środa, 3 grudnia 2014

03. Po prostu... Doktor

Tym razem crossover! :D
*Nie będę odpowiadać na wszystkie komentarze w wirze pracy, ale wszystkie czytam i wszystkie uwielbiam. Motywują :) Dziękuję <3

Po prostu... Doktor


Siedzieli w przyjaznej ciszy, John w swoim fotelu pisząc bloga i czasem popijając herbatę, a Sherlock w swoim własnym fotelu, eksperymentalnie pociągając za struny swoich skrzypiec. Normalny niedzielny poranek, cichy i spokojny.
John miał wziąć kolejny łyk z kubka, kiedy usłyszał dziwny dźwięk, brzmiący jednocześnie jakby był w oddali i bardzo blisko. Pewien rodzaj jęku. John zastygł w połowie gestu, próbując stwierdzić, co to było i skąd dochodziło. Może obok przejeżdżał stary samochód? Kiedy hałas przybrał na sile, wstał i podszedł do okna, by to zbadać.
Gdyby nie widział tego na własne oczy, nigdy by nie uwierzył. Dziwne niebieskie pudełko zmaterializowało się na ulicy, tako, z powietrza.
- Ciekawe. - To było wszystko, co był w stanie powiedzieć. Obserwował, jak budka stawała się coraz bardziej solidna, tak jakby stała tam od zawsze. A może stała tam zawsze? John zacisnął powieki i znów otworzył, a Sherlock wstał i dołączył do niego przy oknie.
- Co jest ciekawe? - Kiedy zobaczył niebieską budkę po drugiej stronie ulicy, zmarszczył brwi, jakby był zmartwiony. Nudny niedzielny poranek przestawał być nudny.
Drzwi niebieskiej budki otworzyły się i dwoje ludzi wyszło na Baker Street, najpierw wysoki i szczupły mężczyzna w brązowym prążkowanym garniturze i długiem brązowym płaszczu. Wyglądał, jakby był mniej więcej wzrostu Sherlocka, ale był dużo chudszy, jeśli to było w ogóle możliwe. Młoda, dość tandetna blondynka wyszła za nim. Spojrzeli w górę i w dół ulicy, a potem mężczyzna na coś wskazał i ruszyli, zmierzając wyraźnie w stronę 221B.
Obaj lokatorzy ruszyli w dół schodów, by powitać nieznajomych. To było zbyt dziwne i szalone, by to zignorować, nawet w niedzielny poranek. Zaczekali, aż zadzwoni dzwonek, a potem Sherlock otworzył drzwi ze spokojem, jakby to nie była najbardziej interesująca rzecz, która się wydarzyła w tym tygodniu.
Mężczyzna stał dokładnie przed drzwiami, a dziewczyna trochę za nim, zerkając na Johna i Sherlocka zza jego ramienia. Przygryzała paznokcie i wyglądała na nieco niespokojną, ale i podekscytowaną.
- Jak mogę wam pomóc? - spytał Sherlock.
- Uch... tak, cóż. Szukamy Sherlocka Holmesa. Mieszka tutaj, prawda? 221B Baker Street? - powiedział mężczyzna z rękami głęboko w kieszeniach. Uśmiechnął się szeroko i odwrócił lekko w stronę dziewczyny, która zachichotała.
- To chyba chodzi o mnie - odpowiedział ostrożnie Sherlock. John stał obok, ale poza Sherlocka była obronna, z ramionami po obu stronach framugi drzwi.
- Dlaczego nie nosi czapki myśliwskiej? Zawsze ją nosi. I ma fajkę! - wyszeptała nie-tak-cicho dziewczyna do mężczyzny w pasiastym garniturze. Ten otaksował Sherlocka wzrokiem, znim odpowiedział:
- Musimy być zbyt wcześnie w jego linii czasowej.
Sherlock podejrzliwie zmrużył powieki. Co to w ogóle miało znaczyć?
- Mogę spytać, dlaczego tu jesteście? - spytał pewnie.
- Słyszałem, że może byłbyś w stanie nam pomóc. Cóż, wiem, że będziesz w stanie nam pomóc. Tak, będziesz pomagać całej planecie. Mmm, bardziej jak ocalać całą planetę, moooże układ słoneczny.
Sherlock nie odpowiedział ani się nie poruszył. Próbował jak cholera wywnioskować cokolwiek o mężczyźnie, bazując na jego wyglądzie. Fakty, które normalnie zbierał, obserwując małe subtelności, tutaj nie były jasne; nic, od perfekcyjnie uszytego garnituru czy długiego płaszcza, przez postawione włosy, aż do okularów w czarnych oprawkach. Przypominało mu to, jak się czuł, kiedy nie mógł odczytać Kobiety, i to go męczyło.
- Mam dla pana sprawę, panie Holmes, myślę, że uzna ją pan za dosyć zastanawiającą, jeśli nie ekscytującą. - Mężczyzna wciąż się uśmiechał i Sherlock nie wiedział, dlaczego. Był zaintrygowany. Sprawa w niedzielę? Rzadko kiedy dostawali coś ze Scotland Yardu w niedziele, to był najlepsza szansa na trochę akcji przed poniedziałkiem.
- A kim pan jest? - spytał John zza ramienia Sherlocka.
- Jestem Doktor. A to Rose. - Rose stanęła obok niego, a on objął ją leniwie ramieniem.
- Przepraszam, doktor jaki? Czego jesteś doktorem? Ja też jestem. - John podszedł bliżej, a Sherlock spuścił ramiona.
Mężczyzna wywrócił oczami dramatycznie, ale szczerzył się jak idiota. - Nie jakiś doktor. Doktor. Po prostu... Doktor.
Tym razem to John zmrużył powiek i miał powiedzieć coś niegrzecznego, ale Sherlock się wtrącił. - Mówiłeś, że jest sprawa?
- Tak, naprawdę nie powinniśmy rozmawiać o tym tutaj, możemy wejść?
Sherlock skinął głową i odsunął się o krok, by wpuścić dwójkę przybyszy. John zawiesił ich płaszcze w hallu i zaraz po wejściu do mieszkania wstawił wodę na herbatę. To wyglądało jak sytuacja z zapotrzebowaniem na herbatę.  Herbata pomagała przywracać rzeczom normalność, chociaż wiedział, że to wcale a wcale normalne nie było. Dwoje obcych ludzi pokazuje się znikąd w niebieskiej budce, rozmawiając o liniach czasu, z tego co John wiedział, to pewnie Sherlock znowu czymś go nafaszerował w ramach eksperymentu i teraz John był na niezłym tripie. Cóż, pewnie niedługo wszystkiego się dowie.

4 komentarze:

  1. Fajne ;) Jeszcze nie czytałam takiego crossover. Będzie kontynuacja?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wholock! Nareszcie! Czekałam! Cudeńko :) mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy? bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak się spodziewam będzie kontynuacja?
    No tak głupie pytanie... super, że trzymasz się w swoim postanowieniu adwentowym :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wholock! Dziesiąty! Rose! Po prostu fantastyczne opowiadanie <3 Naprawdę uwielbiam Doctora Who, serial mnie powalił na łopatki i chociaż wolę Jedenastego, to Dzięsiątego mam w serduchu :) Na dodatek zawsze podobały mi się wszelakie crossovery z Sherlockiem. Spotkanie dwóch geniuszy - Doctor i Holmes... A tekst świetny, bardzo fajnie napisany, czyta się szybko, po prostu... super :D Mam nadzieję, że napiszesz jeszcze coś z Doctorem :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer