poniedziałek, 2 grudnia 2013

7. SHERLOCK - Love Potion number - 9? (Eliksir miłosny nr - 9?) - cz. 2

Kolejna część opowiadająca o eliksirze miłości... Uwielbiam to, samo się tłumaczy pod kołdrą o 3 w nocy :D
Enjoy! A im głębiej w las, tym więcej Johnlocka... 

____________________________________________

2. Eliksir miłości nr 1


John sprawdził zegarek po raz piąty w ciągu kilku minut, chodząc tam i z powrotem po salonie.
- Sherlock, minęły już trzy godziny.
Sherlock kontynuował czytanie książki, ignorując Johna.
- Nie czuję żadnej różnicy – poskarżył się. – Myślałem, że będzie jakiś efekt.
Kolejne dwa okrążenia salonu i jeszcze jeden rzut oka na zegarek, westchnienie i John ciężko usiadł w swoim fotelu, wystukując stopami o podłogę niespokojny rytm. Sherlock odczekał chwilę, po czym zaczął odliczać pod nosem „5… 4… 3… 2…”
John, sfrustrowany, poderwał się z fotela i stanął naprzeciwko Sherlocka.
- Sherlock! Przestań mnie ignorować!
Sherlock raczył w końcu unieść wzrok na Johna i pytająco podnieść brew.
- Działa czy nie? – spytał szorstko John. – Mówiłeś, że osiągnie szczyt po pięciu godzinach… na pewno powinienem czuć coś już teraz? Nie chcę się obijać po kątach przez cały dzień, jeśli to nie ma mieć żadnego efektu.
Sherlock był rozdarty. Z jednej strony uważał, że skoro John się zgodził, to teraz powinien sobie z tym radzić, ale z drugiej on również był ciekaw czy pojawiły się jakieś wyniki, nawet jeśli nie były oczywiste. Zdecydował, że kilka testów może pomóc w zaspokojeniu jego własnej ciekawości, jak i usatysfakcjonować Johna.
- Idź po swoją torbę z przyrządami – poprosił Sherlock. – Szukaliśmy jakichś emocjonalnych objawów – być może najpierw zobaczymy te fizjologiczne. Zrobimy trochę testów i zobaczymy, czy jest już jakieś wymierne działanie.
John zdecydowanie wbiegł po schodach, pragnąc w końcu coś zrobić. Sherlock skierował się do kuchni, gdzie na stole leżał jego laptop, i zrobił kilka notatek dotyczących widocznej huśtawki nastrojów Johna. To mogło nie mieć nic wspólnego z formułą (Sherlock przyznawał, że frustracja była dosyć częstym zjawiskiem u Johna, kiedy Sherlock eksperymentował, szczególnie kiedy to on był obiektem badań), ale było warte zanotowania w przypadku, gdyby zaostrzało się to przy okazji kolejnych formuł.
- Zrobimy parę prostych testów – wyjaśnił Johnowi po jego powrocie. – Zmierzę ci tętno, ciśnienie krwi, rozwarcie źrenic i czas reakcji. Pod tym powinny się skrywać wszystkie psychiczne zmiany związane z „chemią miłości” uwolnioną przez mózg.
- To ma sens – zgodził się John.
Tak naprawdę Sherlock chłostał się w myślach za to, że nie pomyślał wcześniej o zbieraniu danych.
- Będziemy to robić co dwie godziny od teraz, John – wyjaśnił – więc będziemy mogli namierzyć wszelkie niewielkie zmiany, których sam mógłbyś nie zauważyć.
John chętnie usiadł i podwinął rękaw koszuli, robiąc miejsce dla mankietu ciśnieniomierza, i nie ruszał się, kiedy Sherlock sprawdzał rozwarcie jego źrenic. Sherlock zapisał wszystko w swoim arkuszu. Niestety nie mieli podstawowych danych do porównania, ale mogli odkryć zmiany następujące w tej fazie eksperymentu.
Kiedy skończyli, John opuścił rękaw i spojrzał w dół, na laptop Sherlocka. Westchnął i wstał.
- Hmmm… no cóż, mój puls jest w miarę normalny, tak jak ciśnienie. Więc żadnych widocznych efektów. Myślę, że zrobię kolejny kubek herbaty. Chcesz?
Sherlock wydał z siebie potwierdzający pomruk, jego umysł już kalkulował możliwe zmiany w drugim podejściu.

oOo

Było przed siódmą i siedzieli u Angelo jedząc makaron, kiedy Sherlock zauważył zmianę, która zaszła w Johnie. Gdyby nie wiedział, pomyślałby, że mężczyzna jest pijany – jego głos był podniesiony, śmiał się głośniej i chętniej, a jego postawa była niezwykle otwarta i zrelaksowana. Jednak w imię nauki i nie naginania wyników przez dodawanie nowych zmiennych John do obiadu pił tylko wodę – żadnego alkoholu. To musi być mikstura, rozmyślał Sherlock. Zmrużył oczy i obserwował, nie komentując, zastanawiając się, ile czasu upłynie, nim John coś zauważy.
Sherlocka bawiło to, że John dopiero, kiedy dzielili się porcją tiramisu (innymi słowy, Sherlock jadł tiramisu Johna), zdał sobie sprawę, że coś się dzieje.
Łyżeczka z deserem była w połowie drogi do ust, kiedy zastygł, zmarszczył brwi i odłożył ją z powrotem.
- To działa, prawda? – zapytał Sherlocka, który skinął głową w odpowiedzi.
- Sherlock! – krzyknął karcąco John. – Mogłeś mi powiedzieć!
- Nie było potrzeby. Nie robisz niczego odbiegającego od normy – zachowujesz się po prostu tak jak zwykle, kiedy wypijesz większość wina z butelki.
- Jednak wciąż… - John jęknął, teraz zirytowany. – Wolałbym, żebyś coś powiedział. To frustrujące, kiedy robisz mi takie rzeczy. Nie mieliśmy opuszczać mieszkania, ale obiecałeś, że powiesz mi zaraz kiedy wykryjesz zmianę, gdybym ja niczego nie zauważył.
Sherlock tylko machnął ręką, zbywając go, i podkradł kolejną łyżkę włoskiego deseru.
- Wszystko w porządku, John. Nie pozwoliłbym ci zrobić tutaj czegoś kompromitującego – lubię Angelo i chciałbym móc tu jeszcze wrócić.

oOo

- Nie jestem z ciebie zadowolony – rzekł John do Sherlocka, kiedy szli do domu z restauracji.
Sherlock ledwie zamruczał w odpowiedzi, tylko połową myśli będąc przy Johnie. Tak naprawdę katalogował w myślach wszystkie efekty, jakie zauważył u Johna, oraz siłę tych związanych z emocjami, aby móc dołączyć to do notatek, kiedy wrócą.
- Chciałbym, żebyś mnie posłuchał – John mruknął na stronie. – Mówisz, że będziesz przestrzegał reguł, a potem po prostu robisz, co ci się podoba, nie patrząc na cenę…
Sherlock odciął się od niego zupełnie, zadowolony, że nie ma niczego nowego, czego można by się nauczyć, słuchając Johna jęczącego na temat trywialnych rzeczy, takich jak „przestrzeganie reguł”. Kontynuował żwawy marsz – było zimno i dostawał dreszczy, i naprawdę chciał już wrócić do domu.
Sherlock wszedł na skrzyżowanie i spojrzał w bok, tylko po to by przekonać się, że Johna z nim nie było. Marszcząc brwi, przyjrzał się badawczo ulicy za sobą, nagle zaniepokojony. Obiecał Johnowi nie zostawiać go bez opieki, gdy będzie pod wpływem narkotyku; to mogłoby z pewnością pasować do kategorii zachowania klasyfikowanego jako niezbyt dobre.
Nigdzie ani śladu Johna.
Sherlock odwrócił się i szybko poszedł w stronę Angelo, zaglądając w każdą alejkę i ciemny zaułek, który mijał, szukając zaginionego przyjaciela. Gorączkowo przewijał w myślach rozmowę – jak dawno temu John do niego mówił? Nie tak znowu… kilka minut… więc gdzie jest?
Skręcił za róg i z ulgą zauważył znajome piaskowo-blond włosy mężczyzny wpatrującego się w okno wystawowe. Pospieszył w jego stronę krzycząc „John!”, ale nie otrzymał odpowiedzi. Dopiero kiedy stanął obok przyjaciela i dotknął jego ramienia, John uświadomił sobie obecność Sherlocka.
- Och! Sherlock! Chodź, popatrz! – wykrzyknął John, w podekscytowaniu łapiąc dłoń Sherlocka i kierując go w stronę sklepu. Puścił jego rękę, by przycisnąć swoją do szyby, patrząc na wystawę z wyrazem urzeczenia na twarzy.
Sherlock zatrzymał się, zmieszany, i spojrzał przez okno, żeby zobaczyć, co tak wyraźnie przykuło uwagę Johna. To był dom towarowy, z wystawą zastawioną różnymi drobnymi sprzętami elektrycznymi. Sherlock poległ przy próbie zrozumienia co jest tak fascynujące.
- Co robisz, John? Myślałem, że chcesz iść do domu?
- Widziałeś kiedykolwiek coś tak ślicznego?
Teraz Sherlock zaczął się martwić. Głos Johna miał ten sam ton, który przybierał po udanej drugiej randce z nową dziewczyną. Brzmiał jak zakochany. Sherlock mówił ostrożnie, jak do małego dziecka:
- Co to jest, John? Co jest takie śliczne?
- Ten czerwony czajniczek! Jest taki czerwony. I błyszczący. I czerwony. Wspomniałem, że czerwony? Naprawdę bardzo lubię czajniki, robią wspaniałą herbatę. Nie możesz zrobić kubka dobrej herbaty bez dobrego czajnika. Próbowałeś kiedyś? Gotowałem wodę we wszystkim, kiedy byłem w armii, ale nigdy nie smakowało tak samo… zawsze zostawał dziwny metaliczny posmak garnka… Nie tak jak z czerwonym czajnikiem…
Sherlock był ogłupiony, ale zaczynał rozpoznawać symptomy. Najwyraźniej ta wersja formuły sprawiała, że John:
- miał większą huśtawkę nastrojów, bez wyraźnej przyczyny,
- zachowywał się w sposób porównywalny to tego po wypiciu większości butelki wina – trochę głośno, trochę chichocząco, i bardziej wylewnie niż zwykle,
- zakochiwał się w rozmaitych sprzętach elektrycznych,
- lub dosadniej – w czerwonym czajniku,
- żeby być dokładnym – czerwonym czajniku, który wyglądał, jakby „można było z nim zrobić naprawdę wyśmienity kubek herbaty”.
Sherlockowi w końcu udało się odciągnąć Johna od okna obietnicą, że wrócą tam następnego dnia, kiedy sklep będzie otwarty, i bodźcem w postaci kubka herbaty, chociaż robionego przy pomocy ich „głupiego, zwyczajnego, nudnego czajnika”, kiedy wrócą do domu.
Mikstura znacząco rozwiązała mu język. John kontynuował deklamowanie sonetów o cudach czerwonego czajnika przez całą drogę do domu, w czasie ostatniej tury testów Sherlocka z ciśnieniem i pulsem, i kiedy pił obiecany kubek herbaty.
Pod koniec Sherlock był rozdarty pomiędzy uznaniem całej sprawy za przezabawną a niesamowicie drażniącą. Był rozbawiony tym, jak głośny jest John, ale też naprawdę pragnął ciszy, żeby mógł przetworzyć rezultaty i zaplanować skład następnej formuły. Ku jego uldze, po godzinie John nagle się uciszył. Sherlock zerknął ponad laptopem, by ujrzeć Johna wpatrującego się w przestrzeń. Po małej zachęcie i pochlebstwach ze strony Sherlocka zgodził się pójść do łóżka, zostawiając Sherlocka w błogiej ciszy salonu, pozwalając mu wreszcie zebrać i uporządkować myśli.
- To było interesujące – wymruczał do siebie, sadowiąc się z laptopem, by zapisać notatki.

oOo

John zszedł po schodach następnego ranka, by znaleźć Sherlocka drzemiącego na sofie, wciąż ubranego we wczorajsze ubrania. Poczłapał do kuchni, zacieśniając pasek szlafroka, kiedy nieprzytomnie sięgał po czajnik, bardzo potrzebując kubka herbaty.
Ku jego zaskoczeniu czajnik zniknął ze swojego miejsca. Po raz pierwszy należycie się rozejrzawszy, John zauważył na stole tekturowe pudełko i opartą o nie kartkę.
Zaciekawiony, otworzył pudełko, odkrywając w środku nowy, błyszczący czerwony czajnik. Ten czerwony czajnik. John natychmiast zarumienił się zaniepokojony, kiedy zalały go wspomnienia jego obsesji dotyczącej sklepowej wystawy zeszłej nocy.
Wewnętrznie się krzywiąc w oczekiwaniu na zasłużone kpiny, podniósł notatkę. Niespodziewanie jednak uśmiechnął się, kiedy przeczytał treść. Ręcznie napisane bazgroły Sherlocka mówiły tylko:

John
Bo pomimo tego, że to wywołane tylko chemią, cokolwiek podoba ci się
tak bardzo, musi być warte posiadania.
Z cukrem i mlekiem dla mnie poproszę.
S

__________________________________________

Streszczenie notatek z eksperymentu S. Holmesa – użycie chemicznego stymulatora w celu wywołania niewybrednego, silnego afektu i osobistego przywiązania („miłości”) na obiekcie doświadczalnym w kontrolowanym okresie czasu.
Tydzień pierwszy: związek 2013107 #01
Obiekt: Doktor John H. Watson
Notatki: Eksperyment przebiegł zgodnie z oczekiwaniami, obiekt wykazał zauważalne reakcje na formułę #01, jakkolwiek nie można określić wyniku jako zbieżnego z oryginalnym obiektem. Wzrastające psychologiczne objawy były obserwowane wraz z niewielkimi zmianami psychicznych oznak odpowiadających uczuciu miłości lub żądzy. Rytm serca przyspieszał, kiedy obiektowi prezentowano przedmiot pożądania ( w tym wypadku urządzenie elektryczne), jednakże oczekiwane rozszerzenie źrenic nie nastąpiło.
Wnioski: Silne upodobanie do nieożywionych przedmiotów. „Miłość” nie zaobserwowana.

Konkluzja: Dalsze testy wymagane, z poprawionym składem formuły (może zwiększony poziom noradrenaliny?) i intensywnością.



-Johnlocked


Już niedługo następna część, a w tak zwanym międzyczasie może wpadnie coś jeszcze innego...? Na co macie ochotę? ;)

3 komentarze:

  1. jestem zachwycona!!! wpadłam tu tuż przed snem, tylko na wszelki wypadek sprawdzić, czy nic nowego nie ma - a tutaj to cudeńko! fantastyczne po prostu! Jawn jest rozkoszny :) padłam, gdy SH nieświadomie zgubił przyjaciela, a miłość do czerwonego czajniczka powaliła mnie na łopatki! no i ta końcówka, kiedy SH faktycznie kupił czajniczek... urokliwe że ho ho :D bardzo, bardzo mi się podobało i czekam na więcej <3 Johnlocki są zawsze takie słodkie, milusie i puchate :D
    a w międzyczasie może jakiegoś małego postreichenbacha? żeby się przygotować na trzeci sezon ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nioo, czajniczek jest uroczy <3 A dalej jest jeszcze lepiej! :D
      cieszę się, że się podoba, tak przy okazji. To strasznie fajne wiedzieć, że się komuś sprawia radość - zwłaszcza przed snem! :)

      postreichenbach? mhmm... planuję dodać kolejne 3 albo 4 listy, a po drodze może machnę jakiegoś post oneshota. Wolę co prawda takie słodkie, zabawne rzeczy, ale na pewno w postreichenbachu też znajdę coś dla siebie. Trudno niczego nie znaleźć w prawie 40 tysiącach fanficków :D

      Usuń
    2. ooo... no jak dalej jeszcze lepiej, to ja się nie mogę doczekać :D
      słodkie i zabawne Johnlocki są dobre na każdą porę dnia i nocy <3 ale czasami ma się ochotę na coś trochę bardziej gorzkiego ;)

      Usuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer