Rozdział dwunasty
Duet zaprzeczeń
Pierwszą rzeczą, jaką zauważył John zaraz po przebudzeniu, było to, że było mu nadzwyczaj wygodnie.
Drugą było to, że prawdopodobnie nie powinno tak być, bo nie leżał, tylko siedział, z połową twarzy przyciśniętą do czegoś, co w ogóle nie przypominało poduszki.
Wtedy zauważył, że siedzi w miękkim fotelu, a niedaleko jest kominek… zasnął w pokoju wspólnym? Nie pamiętał, by tam wracał. Był w Pokoju Życzeń z Sherlockiem i wtedy…
Wtedy sobie przypomniał. Nigdy nie wyszedł z pokoju. Był przemarznięty od pływania w jeziorze, a potem Sherlock usiadł koło niego pod kocem, a Johnowi było tak cholernie zimno, że nawet nie czuł się niezręcznie, przyciskając się do Sherlocka, żeby zatrzymać ciepło…
I właśnie tam wciąż był. Generalnie się wtulał. W Sherlocka.
A najdziwniejszą rzeczą w tym wszystkim było to, że wcale nie chciał się ruszyć, nawet teraz, kiedy zdał sobie sprawę, że pod głową miał tors Sherlocka zamiast poduszki.
Zwłaszcza teraz, przyznał. Cichutko, we własnej głowie, mógł przyznać, że coś się między nimi działo. Wciąż nie miało to sensu, bo John nigdy wcześniej nie lubił chłopaka…
I Mycroft powiedział, że Sherlock też go lubi. John wcześniej nie myślał o całej tej rozmowie z poprzedniego dnia, ale teraz, kiedy opierał się o Sherlocka, stało się to trudniejsze do zignorowania.
Nie, żeby to miało znaczenie. Nic nie mogli zrobić z faktem, że coś do siebie czuli – jeśli obaj tak czuli. Co niby mieli zrobić, zacząć się umawiać?
Jego umysł jakby się wyciszył, wszystkie zaprzeczenia, i protesty, i pomyłki poszły w kąt, by wysłuchać tego, co właśnie zostało powiedziane. Jakby każda część jego mózgu zgadzała się na ten pomysł.
Tak, zróbmy to, prawie usłyszał w głowie.
Nie mógł po prostu… nie mogli… to Sherlock, mówimy o Sherlocku… nie mógł…
- Myślisz tak ciężko, że prawie mogę usłyszeć szczękające zębatki – powiedział rozbawiony Sherlock. John nawet nie wiedział, że już nie śpi.
- Sorry – wymamrotał.
- Nie przepraszaj. Nie umarłeś w ciągu nocy, więc przypuszczam, że dobrze się rozgrzałeś.
- Mmhm, ta, na to wychodzi – zgodził się John, wstając i przeciągając się. Boże, dobrze było się przespać. W sumie, spał lepiej niż od kilku tygodni. Dziwne.
- No to musisz się zbierać na obronę przed czarną magią – powiedział Sherlock. – Profesor Longbottom nie będzie bardzo zły, jeśli się spóźnię, ale profesor Moriarty – wypowiedział to nazwisko tak, jakby zostawiło mu zły posmak w ustach – mógłby cię zamordować, zwłaszcza biorąc pod uwagę twoje mugolskie korzenie.
- Sherlock, ostatni raz ci mówię, on nie jest zły.
- Książka z przeprosinami, John. Pamiętaj.
I wyszedł z pokoju.
Sherlock miał rację, mówiąc, że muszą się pospieszyć. John pospieszył do Wielkiej Sali, żeby zgarnąć tost, który wepchnął do ust, bo miał tylko pięć minut do początku lekcji.
- Kurczę, John, kogo przeleciałeś?
Nie spodziewał się jej usłyszeć, bo prawie już nie rozmawiali. Ale, przynajmniej w tym momencie, nie miał przy sobie Sherlocka.
- Nikogo nie przeleciałem, Sally – odparł.
- Mhm, w każdym razie, masz włosy jak prosto z łóżka – zauważyła, chichocząc.
Nieobecnie przyklepał włosy i poprawił szatę. Wciąż pachniał jak dziwna mieszanka Naparu Oczarowania, jeziora i słodyczy. Może powinien był darować sobie śniadanie i zamiast tego wziąć prysznic.
- Ta, obudziłem się za późno i nie miałem na nic czasu.
- A gdzie świr? – zapytała obojętnie.
John spojrzał na nią ze złością. – Nazywasz mojego najlepszego przyjaciela „świrem”, przy mnie? Serio?
– Najlepszego przyjaciela? – spytała, unosząc brwi.
- Byliśmy razem każdego dnia od początku tego roku. Myślałaś, że co to znaczy?
- Że ci go szkoda. Że kiedyś szedł za tobą do domu i nigdy nie powiedziałeś mu, żeby się odczepił. Skąd mam wiedzieć.
- No więc, to nie twój interes, ale tak się składa, że spędzam z nim czas, bo go lubię.
Potrząsnęła głową niedowierzająco. – John, naprawdę myślisz, że cokolwiek o nim wiesz? W sensie, naprawdę go znasz?
- A co, wiesz coś, co mogłoby zmienić moje zdanie o nim?
Rozejrzała się, a potem zaciągnęła go na stronę. Z pewnym trudem powstrzymał westchnięcie. Już i tak był spóźniony, więc teraz, wciągnięty w rozmowę, już w ogóle nie będzie miał szansy na zjedzenie czegokolwiek.
- Pamiętasz, w trzeciej klasie, kiedy Sabrina Morgan umarła i oficjalnie nazwali to wypadkiem, ale wszyscy myśleli, że to morderstwo?
- No, raczej trudno to zapomnieć.
- No właśnie, a Sherlock był zaintrygowany całą sprawą. I wiesz, miał wtedy dwanaście lat, był w drugiej klasie. Jak usłyszał o jej śmierci, wyglądał jakby miał skakać z radości, a wszyscy inni byli smutni. Potem cały czas próbował się dostać do miejsca, w którym zginęła, ale nikt go nie wpuszczał… był taki szczęśliwy przez całe dnie. Od tamtego czasu nigdy go takiego nie widziałam. John, on lubi śmierć. Podnieca się tym. Nie wydaje ci się to dziwne?
Tak się zdarzyło, że John słyszał o tym wszystkim od Sherlocka. Kiedy próbował dostać się na „miejsce zbrodni”, czy jak to tam nazywają, chciał odkryć, jak zginęła. Nie był podekscytowany tym, że umarła, tylko zagadką. W głębi serca był detektywem, i John już to wiedział. Jasne, Sherlock był dziwny, ale nie walił konia do zdjęcia martwej dziewczyny.
- Nie wiem, czy to nie on ją zabił – kontynuowała Sally.
Właściwie, powodem dla którego John w ogóle usłyszał tę historię, było to, że Sherlock też miał teorię na temat sprawcy. Próbował go przekonać, że to profesor Moriarty zabił Sabrinę, bo była szlamą, ale poddał się, jako że sprawa byłą sprzed lat i nie zostały już żadne dowody, a samo przekonywanie nie wystarczało Johnowi, by w to uwierzyć.
- Cóż, dzięki że dałaś znać, Sally – powiedział John, próbując nie brzmieć protekcjonalnie, chociaż był prawie pewien, że mu się to udało. Rzucił okiem w kierunku stołów, ale jedzenie już zniknęło, bo zaczynały się lekcje. Cholera.
Obszedł Sally dookoła.
- John, ja tylko próbuję cię chronić – powiedziała.
Odwrócił się w jej stronę. – I doceniam intencje, naprawdę, ale znam Sherlocka lepiej niż ci się wydaje. Ufam mu, niezależnie od tego czy ty też.
Zanim Sally mogła powiedzieć coś więcej, John wyszedł z Wielkiej Sali...
A po kilku sekundach Sherlock szedł obok niego, a w ręku - chwała mu - miał kawałek tosta.
- Wiedziałem, że Donovan przytrzyma cię wystarczająco długo, że nic nie zjesz.
- Więc słyszałeś wszystko, co powiedziała? - zapytał John z ustami pełnymi chleba.
- Naprawdę myśli, że zabiłem Sabrinę Morgan? - prychnął Sherlock, odpowiadając na pytanie Johna. - Naprawdę, jak głupia może być? Jaki miałbym motyw do zabicia prefekta jako dwunastolatek?
- Pewnie myśli, że to przez czystą krew. Skoro dziewczyna była mugolaczką.
- I to czyni mnie winnym? To mógłby być każdy Ślizgon w szkole, i paru Gryfonów też, skoro już o tym mowa. To sprawia, że jej chłopak jest podejrzanym. Ale - dodał Sherlock w zamyśleniu - to uwzględnia osobę, która faktycznie to zrobiła.
- Boże, nie znowu.
- John, mówię ci, coś z nim jest nie tak. Nie wąchałeś go? Jego woda po goleniu jest zbyt słodka jak na...
- Kiedy tylko przyjdziesz do mnie z solidnym dowodem, uwierzę ci - powiedział John. - To moja klasa. Na razie.
Wszedł do środka, zanim Sherlock mógł powiedzieć słowo więcej o złym Moriartym, co było dobrym rozwiązaniem, zważywszy na fakt, że to była klasa Moriarty'ego. Moriarty był całkiem w porządku, ale nawet on obraziłby się za nazywanie go mordercą, tego John był pewien.
***
- Wyglądasz gównianie - powiedział Greg wprost, kiedy spotkał Johna w drodze na lunch.
- Wow, dzięki.
- Chodziło mi tylko o to, że wyglądasz, jakbyś spędził noc na pieprzeniu - doprecyzował Greg, śmiejąc się.
- Mhm, Sally też to sugerowała.
Chwila ciszy. - Nie było tak, no nie? - spytał Lestrade.
- Co? Nie!
- Tylko się zastanawiam...
- A niby z kim miałbym spać, twoim zdaniem?
- Cóż...
John przerwał mu. - Nieważne, nie chcę tego słyszeć.
- Lubienie go to nic złego, wiesz.
- Szzz - wymamrotał John. - On słyszy wszystko, okej? Nie możesz tak po prostu o tym rozpowiadać w korytarzu.
- A co za różnica, czy on wie? Oboje się sobie podobacie. To oczywiste.
- I kto to mówi - odparł John. - Chyba obaj jesteśmy Holmesseksualni - dodał po chwili.
- Och, przyznajesz się?
Z westchnięciem John stwierdził: -A co za różnica czy przyznaję czy nie, w tym momencie. Jak myślisz, co się może między nami wydarzyć?
- Wszystko co chcesz, John.
- W porządku, w momencie, w którym ty i Mycroft przestaniecie być sekretem, pomyślę o rozmowie z Sherlockiem. Brzmi fair?
Greg zaczerwienił się i zaczął iść szybciej, żeby zgubić Johna, co od początku było zamiarem blondyna.
Ale nie mógł powstrzymać uczucia, jakie wywołały jego słowa.
Porozmawiać z nim. To nie mogłoby boleć, mówił mały głosik w jego głowie.
Ale mogłoby, o to chodziło. Mogło go bardzo zaboleć.
I dlatego John siedział cicho.
O bosze, o bosze, nareszcie! Jak ja nie mogłam się doczekać na ciąg dalszy. Dzięki ci, że do tego wróciłaś, nie zdajesz sobie sprawy jak mi było do tego tęskno. Super, że tego nie zostawiłaś :D
OdpowiedzUsuńTak jak wiele rzeczy się zmienia z biegiem czasu, tego ani przez moment nie zamierzałam zostawić, więc spokojna głowa :D Pewnie kolejny rok zajmie mi przedarcie się przez 10 rozdziałów, ale damy radę.
UsuńPostaram się szybciej :3
Genialnie. To chyba moja ulubiona historia. ;))
OdpowiedzUsuńTak długo czekałam. XD
Dawaj coś szybko, bo chyba zwariuję.
Tak mnie to wkręciło. Trzymaj się i powodzenia w tłumaczeniu!
~Szerlotka
Jak mówiłam, postaram się szybciej :D *po sesji ale cii* *może wcześniej*
UsuńTo też jedna z moich ulubionych <3
PS. Twój avatar trzyma mnie przy życiu
Oj. Ha Ha,on jest genialny. Twoja blogowa maskotka. Mam nadzieję, że nie nie gniewasz się za ściągnięcie tego gifa?
Usuńxx.
No co ty, nie jest mój, ja też mam go skądś indziej. Niech się szerzy na cały świat! :D
Usuńfantastycznie!!! też się wyczekałam na ten rozdział ;) bardzo fajny a Holmesseksualność mnie rozwaliła :) <3
OdpowiedzUsuńChciałabym cię poinformować, że zostałaś mianowana do Libster Award, przeze mnie na tym blogu:
OdpowiedzUsuństracone-we-snie.blogspot.com
dziękuję bardzo :)
Usuń