam troszkę zapasów, jeeej, więc w oczekiwaniu na potter!locka poznajcie jeden z moich naj, naj, najukochańszych fanficków, tych krótszych oczywiście, bo jeśli mamy mówić o tych długości niezłej powieści... no cóż. Byłoby ich trochę.
Mam nadzieję, że będziecie nim tak samo oczarowani jak ja byłam, czytając go :D
_____________________________________________________________
Och, cześć. Nie spodziewałam się ciebie. Tak szczerze,
dlaczego pisarze oczekują, że ktoś właściwie będzie czytał ich opowieść? Może
właśnie w tym momencie zastanawiasz się: „dlaczego do cholery ta historia do
mnie gada?” Może nawet rozważasz przejście do następnego opowiadania, bo fakt,
że pisarz właściwie mówi bezpośrednio do ciebie, jest lekko żenujący. Cóż, nie
odchodź jeszcze. Będzie lepiej.
Widzisz, chciałam się tylko przywitać. Niektórzy pisarze są
naprawdę niegrzeczni, po prostu zaczynają swoją opowieść bez żadnego wstępu! Po
tym, jak czytelnik znajduje czas w swoim wypełnionym po brzegi planie dnia po
to, by przeczytać ich pracę, mogliby przynajmniej poświęcić chwilę na porządne
przywitanie się!
No więc jestem.
I teraz może zastanawiasz się, kiedy zamierzam dotrzeć do
sedna, i znów rozważasz zamknięcie okna. Cóż, nie gryź się. Dochodzę do sedna
właśnie…
Teraz.
Podejrzewam, że jesteś tutaj, bo chcesz usłyszeć coś o
Johnie Watsonie i Sherlocku Holmesie, i o tym, jak nieważne ile razy by temu
nie zaprzeczali, w gruncie rzeczy są w sobie zakochani.
Cóż, dobry czytelniku, trafiłeś w dobre miejsce. Za
wyjątkiem tego, że ty i John nie jesteście na tej samej stronie, jeszcze nie.
Patrz, pokażę ci.
John siedzi na swojej kanapie. Bez obaw, nie może cię
zobaczyć. Tak naprawdę nie ma cię tutaj, ale możesz go zobaczyć. Siedzi tutaj,
w cichym mieszkaniu – zasłony przesłaniają ciemny, burzowy wczesny wieczór –
wpatrując się w podłogę. Wygląda na strapionego. Oboje, i ty, i John, zdajecie
sobie sprawę, że Sherlocka tutaj nie ma, bo gdyby był, na pewno wiedzielibyście
o jego obecności. Sherlock, jak na kompletnego geniusza, jest przez większość
czasu po prostu łaknącym uwagi dzieckiem.
I dezorientującym, nad czym rozmyślał John właśnie w tej
sekundzie.
John miał właśnie jeden z tych momentów, kiedy zastanawiał
się, czy to właściwie warto czy nie warto umawiać się z Sherlockiem Holmesem.
Randkowali dopiero od około miesiąca i John toczył tę
wewnętrzną walkę już jakieś sześć czy siedem razy.
Na dzień.
Cóż, „randkowanie” jest dosyć względnym pojęciem, jeśli
mówić o tym, co dokładnie było pomiędzy nim i Sherlockiem Holmesem. Nazywał to
tak tylko dlatego, że tak właśnie mówiłby o normalnym związku „silniejszym-niż-przyjaźń”
z normalnym „więcej-niż-przyjacielem”.
Ale, jak oboje razem z Johnem zdajecie sobie sprawę,
Sherlock Holmes daleki jest od bycia „normalną osobą”.
Nawet okoliczności, w jakich się zeszli, nie były normalne.
No, normalne dla każdego innego. Dla Johna, to było tylko trochę zaskakujące.
Pokażę ci dokładnie, co się wydarzyło.
________________________________________________________
Wciąż jesteś w mieszkaniu, ale teraz na zewnątrz jest jasno.
Nie pada deszcz, tak jak wcześniej. Właściwie, szczebioczą ptaki, co jest
dokładnym powodem, dla którego Sherlock Holmes zaczął je besztać.
- Zamknąć się, dobra? – ryknął nagle.
John patrzy ponad swoją książką, zaskoczony. Tym razem
naprawdę nie jest pewny, co zrobił. Nawet nie przekładał strony ani nie
westchnął, ani nic w ogóle. To nie to, że Sherlock potrzebował wymówki do bycia
kompletnym wariatem, ale zazwyczaj był jakiś tam powód takich wybuchów.
I John ostatnio robi się naprawdę zmęczony tymi wybuchami Sherlocka. Podczas gdy zazwyczaj pozostaje
cicho, tym razem przemawia.
- Sherlock, przecież jestem cicho – mówi z irytacją.
- Co? – Sherlock odcina się, patrząc w stronę Johna. – Nie
mówiłem do ciebie – stwierdza po chwili.
John mruga kilka razy.
- Dorobiłeś się wymyślonego przyjaciela? Jest takim wrzodem
na twoim tyłku jak ty na moim? Mam cholerną nadzieję, że tak.
Sherlock wywraca oczami.
- Bardzo zręcznie, John. Ta dowcipna uwaga musiała pochłonąć
z połowę energii wytwarzanej przez twój mózg.
- To nie był dowcip, to była prawda. No to do kogo mówiłeś,
jeśli nie do mnie?
- Do tych piekielnych istot za oknem!
Głowa Johna powoli obraca się w kierunku okna, wyraz
niedowierzania pojawia się na jego twarzy.
- Sherlock. Powiedz
proszę, że nie masz na myśli ptaków.
- Tak, John, ptaki! Zawsze tam ćwierkają i to wcale nie jest
sprzyjające środowisko do przeprowadzania dedukcji!
- No cóż, wierz w to lub nie, ale nie wszystko na tej
cholernej planecie kręci się wokół ciebie. A ptaki z pewnością nie wiedzą, że
cię irytu… czekaj chwilę. Dedukcji? Jakiej dedukcji? Przecież przez cały ranek
tylko siedziałeś naprzeciwko mnie.
Sherlock westchnął ze złości na głupotę, której oznaki
przejawiał każdy w jego życiu. Myśli nawet, że ty jesteś głupi, a nawet cię nie
zna. Nie czuj się obrażony. Każdy jest dla niego kretynem. Prawdopodobnie już o
tym wiesz, ale nie chcę, żebyś pomyślał, że może cię obrażam. Ja, w
przeciwieństwie do Sherlocka, uważam że jesteś wspaniałym
dżentelmenem/damą/osobą (ponieważ w ogóle nie powinnam zakładać, że masz płeć.
W tych czasach nigdy nic nie wiadomo).
- John, proszę, udowodnij mi że nie jesteś aż tak tępy jak
inni ludzie. Siedziałem tutaj, naprzeciwko ciebie, przez cały ranek, nie robiąc
nic innego, więc jak myślisz, czego mogła dotyczyć dedukcja?
John bierze głęboki wdech, aby powstrzymać się od wstania i
przyłożenia w szczękę swojemu współlokatorowi.
- Sherlock, do cholery, dlaczego mnie dedukujesz? Myślałem,
że jestem dla ciebie nudny.
Sherlock jest cicho wystarczająco długo, aby John spojrzał
na niego. I wtedy John jest zaskoczony, bo widzi, że Sherlock wygląda… cóż,
gdyby John nie wiedział lepiej, powiedziałby, że Sherlock wygląda na
zmieszanego. Ty, jako druga opinia, prawdopodobnie byś się zgodził.
- Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że jesteś nudny? – spytał
Sherlock.
- No, był taki czas, że powiedziałeś coś o tym, jak to „moja
mała, śmieszna główka” jest nudna. Innym razem, kiedy mówiłeś, że zabieranie
Sarah do kina na randkę jest nudne. I nazwałeś Jeanette, ostatnią dziewczynę, z
którą się umawiałem, nudną – rzuciłeś jej to prosto w twarz. A jeszcze innym…
- Nie, John, w żadnym z tych wypadków nie mówiłem, że ty jesteś nudny. Jestem pewien, że w
twoim mózgu musi być nudno. Twój gust, jeśli chodzi o randki, tak, to nudne. I
Boże drogi, każda dziewczyna jaką miałeś była nudna.
- Myślałem, że każdy jest dla ciebie nudny.
- Większość ludzi jest. Mój brat jest nużący przez cały
czas. Lestrade jest zazwyczaj nieinteresujący. Pani Hudson często mnie nudzi.
Ale ty, John… ty nie jesteś nudny.
John jest zaskoczony komentarzem, ale jeszcze bardziej
zaskoczony jest faktem, że jego uszy zrobiły się gorące i że po słowach
Sherlocka w jego gardle pojawiła się mała, nerwowa grudka. Intensywne, lodowo
błękitne oczy wystarczają, by jego żołądek zacisnął się niewygodnie, ale nie
rozumie dlaczego. Ty wiesz, dlaczego tak się czuje, oczywiście, to jasne, ale
John od czasu do czasu wolno chwyta. Daj mu minutę.
- Więc mówisz mi, że wszyscy cię nudzą, oprócz mnie – mówi
John.
- Nie wiem, dlaczego musisz powtarzać wszystko co mówię,
żeby nabrało to dla ciebie sensu, ale tak, to właśnie mówię - potwierdza
Sherlock, jego dłonie formują wieżyczkę pod brodą, kiedy kontynuuje wgapianie
się w Johna.
- A co z Irene? Ona cię nie nudziła. – John mówi, lekko
zdziwiony pogardą w swoim głosie.
Sherlock wywraca oczyma.
- Kobieta też mnie nudziła – zapewnia Johna. – Ale, co
dziwne, ona jest powodem rozpoczęcia całej tej sprawy.
John mruga. Przeszli od tego, że John jest interesujący dla
Sherlocka, do Sherlocka pracującego nad sprawą, w mniej niż sekundę. Jakim
cudem Sherlock utrzymywał wszystkie myśli w swojej głowie w porządku przez cały
czas?
Sherlock ostatnio był mega dziwny, co o czymś świadczy, jak
możecie sobie wyobrazić. Głównie dlatego, że jest cichy. Jakby myślał nad czymś
bardzo, bardzo ciężko. John myśli, że może wciąż jest przygnębiony całą sprawą
Irene, i tym, że jest teraz w Ameryce – nawet jeśli John wiedział, że właściwie
jest martwa (Chociaż oboje z Sherlockiem wiecie, że to też nie jest prawda.
Sherlock nie wie, gdzie jest Kobieta, ale z pewnością nie jest martwa).
Ale John nie był pewien, bo Sherlock zachowywał się jak
nigdy przedtem. Po prostu myślenie bez przerwy – no, to normalne, ale nie
mówienie o tym? To już nie. A potem starał się usunąć z widoku Johna. To
wkurzało Johna przez całe osiem dni. Za każdym razem, kiedy wszedł do pokoju i
usiadł, Sherlock sadowił się poza polem widzenia Johna, a sam John czuł na
sobie jego palące spojrzenie. Kilka razy odwracał się, by móc widzieć
detektywa, to sprawiało, że był mniej nerwowy, ale wtedy Sherlock po prostu
znowu się przenosił. I to krzyczenie na nieożywione przedmioty, i zwierzęta, i
powietrze za bycie zbyt głośnym, to było dosyć częste zjawisko pod 221B w
ostatnim tygodniu.
Jedyną różniącą się rzeczą w dniu dzisiejszym było to, że
Sherlock siedział na wprost Johna. To sprawiało, że John czuł się lepiej, więc
nic nie mówił, ale wciąż był na krawędzi.
I wtedy Sherlock zaczął krzyczeć na ptaki i John nie mógł
pozostać niemy w obliczu szaleństwa Sherlocka ani chwili dłużej.
Więc teraz, w rzeczy samej, jest bardzo zakłopotany.
Sherlock mówi, że jest w trakcie sprawy. I ma to coś wspólnego z Irene? Jak to
w ogóle możliwe?
John przypomniał sobie o odpowiedzi po kilku sekundach zbyt
długiego myślenia.
- Prowadzisz sprawę? Myślałem, że Lestrade nie dzwonił od
dłuższego czasu, i dlatego byłeś taki szczególnie dziwny w ostatnim tygodniu.
- Nie, dzwonił. Powiedziałem, że jestem zajęty.
John znów mruga.
- Ale przecież nic nie robiłeś.
- Owszem, robiłem – odparowuje Sherlock.
John wzdycha wściekle. Sherlock i jego zagadkowe
wyjaśnienia, które wyjaśniają dokładnie nic.
- Więc co to ma wspólnego z Irene? – próbuje John. – Ona
jest… jest w Ameryce.
- To wiadomość sprzed jakiegoś czasu. Wtedy to zignorowałem.
Ale potem przeczytałem ją na nowo i zdałem sobie sprawę, że ona może być na
tropie czegoś. Więc ja zacząłem tego szukać.
John poświęca moment na poskładanie puzzli w jedną całość.
- Coś, co powiedziała Irene, sprawiło, że zacząłeś mnie
dedukować?
- Dokładnie. Dotrzymujesz kroku lepiej, niż oczekiwałem.
- No dobra – mówi John, starając się nie brzmieć na
rozdrażnionego. – To co to jest?
Sherlock nie odpowiada.
- Jezu, Sherlock, po prostu mi powiedz!
- Eksperymenty i tak niedługo się zaczną. Rozgryziesz to.
- Nie przeprowadzasz na mnie żadnych eksperymentów. – John
ostrzega.
- Bez obaw, jeśli mam rację, a zazwyczaj ją mam, będziesz
się tym delektował.
John warczy w irytacji i Sherlock uśmiecha się z wyższością.
- Co? – napada na niego John.
- Lubię, kiedy warczysz – mówi Sherlock. – To gorące.
Oddech Johna więźnie w jego gardle. Nie mógł tego usłyszeć.
Za nic w świecie, nie ma mowy o tym, żeby te słowa właśnie wyszły z ust
Sherlocka. Ale oto Sherlock, spoglądający na Johna z rozbawieniem migoczącym w
jego oczach. John nie zauważa, ale ty widzisz, że jego uszy się różowią i że
nerwowo splata palce. I, John naprawdę nie zdaje sobie z tego sprawy – i nigdy
by się do tego nie przyznał, nawet gdyby wiedział – ale ty widzisz, że obrzuca
Sherlocka szybkim spojrzeniem z góry do dołu, właściwie sprawdzając go.
Sherlock widzi wszystko to, co ty. I więcej. Oddech Johna
zmienił się, ledwo zauważalnie. Jego serce bije o ułamek sekundy szybciej niż
wcześniej. I przesuwa nogę, leciutko, w podnieceniu tak pierwotnym, że John nie
zdaje sobie sprawy z tego, co czuje.
Wciąż uważa, że to tylko zakłopotanie.
Ale Sherlock wie.
- Kiedy wyglądasz na nerwowego, jak teraz, to też atrakcyjne
– duma Sherlock. – Lubię to.
Tym razem szczęka Johna dosłownie opada. Sherlock z każdą
sekundą utwierdza się w przekonaniu, że ma rację. Naprawdę, wiedział, że się
nie myli od samego początku, odkąd tylko otworzył swój umysł na coś, co tak
długo celowo ignorował. Całe te rozmyślania nie były o tym, co czuje John… ale
co czuje Sherlock.
- Jesteś zaskoczony – mówi Sherlock. – Powiedz mi, czemu.
John wciąż się na niego gapi. Sherlock mówi najdziwniejsze
rzeczy – John nie zdawał sobie sprawy, że Sherlock zna slangowe znaczenie słowa
„gorący” – ale traktuje to jako swego rodzaju eksperyment.
- Sherlock, jesteś śmieszny – stwierdza John. Ale co jest
nie tak z jego głosem? Brzmi zabawnie i cicho. Ty wiesz, i Sherlock wie, ale
John w tym momencie po prostu temu zaprzecza. On i Sherlock mieli to w
zwyczaju. Oboje zauważyliby swoje uczucia dużo wcześniej, gdyby ich tak uparcie
nie ignorowali.
- John, zamierzam coś zrobić – mówi Sherlock. – Miałem
zamiar poczekać, aż dojdę do tej fazy eksperymentu, ale po prostu… - Sherlock
nie potrafi przyznać na głos tego, że John wygląda po prostu zbyt atrakcyjnie
będąc zaskoczonym i na wpół pobudzonym, aby Sherlock mógł się opierać jeszcze
dłużej. – Zamierzam coś zrobić, ale musisz mieć do tego otwarty umysł.
Umysł Johna nie jest ani odrobinę otwarty, ale Sherlock nie
może czekać, już nie. Więc przenosi się na kanapę i siada obok Johna. John jest
zmieszany i z jakiegoś powodu speszony. Nie zdaje sobie sprawy - tak jak,
jestem tego pewna, ty – że to bliska obecność Sherlocka tak na niego wpływa, że
to dlatego John czuje, jak w niewytłumaczalny sposób rumieniec wypływa na jego
policzki.
- Jesteś gotowy? – pyta Sherlock.
John jest teraz właściwie przerażony, naprawdę, bo co to do
cholery za błysk w oku Sherlocka? Rozpoznaje to… ale przecież to nie może być
to. Bo to wygląda jak spojrzenie, którym obdarza go każda dziewczyna, kiedy
chce go przelecieć.
Więc John jest przerażony… i podekscytowany. Tym razem czuje
to, ale nie wie dlaczego. Zadziwia go to, ale nie ma czasu, by o tym pomyśleć,
zanim Sherlock pochyla się w jego stronę i ich usta zderzają się ze sobą.
I coś dziwnego dzieje się z Johnem. Jak tylko usta Sherlocka
dotykają jego, każda wątpliwość w jego głowie dosłownie rozpada się na kawałki.
Nigdy w całym swoim życiu nie czuł się tak właściwie. Wszystko, co czuł do
Sherlocka, ale zawsze to ignorował, teraz jest jasne, i teraz rozumie, że to
ten moment, do którego zmierzali przez tyle czasu.
Więc po prostu się poddaje. Wydaje z siebie ciche
westchnienie i jego ramiona otaczają współlokatora, jedna ręka wędruje na
plecy, a druga wplątuje się w te jego krucze loki.
I, zbyt szybko, pocałunek się kończy. Sherlock oddala się o
cal. Możesz wyczuć napięcie wiszące w powietrzu, kiedy oboje chcą sięgnąć po
więcej, ale żaden z nich tego nie robi.
- Widzisz? – mówi Sherlock. – Wiedziałem. Chcesz być w
romantycznym związku, ze mną. A ja się zgadzam.
John mruga. Tak, teraz już wie, że żywi uczucie do
Sherlocka, silne uczucie. Ale żeby zaraz związek? Na to nie jest jeszcze
gotowy.
I co z Sherlockiem? Co się stało z Sherlockiem bez uczuć, z
Sherlockiem „poślubiłem-swoją-pracę”?
- Tak, myślałem, że możesz o to zapytać – mówi Sherlock, tak
jakby John zapytał na głos. – To właśnie o tym myślałem cały tydzień.
Zdecydowałem, że moja praca będzie się po prostu musiała podzielić moją głową
razem z tobą. Więc akceptuję twoją
prośbę.
John przez chwilę jest cicho, próbując znaleźć w tym jakiś
sens. – Ja o nic nie prosiłem – mówi w końcu.
- Nie na głos, fakt, ale myślałeś o tym, więc tak, zrobię
to.
Sherlock wstaje i idzie do kuchni.
Mózg Johna pracuje tak szybko, jak tylko może, ale wciąż
zabiera mu sekundę lub dwie przetworzenie tego, co Sherlock właśnie powiedział.
On właśnie powiedział, że on i John są w związku. Umawiają się.
- Sherlock – John mówi. – Czekaj chwilę. Nie możemy o tym
porozmawiać?
- O czym tu rozmawiać? Ja wiem, co ty czujesz, ty
prawdopodobnie możesz dojść do tego, co ja czuję, wnioskując z tego, że
pocałowałem cię chwilę temu.
- To nie do końca stosowne, Sherlock.
- Ja też nie jestem stosowny
- odparowuje Sherlock. John bierze oddech. To z całą pewnością prawda. –
Och – dodaje Sherlock. – Teraz, kiedy eksperyment się skończył, możesz
zobaczyć, dlaczego to Irene zaczęła to wszystko. Nigdy nie rozważałem… cóż,
ignorowałem fakt, póki ona nie rąbnęła mnie nim w nos. Na stole leży kartka z
kopią wiadomości.
Więc John wstaje i idzie w stronę stołu. Ty widzisz papier
wcześniej, ale John podnosi go w górę.
Blog Johna jest
PRZEZABAWNY. Myślę, że on lubi cię bardziej niż ja. Zjedzmy obiad.
John chce być zirytowany, chce
zmusić Sherlocka, żeby porozmawiał z nim jak normalny człowiek… ale zamiast
tego, po prostu się uśmiecha. Nigdy w życiu nie myślał, że dziękowałby Irene
Adler za cokolwiek… ale teraz naprawdę czuł, że musi.
_______________________________________________________
I oto, jak związek – chociaż John wciąż czasem wahał się
przy takim nazewnictwie – się zaczął. John czuł się na początku niekomfortowo,
ale szybko się przyzwyczaił.
Generalnie, niewiele się zmieniło, co było większością
problemu. Sherlock wciąż był palantem, dezorientującym jak diabli, generalnie –
naprawdę nieznośnym, z tym małym wyjątkiem, że teraz John był bardziej
emocjonalnie związany z tym wszystkim, co sprawiało, że każdy wybuch
współlokatora działał na niego mocniej.
John zakończyłby to już kilka razy, gdyby nie te krótkie
momenty, kiedy ich afekt był oczywisty, to wzajemne przyciąganie buzowało w
powietrzu. John pracował nad czymś, czytał albo oglądał telewizję, siedział
przy komputerze czy cokolwiek, i wtedy zauważał, że Sherlock się na niego gapi.
Więc on też się gapił.
Tak, to wszystko, co się wydarzyło. Nic więcej. Tylko
mnóstwo rozgrzewających spojrzeń, to było właściwie wystarczające, by pewne części
ciała zesztywniały, przy więcej niż jednej okazji. Ty prawdopodobnie też nie
zostałbyś nieczuły, bo i Sherlock, i John byli bardzo dobrzy w byciu
intensywnymi, kiedy czegoś chcieli.
I nie wiem, czy zrozumiesz czy może nie, ale dla Johna, te
małe momenty były wystarczającym powodem, by ten „związek”, niezależnie czym
był, trwał.
Ale teraz to zdarzyło się znowu. Sherlock i jego szaleństwo.
Tyle, że tym razem, Sherlock wyglądał na zbulwersowanego Johnem.
To był zwyczajny dzień, John wrócił do domu z pracy, aby
zobaczyć Sherlocka czekającego na niego, siedzącego na swoim krześle i
obserwującego. Serce Johna zaczęło przyspieszać, kiedy zorientował się, że to
znów się zaczyna. Jedna z tych niewiarygodnie seksownych wymian spojrzeń, która
pozostawiała go sfrustrowanego, w ten najlepszy sposób, na całą resztę dnia. To
nie tak, że nie chciał czegoś więcej, bo chciał, ale nie był pewien, czy
Sherlock był gotów na więcej, więc nie naciskał. Na teraz, to mu wystarczało.
Więc usiadł na kanapie i spojrzał na Sherlocka. Tylko po to,
żeby coś się działo, przygryzł wargę, i był bardzo zadowolony, widząc, że
Sherlock mrugnął nieznacznie, obserwując go. John uśmiechnął się leciutko,
tylko maleńkie, uwodzicielskie wygięcie warg.
I wtedy Sherlock gwałtownie wstał i, nie wiadomo dlaczego,
wyglądał na wściekłego. – Cholera, John! – ryknął i wypadł z mieszkania jak
burza.
A teraz, ty i ja wracamy do teraźniejszości. Z Johnem
siedzącym w ciemnym pokoju, i ulewą za oknem, rozmyślając, jak kompletnie
pogmatwany jest Sherlock Holmes. To Sherlock zaczął to całe głupie patrzenie,
to po pierwsze, John tylko grał razem z nim! I teraz Sherlock ma czelność być
złym na niego? Co on do diabła takiego zrobił? Jest tak sfrustrowany, że już
prawie dzwoni do Sherlocka, żeby powiedzieć mu, że może spać gdzie indziej
dzisiejszej nocy. Albo z drugiej strony, może John po prostu pójdzie do swojego
pokoju, zamknie go od środka i zostanie tam dzień czy dwa.
Ale właśnie wtedy, Sherlock staje w drzwiach. W rękach
trzyma brązową, papierową torbę.
- John – mówi, podchodząc, pochylając się i całując go w
policzek.
John jest zaskoczony, do tego stopnia, że kompletnie
zapomina o wcześniejszej frustracji. – A to za co?
- Czy normalnie ludzie w związkach tak nie robią?
- Cóż… erm… no tak, tak robią. Ale to nie jest normalny
związek.
Sherlock znów wygląda na zrozpaczonego.
- Co zrobiłem? – wzdycha John. Bo co innego miał powiedzieć?
Sherlock spogląda na niego z desperacją. – Dlaczego nie
możesz zrozumieć? Nie chcę tego mówić! Albo prosić albo… nieważne.
- Eee… nie rozumiem.
- Oczywiście, że nie! – wykrzykuje Sherlock. John nie ma
wystarczająco dużo czasu, by być złym za ponowne krzyki, bo Sherlock bierze
brązową torbę w dłonie i wywala zawartość na jego kolana.
A John patrzy. I patrzy. Ty pewnie zorientujesz się wcześniej,
co było zawartością, niż on.
To stosik lubrykantów i kondomów. Różne warianty, smaki,
rozmiary.
- John, próbowałem ci powiedzieć, że chcę z tobą spać, przez
cały ten czas, a ty wciąż się na mnie nie rzuciłeś.
John otwiera usta i zaraz zamyka je ponownie, kompletnie
zaskoczony.
Ale Sherlock kontynuuje: - Wszystkie te seksualnie
stymulujące spojrzenia, to byłem ja, próbujący dać ci do zrozumienia, czego
pragnę, ale ty nie słuchałeś. Chociaż to też było miłe. Ale kiedy wszedłeś do
domu, zdałem sobie sprawę, że jeśli nie będziesz mnie miał dzisiaj, umrę.
Naprawdę, umrę. Teraz łapiesz?
John spędza kolejną minutę, gapiąc się na Sherlocka ze
zgrozą, ale to, co następuje później, jest już naturalne. Podrywa się i całym
ciałem przylega do Sherlocka, całując go i przypierając do ściany, jego plecy
uderzają o nią głucho. Ocierają się o
siebie nawzajem i John nie może uwierzyć, że przez cały ten czas się od tego
powstrzymywał.
I tak, może Sherlock to szaleniec, ale John zdecydował, tak
jak ty dawno temu, że ich związek jest im pisany, nawet jeśli jest
dezorientujący rzez większość czasu. Wszystko może rozgryźć później. Teraz,
wszystkim, czego potrzebował, był Sherlock.
Więc, czytelniku, oto historia o tym, jak John Watson i
Sherlock Holmes się zeszli. Jest tego o wiele więcej, mogę cię zapewnić. Może
jeśli ładnie poprosisz, opowiem ci coś jeszcze.
Opowiem ci nawet dokładnie to, co chcesz usłyszeć, jeśli o to zapytasz.
Ich seks, ich pierwsza prawdziwa randka. Seksualnie albo romantycznie, to nie
ma dla mnie znaczenia. Dbam tylko o to, czego pragnie czytelnik. Więc jeśli
chcesz czegoś szczególnego, proszę, powiedz w komentarzu. Byłeś wspaniałym
kompanem i byłabym przeszczęśliwa, mogąc pokazać ci to, czego pragniesz.
Dziękuję, że przeczytałeś. Mam nadzieję, że cieszyłeś się
tym tak, jak John i Sherlock cieszą się sobą nawzajem w tej chwili – bo wciąż
stoimy w salonie, kiedy oni gorąco się całują. Jest w porządku. Oni nie mogą
nas zobaczyć.
-Johnlocked
autorstwa mojej ukochanej: bethanyyerinn
Aha, zostałam nominowana do Liebster Award, i nawet się w to pobawię, więcej w podstronie "Johnlocked" ;)
Wooo naprawdę fajny tekst :D Miło się czytało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duuużo weny ;*
Dziękuję, miło mi, że się podobało :)
UsuńAutorka też się bardzo ucieszyła, kiedy wysyłałam jej własne wyrazy uznania :D
fantastyczny tekst :D bardzo podoba mi sie ta bezpośredniość autorki. genialnie opisane, bardzo wciąga, kochana Irene <3 SH taki kanoniczny :D piękne po prostu.
OdpowiedzUsuńAha :D
UsuńA niedługo będzie druga część, jak ogarnę ;)
Wspaniale napisane. :D Kiedy ciąg dalszy? ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu swoim i autorki :)
UsuńTo jedna z tych rzeczy, która jest świetna, ale idzie opornie, więc... nie mam pojęcia kiedy ciąg dalszy. Mam nadzieję, ze wkrótce mi się uda.
Zapraszam do mnie. #chamskareklama
OdpowiedzUsuńhttp://john-sherlock.blogspot.com/