Kolejna część opowiadająca o eliksirze miłości... Uwielbiam to, samo się tłumaczy pod kołdrą o 3 w nocy :D
Enjoy! A im głębiej w las, tym więcej Johnlocka...
____________________________________________
2. Eliksir miłości nr 1
John
sprawdził zegarek po raz piąty w ciągu kilku minut, chodząc tam i z powrotem po
salonie.
-
Sherlock, minęły już trzy godziny.
Sherlock
kontynuował czytanie książki, ignorując Johna.
- Nie
czuję żadnej różnicy – poskarżył się. – Myślałem, że będzie jakiś efekt.
Kolejne
dwa okrążenia salonu i jeszcze jeden rzut oka na zegarek, westchnienie i John
ciężko usiadł w swoim fotelu, wystukując stopami o podłogę niespokojny rytm.
Sherlock odczekał chwilę, po czym zaczął odliczać pod nosem „5… 4… 3… 2…”
John,
sfrustrowany, poderwał się z fotela i stanął naprzeciwko Sherlocka.
-
Sherlock! Przestań mnie ignorować!
Sherlock
raczył w końcu unieść wzrok na Johna i pytająco podnieść brew.
-
Działa czy nie? – spytał szorstko John. – Mówiłeś, że osiągnie szczyt po pięciu
godzinach… na pewno powinienem czuć coś już teraz? Nie chcę się obijać po kątach
przez cały dzień, jeśli to nie ma mieć żadnego efektu.
Sherlock
był rozdarty. Z jednej strony uważał, że skoro John się zgodził, to teraz
powinien sobie z tym radzić, ale z drugiej on również był ciekaw czy pojawiły
się jakieś wyniki, nawet jeśli nie były oczywiste. Zdecydował, że kilka testów
może pomóc w zaspokojeniu jego własnej ciekawości, jak i usatysfakcjonować
Johna.
- Idź
po swoją torbę z przyrządami – poprosił Sherlock. – Szukaliśmy jakichś
emocjonalnych objawów – być może najpierw zobaczymy te fizjologiczne. Zrobimy
trochę testów i zobaczymy, czy jest już jakieś wymierne działanie.
John
zdecydowanie wbiegł po schodach, pragnąc w końcu coś zrobić. Sherlock skierował
się do kuchni, gdzie na stole leżał jego laptop, i zrobił kilka notatek
dotyczących widocznej huśtawki nastrojów Johna. To mogło nie mieć nic wspólnego
z formułą (Sherlock przyznawał, że frustracja była dosyć częstym zjawiskiem u
Johna, kiedy Sherlock eksperymentował, szczególnie kiedy to on był obiektem
badań), ale było warte zanotowania w przypadku, gdyby zaostrzało się to przy
okazji kolejnych formuł.
-
Zrobimy parę prostych testów – wyjaśnił Johnowi po jego powrocie. – Zmierzę ci
tętno, ciśnienie krwi, rozwarcie źrenic i czas reakcji. Pod tym powinny się
skrywać wszystkie psychiczne zmiany związane z „chemią miłości” uwolnioną przez
mózg.
- To
ma sens – zgodził się John.
Tak
naprawdę Sherlock chłostał się w myślach za to, że nie pomyślał wcześniej o
zbieraniu danych.
-
Będziemy to robić co dwie godziny od teraz, John – wyjaśnił – więc będziemy
mogli namierzyć wszelkie niewielkie zmiany, których sam mógłbyś nie zauważyć.
John
chętnie usiadł i podwinął rękaw koszuli, robiąc miejsce dla mankietu
ciśnieniomierza, i nie ruszał się, kiedy Sherlock sprawdzał rozwarcie jego
źrenic. Sherlock zapisał wszystko w swoim arkuszu. Niestety nie mieli
podstawowych danych do porównania, ale mogli odkryć zmiany następujące w tej
fazie eksperymentu.
Kiedy
skończyli, John opuścił rękaw i spojrzał w dół, na laptop Sherlocka. Westchnął
i wstał.
-
Hmmm… no cóż, mój puls jest w miarę normalny, tak jak ciśnienie. Więc żadnych
widocznych efektów. Myślę, że zrobię kolejny kubek herbaty. Chcesz?
Sherlock
wydał z siebie potwierdzający pomruk, jego umysł już kalkulował możliwe zmiany
w drugim podejściu.
oOo
Było
przed siódmą i siedzieli u Angelo jedząc makaron, kiedy Sherlock zauważył
zmianę, która zaszła w Johnie. Gdyby nie wiedział, pomyślałby, że mężczyzna
jest pijany – jego głos był podniesiony, śmiał się głośniej i chętniej, a jego
postawa była niezwykle otwarta i zrelaksowana. Jednak w imię nauki i nie
naginania wyników przez dodawanie nowych zmiennych John do obiadu pił tylko
wodę – żadnego alkoholu. To musi być mikstura, rozmyślał Sherlock. Zmrużył oczy
i obserwował, nie komentując, zastanawiając się, ile czasu upłynie, nim John
coś zauważy.
Sherlocka
bawiło to, że John dopiero, kiedy dzielili się porcją tiramisu (innymi słowy,
Sherlock jadł tiramisu Johna), zdał sobie sprawę, że coś się dzieje.
Łyżeczka
z deserem była w połowie drogi do ust, kiedy zastygł, zmarszczył brwi i odłożył
ją z powrotem.
- To
działa, prawda? – zapytał Sherlocka, który skinął głową w odpowiedzi.
-
Sherlock! – krzyknął karcąco John. – Mogłeś mi powiedzieć!
- Nie
było potrzeby. Nie robisz niczego odbiegającego od normy – zachowujesz się po
prostu tak jak zwykle, kiedy wypijesz większość wina z butelki.
-
Jednak wciąż… - John jęknął, teraz zirytowany. – Wolałbym, żebyś coś
powiedział. To frustrujące, kiedy robisz mi takie rzeczy. Nie mieliśmy
opuszczać mieszkania, ale obiecałeś, że powiesz mi zaraz kiedy wykryjesz
zmianę, gdybym ja niczego nie zauważył.
Sherlock
tylko machnął ręką, zbywając go, i podkradł kolejną łyżkę włoskiego deseru.
-
Wszystko w porządku, John. Nie pozwoliłbym ci zrobić tutaj czegoś
kompromitującego – lubię Angelo i chciałbym móc tu jeszcze wrócić.
oOo
- Nie
jestem z ciebie zadowolony – rzekł John do Sherlocka, kiedy szli do domu z
restauracji.
Sherlock
ledwie zamruczał w odpowiedzi, tylko połową myśli będąc przy Johnie. Tak
naprawdę katalogował w myślach wszystkie efekty, jakie zauważył u Johna, oraz
siłę tych związanych z emocjami, aby móc dołączyć to do notatek, kiedy wrócą.
-
Chciałbym, żebyś mnie posłuchał – John mruknął na stronie. – Mówisz, że
będziesz przestrzegał reguł, a potem po prostu robisz, co ci się podoba, nie
patrząc na cenę…
Sherlock
odciął się od niego zupełnie, zadowolony, że nie ma niczego nowego, czego można
by się nauczyć, słuchając Johna jęczącego na temat trywialnych rzeczy, takich
jak „przestrzeganie reguł”. Kontynuował żwawy marsz – było zimno i dostawał
dreszczy, i naprawdę chciał już wrócić do domu.
Sherlock
wszedł na skrzyżowanie i spojrzał w bok, tylko po to by przekonać się, że Johna
z nim nie było. Marszcząc brwi, przyjrzał się badawczo ulicy za sobą, nagle
zaniepokojony. Obiecał Johnowi nie zostawiać go bez opieki, gdy będzie pod
wpływem narkotyku; to mogłoby z pewnością pasować do kategorii zachowania
klasyfikowanego jako niezbyt dobre.
Nigdzie
ani śladu Johna.
Sherlock
odwrócił się i szybko poszedł w stronę Angelo, zaglądając w każdą alejkę i
ciemny zaułek, który mijał, szukając zaginionego przyjaciela. Gorączkowo
przewijał w myślach rozmowę – jak dawno temu John do niego mówił? Nie tak
znowu… kilka minut… więc gdzie jest?
Skręcił
za róg i z ulgą zauważył znajome piaskowo-blond włosy mężczyzny wpatrującego
się w okno wystawowe. Pospieszył w jego stronę krzycząc „John!”, ale nie
otrzymał odpowiedzi. Dopiero kiedy stanął obok przyjaciela i dotknął jego
ramienia, John uświadomił sobie obecność Sherlocka.
-
Och! Sherlock! Chodź, popatrz! – wykrzyknął John, w podekscytowaniu łapiąc dłoń
Sherlocka i kierując go w stronę sklepu. Puścił jego rękę, by przycisnąć swoją
do szyby, patrząc na wystawę z wyrazem urzeczenia na twarzy.
Sherlock
zatrzymał się, zmieszany, i spojrzał przez okno, żeby zobaczyć, co tak wyraźnie
przykuło uwagę Johna. To był dom towarowy, z wystawą zastawioną różnymi
drobnymi sprzętami elektrycznymi. Sherlock poległ przy próbie zrozumienia co
jest tak fascynujące.
- Co
robisz, John? Myślałem, że chcesz iść do domu?
-
Widziałeś kiedykolwiek coś tak ślicznego?
Teraz
Sherlock zaczął się martwić. Głos Johna miał ten sam ton, który przybierał po
udanej drugiej randce z nową dziewczyną. Brzmiał jak zakochany. Sherlock mówił
ostrożnie, jak do małego dziecka:
- Co
to jest, John? Co jest takie śliczne?
- Ten
czerwony czajniczek! Jest taki czerwony. I błyszczący. I czerwony. Wspomniałem,
że czerwony? Naprawdę bardzo lubię czajniki, robią wspaniałą herbatę. Nie
możesz zrobić kubka dobrej herbaty bez dobrego czajnika. Próbowałeś kiedyś?
Gotowałem wodę we wszystkim, kiedy byłem w armii, ale nigdy nie smakowało tak
samo… zawsze zostawał dziwny metaliczny posmak garnka… Nie tak jak z czerwonym
czajnikiem…
Sherlock
był ogłupiony, ale zaczynał rozpoznawać symptomy. Najwyraźniej ta wersja
formuły sprawiała, że John:
-
miał większą huśtawkę nastrojów, bez wyraźnej przyczyny,
-
zachowywał się w sposób porównywalny to tego po wypiciu większości butelki wina
– trochę głośno, trochę chichocząco, i bardziej wylewnie niż zwykle,
-
zakochiwał się w rozmaitych sprzętach elektrycznych,
- lub
dosadniej – w czerwonym czajniku,
-
żeby być dokładnym – czerwonym czajniku, który wyglądał, jakby „można było z
nim zrobić naprawdę wyśmienity kubek herbaty”.
Sherlockowi
w końcu udało się odciągnąć Johna od okna obietnicą, że wrócą tam następnego
dnia, kiedy sklep będzie otwarty, i bodźcem w postaci kubka herbaty, chociaż
robionego przy pomocy ich „głupiego, zwyczajnego, nudnego czajnika”, kiedy
wrócą do domu.
Mikstura
znacząco rozwiązała mu język. John kontynuował deklamowanie sonetów o cudach
czerwonego czajnika przez całą drogę do domu, w czasie ostatniej tury testów
Sherlocka z ciśnieniem i pulsem, i kiedy pił obiecany kubek herbaty.
Pod
koniec Sherlock był rozdarty pomiędzy uznaniem całej sprawy za przezabawną a
niesamowicie drażniącą. Był rozbawiony tym, jak głośny jest John, ale też
naprawdę pragnął ciszy, żeby mógł przetworzyć rezultaty i zaplanować skład
następnej formuły. Ku jego uldze, po godzinie John nagle się uciszył. Sherlock
zerknął ponad laptopem, by ujrzeć Johna wpatrującego się w przestrzeń. Po małej
zachęcie i pochlebstwach ze strony Sherlocka zgodził się pójść do łóżka,
zostawiając Sherlocka w błogiej ciszy salonu, pozwalając mu wreszcie zebrać i
uporządkować myśli.
- To
było interesujące – wymruczał do siebie, sadowiąc się z laptopem, by zapisać
notatki.
oOo
John
zszedł po schodach następnego ranka, by znaleźć Sherlocka drzemiącego na sofie,
wciąż ubranego we wczorajsze ubrania. Poczłapał do kuchni, zacieśniając pasek
szlafroka, kiedy nieprzytomnie sięgał po czajnik, bardzo potrzebując kubka
herbaty.
Ku
jego zaskoczeniu czajnik zniknął ze swojego miejsca. Po raz pierwszy należycie
się rozejrzawszy, John zauważył na stole tekturowe pudełko i opartą o nie
kartkę.
Zaciekawiony,
otworzył pudełko, odkrywając w środku nowy, błyszczący czerwony czajnik. Ten
czerwony czajnik. John natychmiast zarumienił się zaniepokojony, kiedy zalały
go wspomnienia jego obsesji dotyczącej sklepowej wystawy zeszłej nocy.
Wewnętrznie
się krzywiąc w oczekiwaniu na zasłużone kpiny, podniósł notatkę.
Niespodziewanie jednak uśmiechnął się, kiedy przeczytał treść. Ręcznie napisane
bazgroły Sherlocka mówiły tylko:
John
Bo
pomimo tego, że to wywołane tylko chemią, cokolwiek podoba ci się
tak
bardzo, musi być warte posiadania.
Z
cukrem i mlekiem dla mnie poproszę.
S
__________________________________________
Streszczenie
notatek z eksperymentu S. Holmesa – użycie chemicznego stymulatora w celu
wywołania niewybrednego, silnego afektu i osobistego przywiązania („miłości”)
na obiekcie doświadczalnym w kontrolowanym okresie czasu.
Tydzień
pierwszy: związek 2013107 #01
Obiekt:
Doktor John H. Watson
Notatki:
Eksperyment przebiegł zgodnie z oczekiwaniami, obiekt wykazał zauważalne
reakcje na formułę #01, jakkolwiek nie można określić wyniku jako zbieżnego z
oryginalnym obiektem. Wzrastające psychologiczne objawy były obserwowane wraz z
niewielkimi zmianami psychicznych oznak odpowiadających uczuciu miłości lub
żądzy. Rytm serca przyspieszał, kiedy obiektowi prezentowano przedmiot
pożądania ( w tym wypadku urządzenie elektryczne), jednakże oczekiwane
rozszerzenie źrenic nie nastąpiło.
Wnioski:
Silne upodobanie do nieożywionych przedmiotów. „Miłość” nie zaobserwowana.
Konkluzja:
Dalsze testy wymagane, z poprawionym składem formuły (może zwiększony poziom
noradrenaliny?) i intensywnością.
-Johnlocked
Już niedługo następna część, a w tak zwanym międzyczasie może wpadnie coś jeszcze innego...? Na co macie ochotę? ;)
jestem zachwycona!!! wpadłam tu tuż przed snem, tylko na wszelki wypadek sprawdzić, czy nic nowego nie ma - a tutaj to cudeńko! fantastyczne po prostu! Jawn jest rozkoszny :) padłam, gdy SH nieświadomie zgubił przyjaciela, a miłość do czerwonego czajniczka powaliła mnie na łopatki! no i ta końcówka, kiedy SH faktycznie kupił czajniczek... urokliwe że ho ho :D bardzo, bardzo mi się podobało i czekam na więcej <3 Johnlocki są zawsze takie słodkie, milusie i puchate :D
OdpowiedzUsuńa w międzyczasie może jakiegoś małego postreichenbacha? żeby się przygotować na trzeci sezon ;)
nioo, czajniczek jest uroczy <3 A dalej jest jeszcze lepiej! :D
Usuńcieszę się, że się podoba, tak przy okazji. To strasznie fajne wiedzieć, że się komuś sprawia radość - zwłaszcza przed snem! :)
postreichenbach? mhmm... planuję dodać kolejne 3 albo 4 listy, a po drodze może machnę jakiegoś post oneshota. Wolę co prawda takie słodkie, zabawne rzeczy, ale na pewno w postreichenbachu też znajdę coś dla siebie. Trudno niczego nie znaleźć w prawie 40 tysiącach fanficków :D
ooo... no jak dalej jeszcze lepiej, to ja się nie mogę doczekać :D
Usuńsłodkie i zabawne Johnlocki są dobre na każdą porę dnia i nocy <3 ale czasami ma się ochotę na coś trochę bardziej gorzkiego ;)