Cześć i czołem! Wydaje się ustalać konkretny plan - posty co piątek. Wątpię, żeby to się utrzymało - borze broń mnie od wszelakiej regularności - ale jak na razie... jest. Gdzieś w połowie tygodnia pojawi się hogwarcki Destiel, który już jest, ale muszę go przepisać (heh).
ROZDZIAŁ ÓSMY
Przygoda nr 1: Pokój życzeń
John był wyczerpany do cna, kiedy wrócił z boiska po treningu z Gregiem (który zakończył się ciszą wypełnioną rozmyślaniem), ale naprawdę musiał dokończyć ten esej. Zostało mu tylko kilka cali, ale ciężko to szło, bo nie mógł się skupić, nawet teraz, kiedy pokój wspólny był pusty z powodu późnej godziny.
Albo tylko tak myślał, zanim nie usłyszał „JOHN!”.
Brzmiało to jak szept i doszło ze zbyt małej odległości. Podskoczył gwałtownie, rozglądając się dokoła.
- John, przypinka! – dobiegł go zirytowany syk, i był to głos, którego nigdy by nie pomylił z żadnym innym.
John powoli zerknął w dół na przypinkę Harpii z Holyhead na jego koszuli. – Sherlock? – wyszeptał niedowierzająco.
- John, lepiej żebyś miał przy sobie tę odznakę, i żebyś był na nogach. Wyłaź w tej chwili. Jestem za gobelinem koło wyjścia z pokoju wspólnego. Bądź na zewnątrz w ciągu minuty albo założę, że nie dostałeś wiadomości.
- Sherlock? – odezwał się John w stronę przypinki, ale nie doczekał się odpowiedzi. Jęknął i wstał, wychodząc na zewnątrz.
Wtedy Sherlock wyskoczył zza gobelinu.
- Sherlock, co do diabła?
- Nosisz przypinkę, dobrze.
- Co ty tu robisz?
- Szukamy Pokoju Życzeń – odpowiedział Sherlock. – Jako że wcześniej nie mogłeś.
John zamrugał powoli. – Ale dlaczego mamy to robić teraz, skoro równie dobrze można go szukać w ciągu dnia, nie ryzykując wpadnięcia w kłopoty?
- Bo nie mam zamiaru czekać. Gotowy do wyjścia?
Z ciężkim westchnięciem John zgodził się, wiedząc, że Sherlock i tak zrobiłby wszystko po swojemu. – Taa, możemy iść.
- Dobrze. To nie powinno zająć dużo czasu. Do otwarcia drzwi nie jest potrzebna żadna skomplikowana magia. Rozdzielimy się. Ty bierzesz kilka miejsc, ja biorę kilka, i użyjemy tego, żeby się ze sobą skontaktować – rzekł Sherlock, gestem wskazując na przypinkę na piersi Johna, przez którą przed chwilą do niego mówił.
- Mhm, co to w ogóle jest, tak przy okazji? – zapytał John, spoglądając na znaczek.
- Mówisz do niej i możemy się nawzajem słyszeć. Ostatniej nocy zaczarowałem je swoim własnym zaklęciem. Działają dla dwustronnej komunikacji, trochę jak telefon. Powiedz „afforto” na początku swojej wiadomości i „quiesio” na końcu.
John zrobił w myślach notatkę z tymi dwoma słowami, mając nadzieję, że je zapamięta, bo nie liczył zbytnio na to, by Sherlock się powtarzał. – Gdzie jest twoja?
- Och, zaczarowałem mój szalik, ale stwierdziłem, że ta przypinka będzie dla ciebie dobra.
- Dlaczego nie mogłeś tego zrobić też z moim szalikiem? – spytał John, patrząc z niesmakiem na odznakę drużyny, której nie lubił.
- Bo go w tym czasie nie miałem.
- Mogłeś poprosić. – Sherlock tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi, a John wywrócił oczyma. – No dobra. Mów, gdzie mam iść.
Tym razem chodzenie po korytarzach w nocy było bardziej przerażające niż ostatnio, ale to prawdopodobnie dlatego, że wtedy nie był sam.
Sherlock zaczął na piątym piętrze, mówiąc, że tam częściej pojawiają się patrole, a John wziął piętro siódme. Sherlock miał w planach poruszać się w górę, podczas gdy John miał iść w dół, i w ten sposób spotkaliby się w połowie, gdyby żadna z lokalizacji wyznaczonych przez Sherlocka nie okazała się trafiona.
Jak się okazało, John znalazł drzwi przy pierwszej próbie.
Przeszedł trzy razy obok pustego miejsca, które Sherlock kazał mu sprawdzić, czując się jak idiota i mając nadzieję, że nikt go nie złapie, jednocześnie myśląc o tym, czego pragnie. Pomyślał, że chce „pokoju, który zainteresowałby jego i Sherlocka, miejsca, w którym nikt nas nie znajdzie” trzy razy, bo nie wiedział, czego innego sobie życzyć…
I wtedy drzwi się pojawiły, wysokie i chude, zwężające się ku górze. Były zrobione z czarnego drewna, a ozdoby nie mające jakiegoś konkretnego kształtu były wykonane ze złotawego metalu.
John przez chwilę tylko się gapił, a potem powiedział „afforto” do swojej przypinki, stukając w nią różdżką. Na wpół krzycząc, a na wpół szepcząc, zaczął mówić: - Sherlock, znalazłem! Siódme piętro, naprzeciwko gobelinu z Barnabaszem Bzikiem. Quiesio – dodał, stukając różdżką jeszcze raz. Później czekał, aż Sherlock nadejdzie, ciekawość niemal go zabijała.
Sherlock nadbiegł korytarzem kilka minut później i skinął głową z aprobatą, widząc drzwi w ścianie.
- Zaglądałeś już? – zapytał.
- Nie, czekałem na ciebie.
Szerokim gestem Sherlock wskazał na drzwi. – Otwórz je.
John kiwnął głową, wciąż nieco nerwowy, i ujął w dłoń ozdobną srebrno-złotą klamkę, by popchnąć drzwi.
Wepchnąwszy ich oboje do środka, Sherlock szybko zamknął drzwi, prawdopodobnie nie chcąc zostać złapanym w korytarzu, kiedy John wciąż zachwycał się tym, co miał przed oczami.
Pokój był całkiem duży, chociaż to wrażenie sprawiała nie tyle powierzchnia podłogi, co wysokość. Pomieszczenie było co najmniej dwa razy wyższe niż powinno. Tak naprawdę John nie potrafił dostrzec sufitu, bo zamiast niego widać było ciemne burzowe chmury. Rozległ się grzmot, na tyle cichy, by był słyszalny, a jednocześnie nie rozpraszał. Przypominało mu to o zaczarowanym sklepieniu w Wielkiej Sali, tyle że ono odzwierciedlało pogodę na zewnątrz, a John wiedział na pewno, że dzisiejsze nocne niebo było czyste, więc w takim wypadku powinny tu być raczej gwiazdy. Ściany pokoju były pokryte milionami najróżniejszych rzeczy, od plakatów z drużynami Quidditcha i sławnymi czarodziejami do sztuczek pamięciowych przydatnych do zapamiętywania zaklęć i tabel z rozkładem ich zajęć. Ale były też inne przedmioty, takie jak przepisy na zakazane eliksiry, trochę zniszczonych map całego terenu, w tym zamku, błoni, Hogsmeade i Zakazanego Lasu. Generalnie, wszystko, czego on i Sherlock mogli użyć, by wpakować się w niezłe kłopoty.
Ściany były zakryte plakatami, ale znalazło się miejsce na kominek, który przypominał Johnowi ten z pokoju wspólnego, ogromne, miękkie fotele, półki na książki wypełnione po brzegi podręcznikami i mniej poważnymi lekturami, i stoliki, na których stały magiczne… cosie, z braku lepszego słowa, bo John nie miał zielonego pojęcia, czym były. Wiele z nich wydmuchiwało parę albo wirowało, albo robiło inne dziwne rzeczy. Był też stolik z nowoczesnym komputerem i telefonem, co John odkrył z zaskoczeniem, bo takie rzeczy nigdy tak naprawdę nie istniały w Hogwarcie – i miał wrażenie, że w ogóle nie powinny były działać, a mimo tego właśnie na nie patrzył. Dalej był stół zastawiony słodyczami i napojami, i trochę nie psującego się jedzenia, i…
Ogółem rzecz biorąc, najbardziej niesamowite miejsce, jakie John kiedykolwiek widział.
Nawet Sherlock wyglądał na kompletnie oszołomionego, kiedy rozejrzał się dookoła. Spojrzał na Johna. – O co poprosiłeś pokój?
- Byłem dość ogólnikowy. Po prostu miejsce, które oboje uznalibyśmy za interesujące. I dodałem, że chciałbym, aby nikt nas nie znalazł.
Rozglądał się teraz dokładniej, jego oczy odległe w sposób, który zdradzał, że myślał o mnóstwie rzeczy w krótkim czasie.
- W jakiś sposób ten pokój był zdolny do wejrzenia w naszą psychikę, w nasze zainteresowania, zajęcia i osobowości, i stworzył dla nas miejsce, którego moglibyśmy użyć do praktycznie wszystkiego.
Podszedł bliżej do jednej z ogromnych map szkoły, z których każda miała kilka metrów szerokości.
- Te mapy są niezwykłe – powiedział Sherlock. – Są tutaj co najmniej trzy ukryte przejścia, o których nie miałem pojęcia. I obok każdych drzwi z hasłem jest słowo… więc to chyba hasła.
- Pieprzysz. – John też podszedł bliżej.
- Jestem prawie pewien. Widzisz, zaraz obok pokoju wspólnego Puchonów, jest napisane „stuknij w środkową beczkę z drugiego rzędu w rytm słów Helga Hufflepuff”, a wiem z doświadczenia, że tak właśnie się tam dostaje. No i przy Gryffindorze, patrz.
John znalazł wejście do pokoju wspólnego Gryfonów na siódmym piętrze na mapie i faktycznie, zaraz obok tego malutkimi literami wypisane było słowo „Dumbledore”, co było aktualnym hasłem.
- To niesamowite.
Wtedy Sherlock spojrzał w górę. – Podejrzewam, że sufit oznacza, iż ty też lubisz burzową pogodę – dodał.
John podążył oczami za jego spojrzeniem. – Mhm, zawsze lubiłem burze. Ty tez?
- Odgłos grzmotów pomaga mi myśleć.
- Tak jakbyś potrzebował pomocy – wymamrotał John.
Sherlock jak zwykle zignorował jego bezczelność. – Więc ukończyłeś swoją pierwszą przygodę.
- Czy to się w ogóle liczyło jako przygoda? – spytał blondyn. – To nie było jakieś straszne. – Nie wspomniał o tym, jaki był nerwowy, węsząc po korytarzach w samotności.
- Może i nie – stwierdził Sherlock – ale ta przygoda otworzyła drzwi do wielu innych. – Wskazał gestem na mapy, i eliksiry, i zaklęcia na ścianach. – Mogę teraz dodać co najmniej trzy nowe rzeczy na moją listę.
John westchnął rozdrażniony. – Pewnie, że możesz.
- Ale – dodał Sherlock – znalezienie tego pokoju jest warte wszystkich niebezpieczeństw, jakich może ci przysporzyć w życiu. Możemy tu przychodzić, kiedy nam się podoba, i będzie tu wszystko, czego zapragniemy.
John nie mógł się z tym nie zgodzić.
- A teraz… Zostajemy tu na noc czy wracamy do pokoi wspólnych?
Wcześniej John jakoś nie pomyślał o tym, że zostanie w pokoju widnieje w opcjach. Sama myśl o tym sprawiła, że żołądek wywrócił mu się na lewą stronę.
- Nie ma łóżek – zauważył słabo.
- Pokój daje nam, czego sobie zażyczymy – stwierdził Sherlock. – Jeśli wyjdziemy na zewnątrz i pomyślimy, że tym razem chcemy łóżko, to je dostaniemy.
Jedno łóżko, pomyślał John. Motyle w jego brzuchu urosły do rozmiarów akromantuli, które Sherlock chciał zobaczyć w Zakazanym Lesie.
Zanim się spostrzegł, już mówił: - Cóż, wciąż nie mam dokończonego pracy na historię magii, a to pierwsze zajęcia jutro rano. Muszę wracać.
To była prawda, chociaż nie z tego powodu nie mógł zostać. Nie mógł, bo… cóż, nie był do końca pewien, ale nagle był tak nerwowy, że czuł mdłości.
Udawał, że nie widzi, jak Sherlockowi zrzedła mina. – Więc lepiej chodźmy – powiedział Sherlock. – Filch będzie robił rundkę za dziesięć minut,
Wyszli i powędrowali z powrotem do wieży Gryffindoru, co zajęło im mniej niż pięć minut, bo byli na siódmym piętrze.
- Dobranoc, John – pożegnał się cicho Sherlock.
- Wszystko w porządku? – spytał John, a jego żołądek znów się zacisnął, tym razem z innego rodzaju nerwów. Mógł skrzywdzić uczucia Sherlocka czy coś w tym stylu. Nigdy nie myślał, że to w ogóle możliwe, ale właśnie na to wskazywała jego mina.
- Oczywiście, że tak – warknął Sherlock. – Lepiej wchodź do środka. Pani Norris zaraz tu będzie.
- Chcesz się schować do czasu, aż sobie nie pójdzie? – zaproponował blondyn.
- Nie – odparł krótko Sherlock, odchodząc szybkim krokiem. John westchnął i wszedł do pokoju wspólnego, by spędzić kolejną noc, jak to się często zdarzało, bezsennie, bo myślenie przeszkadzało mu w pisaniu eseju, a pisanie eseju przeszkadzało mu w myśleniu.
Co się do cholery działo? Wcześniej wszystko było takie proste. Ale teraz… już nawet nie wiedział co myśleć.
-Johnlocked
Jej :) Nareszcie kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńBędąc szczerą to opowiadanie jest moim ulubionym i za każdym razem nie mogę doczekać się dalszego ciągu.
Bardzo spodobał mi się opis pokoju życzeń (pewnie dlatego, że mnie samej one nie wychodzą).
Reakcja Sherlocka na samym końcu była naprawdę ciekawa i domyślam się, że liczył on na ich wspólną noc spędzoną w pokoju życzeń :D
Liczę, że wena nie będzie cię opuszczać i za niedługo znów będę miała co czytać.
awwww cudowny dbfghfdsj ha i jest przypinka :D jejku, Sherli jaki zawiedziony na końcu, aż mam go chęć tak bardzo mocno przytulić :D (choć nie wiem czy byłby zadowolony haha :D) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, @1D_Carolina_1D
OdpowiedzUsuńkiedy nastepny rozdzzdział skandalu :/
OdpowiedzUsuńTen blog to nie tylko Skandal. Nowe rozdziały są mniej więcej co 3 notki. To multifandom, pojawia się Destiel, pojawiają się inne fiki, nie chcę być monotematyczna. Poza tym, mnie samej by się znudziło tłumaczenie ciągle tego samego.
UsuńAle miło mi, że ktoś się interesuje. :)
fantastyczne :) cudna rzecz taki Pokój Życzeń :D muszę przyznać, że mi taż najbardziej podoba się Skandal ;) weny życzę i z niecierpliwością czekam :*
OdpowiedzUsuń