czwartek, 12 lutego 2015

48. Skandal w Hogwarcie 14

Kolejny Skandal dosyć szybko! Mam nadzieję ^^
Z tym, że pisany w ekstremalnych warunkach, bo tym razem na tablecie, tak mi się do Was spieszyło, więc z góry przepraszam za braki ogonków czy kropek w rożnych miejscach (starałam się), i za formatowanie, które może dziwnie wyglądać (będę naprawiać po powrocie z ferii c:). Anyway, miejcie i cieszcie się, a ja wracam do pracy :D
*EDIT: przepraszam, próbowałam, nie umiem naprawić, taka jestem kiepska... dla wygody polecam skopiować do worda albo gdziekolwiek, tak jak zrobiła to koleżanka z komentarzy :)
Rozdział 14
Oblodzona miotła


Mycroft i Greg byli na ustach wszystkich w szkole przez mniej więcej trzy dni, zanim ludzie przestali się dziwić. Od czasu dziwnego wybuchu Mycrofta – taa, któż wiedział, co to spowodowało? – ich dwójka była bardzo rzadko widziana oddzielnie.
„Jest gejem? To Prefekt Naczelny!” było jedną z rzeczy najczęściej słyszanych w zamku. Chociaż John nie wiedział, co bycie Prefektem Naczelnym miało wspólnego z byciem gejem. Albo bi, albo czymkolwiek, bo wcześniej umawiał się z dziewczynami.
John, z determinacją i rozmysłem, unikał Grega. Cóż, nie unikał. Nie miał problemu z byciem obok niego. Był szczęśliwy z jego powodu. Cieszył się, że będzie grał w sobotę w Quidditcha, nawet jeśli to oznaczało, że Yancey wciąż nie był w stanie… Ale John pamiętał dokładnie, co powiedział Gregowi tylko kilka dni wcześniej.
W momencie, w którym ty i Mycroft przestaniecie być sekretem, pomyślę o rozmowie z Sherlockiem. Brzmi fair?
Cóż, przestali być sekretem. A to oznaczało, że Greg czekał na zrewanżowanie się. Za każdym razem, kiedy byli sami, Greg wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś o Sherlocku, a John wymyślał powód, by opuścić teren. Nawet na treningach po godzinach John upewniał się, że nie rozmawiali. Więc kiedy Mycroft i Greg przestali być wielką sensacją, wszyscy zaczęli plotkować o dwóch rzeczach: Halloween, które było w czwartek, i meczu Quidditcha, Gryffindor kontra Slytherin, w sobotę.
W Halloween nic się nie działo. Odbyła się uczta, i John, Sherlock, Greg, Mycroft, Molly i Judy usiedli razem. John ostatnio ledwie rozmawiał z Molly. Przez kilka ostatnich tygodni była cicha i zamyślona, znikając nagle w środku konwersacji, by uciec do biblioteki. Ciągle miał zamiar zapytać ją, czy coś się stało, ale nigdy mu się to nie udało.
Więc po nocy Halloween jedyną rzeczą, którą ludzie mogli się ekscytować, był mecz Quidditcha.
I serio, planowanie dwóch wydarzeń tak blisko siebie było głupie. Powinni byli zaplanować mecz na następny tydzień, nawet jeśli mecze zgodnie z tradycją odbywały się w pierwszą sobotę listopada. W piątek wszyscy byli zmęczeni po tym, jak położyli się późno spać z powodu wszystkich Halloweenowych słodyczy, które pochłonęli, i rozmów o nadchodzącym meczu. Profesorowie byli z tego powodu w paskudnych humorach, nawet ci zazwyczaj mili. John mógł prawie uwierzyć w teorię Sherlocka o Moriartym, który był szczególnie szorstki, kiedy ktoś coś zawalił.
John obudził się w sobotni poranek, czując typową nerwowość przed meczem, ale nic więcej. Slytherin nie był w tym roku taki dobry, zwłaszcza że ich kapitan i szukający skończył szkołę rok wcześniej. Ale też szukający Gryffindoru był w tym roku nowy, bo jego poprzednik zdecydował się nie grać w tym roku – i prawie został przez to zastrzelony przez McGonagall, tak naprawdę, do czasu gdy wyjaśnił, że chciał skupić się na OWUTEM-ach – no i mieli rezerwowego bramkarza, Grega. John nie był pewien, kto będzie lepszy.
Wszyscy jego przyjaciele wstali wcześniej, żeby go wesprzeć. Nawet Molly i Judy, które były Puchonkami. W tym meczu obie wolały, by wygrał Gryffindor, co było oczywiste. Greg wyglądał, jakby miał zwymiotować, chociaż Mycroft starał się go pocieszyć najlepiej jak potrafił, biorąc pod uwagę, że jego osobowość czyniła niemal niemożliwym pocieszenie kogokolwiek.
Mike Stamford, inny pałkarz Gryffindoru, podszedł i usiadł z Johnem i jego przyjaciółmi tego poranka. Nie rozmawiali za dużo poza treningami. Nie dlatego, że się nie lubili, chyba po prostu nie obracali się w tych samych kręgach, przypuszczał John.
Dlatego też John był zaskoczony, kiedy Mike usiadł i przywitał się z Sherlockiem, a Sherlock skinął głową w sposób, który wskazywał na to, że się znali.
- Nawet mnie nie dziwi, że się zaprzyjaźniliście – stwierdził Stamford. – Zawsze byłeś inny niż pozostali.
John nie wiedział, co na to odpowiedzieć, ale słysząc to, odczuł pewnego rodzaju wdzięczność. Był zmęczony ludźmi, którzy mówili mu, że jest szalony, przyjaźniąc się z Sherlockiem, więc miło było usłyszeć kogoś mówiącego, że ich znajomość miała sens.
Wszyscy poobgadywali przeciwną drużynę i próbowali pocieszyć Grega, jedząc śniadanie. Drużyna Ślizgonów wmaszerowała do Sali z nieprzyjemnymi minami, ale John był do tego przyzwyczajony. Grega to onieśmieliło i natychmiast wrócił do swojego zielonego odcienia, ale John i Stamford powiedzieli mu, żeby się nie martwił, bo robią to zawsze i Greg nie powinien dać się nabrać.
Sally i Anderson, jak zwykle, tego dnia ze sobą nie rozmawiali. Oboje wspierali swoje drużyny i gdyby rozmawiali ze sobą w dniu meczu, zamordowaliby się nawzajem. Z tego powodu Sally była zmuszona do siedzenia z nimi wszystkimi, nawet jeśli wciąż strajkowała przeciw przyjaźni z Johnem przez obecność Sherlocka w jego życiu.
Tego ranka Sherlock wydawał się wyjątkowo zamyślony. Przy śniadaniu nie powiedział ani słowa. To nie było dziwne, bo czasem Sherlock nic nie mówił przez kilka dni i John nie wiedział dlaczego, ale tego konkretnego poranka miał kilka okazji, by sprawić, że inni poczuliby się głupi, a Sherlock rzadko odrzucał taką szansę.
Po śniadaniu, kiedy znalazł się z nim sam na sam na pół sekundy, szybko spytał: - Więc o czym tak myślisz?
Przez chwilę myślał, że zostanie zignorowany, ale potem Sherlock odpowiedział. – Zauważyłeś, jak ostatnio zachowuje się Molly?
John był zdezorientowany komentarzem. – Cóż… taa… nie sądziłem, że zwracasz uwagę na Molly.
- Coś się jej stało. Coś, o czym nie chce nikomu powiedzieć.
- Niby co?
- Nie wiem. – Potrząsnął głową i spojrzał na Johna. – Nie martw się tym. Myśl o meczu. Nerwowy?
- Trochę.
- Będziesz świetny.
John uniósł brew. – Czy ty mi właśnie życzysz szczęścia?
Wywracając oczami, Sherlock odparł: - Tak. To jakiś problem?
-Nie. To po prostu nie w twoim stylu. Będziesz oglądał? – dodał John.
- Oczywiście. Muszę sprawdzić twoją odwagę, obserwując cię grającego w Quidditcha.
- Albo po prostu mnie lubisz i próbujesz wspierać.
- Jedno z dwóch – zgodził się Sherlock. – Powodzenia, John.
I John został porwany razem z resztą drużyny.
***
Dwadzieścia do dziesięciu dla Gryffindoru. Slytherin był dzisiaj w formie, ale Greg też dobrze sobie radził. Podchodzili do czterech goli, a Greg zablokował trzy z nich. Jego zieloność odeszła w niepamięć i teraz wyglądał po prostu, jakby świetnie się bawił. Najwyraźniej Quidditch, w którego grał z ojcem i braćmi kiedy był mały, się opłacał.
Jednakże jeden ze Ślizgońskich pałkarzy grał nieczysto. Nie było w tym nic dziwnego. Nie wszyscy Ślizgoni byli źli, ale zawsze znalazł się jeden dupek, który chciał wszystkich skrzywdzić. Kilka razy sam John prawie oberwał. Ale w przypadku pałkarzy ciężko było nakładać kary, bo na ich pozycji w drużynie używało się sporo przemocy, to po pierwsze. Jak do tej pory szukający tylko zataczali koła ponad wszystkimi, nie zrywając się w pogoń za zniczem. Szczerze, John był za to w pewien sposób wdzięczny. Pewnie, chciał wygrać, ale dla niego liczyła się gra, więc jeśli szukający łapał znicza po dziesięciu minutach, nawet jeśli to był ich szukający, odbierało to całą zabawę. Tak naprawdę, w zeszłym roku wygrali mecz po czterech minutach, bo ich szukającemu sie poszczęściło i złapał znicza ekspresowo. John był jedynym, który był zawiedziony raczej niż pod wrażeniem.
John obserwował kafla, kiedy nagle poczuł, jak jego miotła robi się śliska. Jego ręce ześlizgnęły się z rączki, a ciało przechyliło się, tak że zwisał z miotły z ramionami dyndającymi poniżej. Tłumowi w dole zaparło dech, ale zaraz potem doszło go westchnienie na widok tego, że wciąż się trzymał.
Wow, dziwne. Było zimno, jasne, ale czy wystarczająco zimno, żeby jego miotła zamarzła czy coś? Nie był pewien, dlaczego jego ręce ześlizgnęły sie w ten sposób.
- John, w porządku? - spytał ktoś po jego lewej.
- Tak, jest okej - odparł szybko, próbując usiąść porządnie. Ale kiedy chciał złapać rączkę, jego dłonie znów zjechały, i tym razem stracił równowagę i musiał ścisnąć miotłę kolanami, by się na niej utrzymać.
- John? - krzyknął ktoś. Tym razem wiedział, że to Greg. 

Rozważył zejście na niższą wysokość, próbując się usadowić, na wypadek gdyby spadł...
Ale w momencie, w którym to pomyślał, stracił uchwyt na dobre i spadł z miotły.
***
John przebudził się w jasnym pomieszczeniu, otoczony zbyt wieloma twarzami. Była tam cała drużyna, Molly i Judy, i Sally, i nawet Anderson. John zauważył, ze nie było wsród nich Sherlocka, i rozczarowanie skręciło mu żołądek.
A potem zaczął się zastanawiać, co wszyscy ci ludzie tutaj robili.
To znaczy, zanim przypomniał sobie, co się stało.
- Spadłem z miotły - powiedział.
Greg, który stał najbliżej z drużyny, skinął głową. - To było naprawdę dziwne. Jakbyś nie mógł utrzymać rączki.
- Pociły ci się ręce czy coś? - spytał Stamford.
- Denerwowałeś się? - zapytał ktoś inny.
- Ja... Nie wiem, co się stało. Moja miotła zrobiła się cała śliska i, i spadłem... I jestem tutaj.
- Złamałeś kilka kości, ale Pomfrey w mig cię podkładała - powiedział Greg. - Tyle że uderzyłeś się w głowę, więc odpłynąłeś na kilka godzin. Ale wszystko jest w porządku. No, dzięki magii. Gdybyś był w mugolskim szpitalu, już by cię nie było. No wiesz, zazwyczaj takie uderzenie w głowę zabija ludzi.
John zamrugał kilka razy, wpatrując się w Grega.
- Naprawdę nie musiałeś mu tego mowić, Greg - powiedziała Judy, rozdrażniona.
- Cóż, nie jest w mugolskim szpitalu, wiec wszystko jest w porządku.
John naprawdę nie mógł wymyślić, jak odpowiedzieć, wiec zamiast tego spytał tylko: - A co z meczem?
Wszyscy wyszczerzyli zęby. - Wpuściliśmy Michaelsa, z rezerwy, i wygraliśmy. Na szczęście Taylor złapał znicza dosyć szybko. Potem wszyscy przyszliśmy tu.
- Cóż, cieszę się, że jednak wygraliśmy - stwierdził John. - Pomimo tego, że jestem idiotą, który najwyraźniej nie potrafi latać.
- Och, daj spokój - żachnął się Greg. - To się mogło zdarzyć każdemu.
- Wiec dobrze ci poszło? - spytał go John.
Ten uśmiechnął się szeroko. - Przepuściłem tylko tego jednego gola.
- Był świetny - zgodził się Stamford.
Zostali tylko chwilę dłużej, bo pani Pomfrey przybyła, by oświadczyć, ze to stanowczo zbyt wiele gości naraz, więc większość drużyny wyszła, zostawiając Johna z najbliższymi przyjaciółmi. A potem oni też poszli, zostawiając go sam na sam z Gregiem. John pomyślałby, że został tylko po to, by być miłym, ale Mycroft też wyszedł, a zrobiłby tak tylko gdyby Greg go o to poprosił.
Oczywiście. Zamierzał zastawić sidła, jako że John tym razem nie miał jak uciec.
John stwierdził, że równie dobrze może zadać pytanie, na które chciał znać odpowiedź, odkąd się obudził.
- Gdzie Sherlock?
Greg zaśmiał sie nieoczekiwanie. - Wpakował sie w kłopoty z Hooch.
- Co? - John zmarszczył brwi. - Niby jak?
- Kiedy spadłeś, on tak jakby spanikował. Zleciał z widowni i wbiegł na boisko. Hooch mówiła mu, żeby się odsunął, albo będzie miał kłopoty, ale ciagle próbował się do ciebie dostać. Kazała mu wypolerować cały sprzęt, ale jestem pewien, że już prawie kończy.
John poczuł się odrobinę lepiej, wiedząc że Sherlocka nie było tam z dobrego powodu. Cóż, głupio zrobił, pakując sie w kłopoty, ale to z powodu Johna, wiec mimo wszystko Gryfon czuł się odrobinę połechtany.
- A teraz ta część, kiedy mówisz mi, że mam z nim porozmawiać? - zapytał John zrezygnowany.
- Coś w tym stylu.
- Ale Greg... on jest moim najlepszym przyjacielem. Co jeśli coś powiem, a on nie czuje tego samego, i wszystko zniszczę?
- Mycroft też uważa, że on cię lubi - stwierdził Greg.
- Okej, nawet jeśli mnie lubi, czy on ci wygląda na typ nadający się do związku? Co jeśli ignorował to, co czuje, specjalnie, i tylko wszystko popsuję?
- Nigdy nie wiesz zanim nie spróbujesz, John.
John westchnął. - Dobra. Powiedziałem że kiedy ty i Mycroft się zejdziecie, to pomyślę o rozmowie z Sherlockiem. I naprawdę to zrobię... Po prostu jeszcze nie zdecydowałem, czy chcę ryzykować.
Teraz Greg westchnął. - Brzmi fair. Okej, mam mnóstwo obrony i eliksirów do roboty - dodał. - Cieszę się, że jesteś cały.
Wstał i wyszedł, zostawiając Johna prawie samego, nie licząc Yanceya śpiącego na łożku po drugiej stronie sali, z ramionami leżącymi bezużytecznie jak makaron po obu stronach tułowia.
Potem drzwi otworzyły się dramatycznie i do środka wpadł Sherlock, prawie w biegu. Zatrzymał się przed łóżkiem Johna, z twarzą poznaczoną zmartwieniem.
- Ee... Żyję - odezwał się John.
Sherlock usiadł na brzegu łóżka. - Byłbym tu wcześniej, ale ta przeklęta Hooch...
- Musiałeś zostać dłużej i wyczyścić sprzęt, wiem. W porządku.
- Nigdy nie myślałem, że mógłbym się tak martwić.
Sherlock, zmartwiony? Wow. John nigdy nie myślał, że dożyje tego dnia. Ale teraz nie był z nastroju do żartów. - Sherlock, wszystko jest w porządku. Nic mi nie jest. Ludzie ranią się cały czas podczas gry w Quidditcha.
- Ale to nie był zwykły upadek, John, musiałeś się domyślić.
- Co? - spytał John bez wyrazu.
- Boże, czasem jesteś taki głupi. John, co sie wydarzyło zanim spadłeś?
- Cóż... Moja miotła zrobiła się śliska. Jakbym nie mógł jej chwycić, nieważne jak bardzo bym próbował.
- Właśnie.
John wciąż nie łapał.
Sherlock jęknął. - No dalej, myśl. To sie nie zdarza ludziom tak po prostu.
- Więc mówisz...
- Mówię, że ktoś cię przeklął. Ktoś chciał, żebyś spadł, i żeby to wyglądało na wypadek.
- Ale... Nie mówisz poważnie.
- Śmiertelnie - odparł Sherlock.
- Myślisz... że ktoś chce mnie skrzywdzić?
- Zdecydowanie.
- Ale... Ten ktoś musiał wiedzieć, że bym nie umarł. Pomfrey potrafi wyleczyć prawie wszystko...
- Chyba że zginąłbyś od uderzenia. A to nie był ładny upadek. Przez moment myślałem... że ci się nie udało.
- Myślałeś że jestem martwy? - Nic dziwnego, że próbował dostać się na boisko.
- Przez moment, tak - odpowiedział Sherlock. John stwierdził, że nie powie mu jak blisko było, by naprawdę umarł, gdyby nie Pomfrey, jeśli to co mówił Greg było prawdą. Sherlockowi odbiłoby pewnie jeszcze bardziej. Więc powiedział tylko: - Cóż... Przepraszam, że cię wystraszyłem. Ale nic mi nie jest.
- Ale musimy wiedzieć, kto chce cię dopaść, John.
- Sherlock, to mógł być jakiś Ślizgon, który chciał wygrać mecz. Nie myśl o tym za dużo.
Sherlock zamilkł, ale widać było wyraźnie, że chociaż nie zamierza o tym mowić, nie zamierza też przestać o tym myśleć.
John był zatrzymany w skrzydle szpitalnym na noc, żeby upewnić się, że z jego głową wszystko jest dobrze, a Sherlock siedział przy jego łożku przez cały ten czas, kiedy spał, i wciąż tam był rankiem, kiedy Johna wypuszczono.
- Nie musiałeś zostawać - powiedział John.
- Musiałem - odparł Sherlock, a John nie pytał, co miał przez to na myśli.

9 komentarzy:

  1. Anonimowy12/2/15 15:19

    Jezuuu... Nie mam pojęcia co myśleć. Z jednej strony jestem szczęśliwa, że to ma aż tyle rozdziałów, bo jest cudowne... ale wszystko się tak powoli toczy ;; Mam nadzieję, że John i Sherlock zejdą się w miarę szybko.

    Tłumaczenie cudowne, tylko w drugiej linijce nie ma spacji pomiędzy "to", a "spowodowało". No i jeszcze w wypowiedzi Grega (wtedy, kiedy mówił, że gdyby to był mugolski szpital John już byłby martwy) są chyba trzy "ale" pod rząd. Nie jestem pewna czy to błąd, chociaż jako, że w żadnym Twoim poprzednim poście nie było powtórzeń mogę uznać, że było to spowodowane emocjami (jego oczywiście). Mam nadzieję, że szybko pojawi się coś nowego i życzę miłych ferii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dokładnie tak jak ja mam, uwielbiam długie fiki, bo nie kończą sie za szybko, ale czasem są naprawdę okropni kiedy chodzi o uczucia... Ale już niedługo, obiecuje. (Poza tym ostatnio stwierdziłam ze chce to skończyć jak najszybciej, wiec sie staram ^^)
      Och rany, faktycznie. Poprawie po powrocie, jak mówiłam, dzięki za zwrócenie uwagi :D nie zauważyłam tych wszystkich "ale"... Greg może sobie być rozemocjonowany, ale bez przesady... Dobrze ze ktoś stoi na straży <3
      Pozdrawiam i dzięki!

      Usuń
  2. Jak zwykle- genialnie. Moje Mystrade <3
    Uwielbiam ich razem, normalnie mam na ich punkcie hopla ;*
    Co do formatu posta, uch. Nie jestem osobą cierpliwą, więc skopiowałam sobie rozdział do Worda XD I tam czytałam. <3 Cóż, każdy ma wady.
    Biedny John... Greg męczy go obietnicą. W sumie, to mu się nie dziwię. Sally i Andreson. Cóż, może to dobrze, że nie gadają ze sobą w dniach meczy. ;)) Joh spadł z miotły! Biedactwo, a on myśli, że to tylko wypadek... Ale Sherlock ma swoją teorię XD Moriarty Atack!
    Molly. Oni w końcu dowiedzą się, że Sherlock ma rację i Jimmy jest zły, c' nie? Johnny musi mu dać książkę z przeprosinami, no ;3
    Myślę, że mu da. <3
    Ja chcę Johnlocka! Tu i teraz! Ależ oni są nieśmiali w tej relacji, no.
    "Mycroft mówi, że on też Cię lubi." No, ja bym była spokojna, bo Mycroft zawsze ma rację ;3
    Kończę tą nieskładną wypowiedź, miłych ferii. <3
    ~Szerlotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez dobrze, czytaj jak ci wygodnie ;)
      Nie mogę odpowiedzieć na cała resztę, bo spoilery, ale... Hm. John da mu coś lepszego ;>
      No są nieśmiali, bo to moje małe dzieci są. Ale już niedługo, obiecuje! :D hehehe
      I dziękuje, na razie są bardzo miłe :)

      Usuń
  3. Super, kolejny rozdział! >//////<
    Wizja zmartwionego Sherlocka przedstawia się nad wyraz urzekająco <3 Chcę go dostać na urodziny pod choinkę, razem z Johnem w komplecie xD MOM PLS.
    No, przez format niewygodnie się czyta, ale czego się nie robi dla Johnlocka xD W Hogwarcie.
    Hej, hej. Wie ktoś, jak to jest, kiedy masz pomysł na opowiadanie, ale nie chce ci się go realizować i nie wiesz jak to zrobić, bo jesteś ułomną lamą? XD
    Nie mogę się doczekać kolejnej notki!~ ♥

    PS. John i Sherlock rodzicami Deana i Sama. Jesteś genialna XD Niech ktoś to kiedyś napisze XD
    I CHĘTNIE CI POBETUJĘ ;_; Przez jakiś czas byłam korektorem w grupie skanlacyjnej, więc skoro mnie przyjęli, nie mogę być taka zła XD Jakby co, mój e-mail to: lynnoctober14241@gmail.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w ogóle chciałabym ich w komplecie na urodziny, nieważne czy zmartwionych XD
      "masz pomysł na opowiadanie, ale nie chce ci się go realizować i nie wiesz jak to zrobić, bo jesteś ułomną lamą?" <- THIS IS SO TRUE nie masz pojęcia. albo moze masz ^^

      To by było świetne. Ja tam uwielbiam crossovery i AUsy rozne. Moze kiedys cos znajde ;p
      DZIĘKUJĘ! To przybędę z najbliższym Skandalem <3

      Usuń
    2. Ja też! Albo lepiej - na nieurodziny! :D
      Oj wiem, nawet nie wiesz jak bardzo XD
      Ja nie przepadam, ale taki bym przeczytała z bananem na twarzy :D ♥
      Super! Czekam :D

      Usuń
  4. Byłam wprost zachwycona jak zobaczyłam, że już jest kolejny rozdział. No i oczywiście się nie zawiodłam. Myślę, że Mycroft i Greg powinni być dłużej obiektem plotek toż to najsławniejsza para w całym hogwarcie!
    Jak czytam, że te dwa geniusze krążą obok siebie to mam po prostu ochotę pomóc, ale niestety nie mam jak. Mam jedynie nadzieję, że wcześniej już dobrana parka, jakoś im pomoże się w końcu spiknąć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia, jak mnie czasami irytują, tylko tak tańczą i tańczą, ale co ja biedna mogę zrobić, jedynie pospieszyć się z tłumaczeniem ^^
      Cieszę się, że się podobało :)

      Usuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer