niedziela, 14 września 2014

39. Przygody samotnej dziewczyny w Londynie 1

Aaaargh, jest ze mnie leniwy skurczysyn, tak, wiem. Miałam opublikować Skandal. Tydzień temu. Tak.
Ale jestem w połowie rozdziału. Więc Skandal niet. Właściwie miałam napisać tylko oświadczenie o moim lenistwie, ale przypomniałam sobie, że mam kilka rzeczy gotowych. Więc. Dzisiaj zaserwuję Wam... *chwila pełna napięcia* Przygody samotnej dziewczyny w Londynie! Wooohooo!

Jestem okropna, wiem, każdy czeka na Skandal, a ja tu się wykręcam, ale macie coś do czytania w międzyczasie, a ja muszę się pozbierać, uporządkować życie (bo to nie tylko moje lenistwo weszło w drogę, tylko jeszcze kilka innych spraw) i wrócić do Was za tydzień. Mam nadzieję, że się spodoba, itepe.

Przygody samotnej dziewczyny w Londynie
by lovely earlgreytea68

17 stycznia, 2015
Przez jakiś czas mieszkałam w chatce w Sussex. Myślałam, że to będzie relaksujące, jak kompletny dzień w spa. A co się okazało? CHATKI W SUSSEX NIE POSIADAJĄ W KOMPLECIE MASAŻYSTEK ANI KADZIDEŁEK ANI WODY OGÓRKOWEJ. Najwyraźniej musiałam też zabrać ze sobą swoją własną muzykę New Age, jeśli jej chciałam. Okropność!
Więc, po pewnym okresie zanudzania się na śmierć, pomyślałam sobie, J, to czas na jakąś przygodę. Wiesz, gdzie powinnaś pojechać? Powinnaś wrócić do Londynu.
Postanowiłam być impulsywna, bo czemu nie? Gdzie tu zabawa w przygodzie w Londynie, jeśli nie zaczyna się ona od pojawienia się na progu mieszkania przypadkowego przyjaciela w Londynie z walizką wypchaną spodenkami do biegania i paczkami Delicji. (Mam problem z Delicjami, okej? Nigdzie się bez nich nie ruszam. NIE OSĄDZAJCIE.)
- Cześć – powiedziałam, kiedy mój przyjaciel otworzył mi drzwi. (No dobra, jego gospodyni otworzyła, ponieważ mój przyjaciel wsadził dzwonek do piekarnika, bo nienawidzi dzwonków, i właściwie zgadzam się z nim, całkiem mi odpowiada życie w miejscu, które ma praktycznie lokaja 24/7. Ale wreszcie mój przyjaciel otwarł drzwi do swojego mieszkania.) – Cześć – powiedziałam. – Masz może jakąś wodę ogórkową?
- Dlaczego twoja walizka jest pełna Delicji? – spytał Shezza. On robi takie rzeczy, patrzy na twój bagaż i od razu wie, co tam masz.
- Masz tutaj jakieś Delicje? – odparłam.
Shezza wydawał zastanawiać się nad pytaniem. – Nie – odpowiedział w końcu. – Ale mam świeże próbki kubków smakowych.
(Nie martwcie się, kochani: Shezza nie jest mordercą.)
Powiedziałam: - Oto, dlaczego moja walizka jest pełna Delicji. Mogę się tu zatrzymać na trochę?
A on: - Co się stało w Sussex?
Odpowiedziałam: - Nie mają wody ogórkowej.
I on na to: - Zapchasz kuchnię Delicjami?
Odpowiedziałam: - Tak, ale nie parzę ci herbaty przez cały czas.
On na to: - Nie ma sprawy. I tak w sumie ostatnio częściej pijam kawę.
I tak właśnie skończyliśmy tutaj mieszkając razem.

***

- Nie mieszkasz tutaj – powiedział Sherlock i spojrzał na Janine, która siedziała na sofie, pogryzając jedną z jej nieśmiertelnych delicji i przerzucając strony głupiego tabloidu.
- Nie. Nie na stałe – zgodziła się, nie podnosząc wzroku. – Tylko do czasu, aż przestaniesz się czuć samotny.
- Nie udawaj, że jesteś tu dla mnie. – Sherlock pociągnął nosem. – Jesteś tu tylko dlatego, że nie rozumiałaś, iż chatki nie są wyposażone w seksownych chłopców basenowych.
- Zadowoliłabym się jakimkolwiek chłopcem basenowym – stwierdziła Janine i błysnęła uśmiechem.
- Musimy popracować nad twoimi standardami, Janine.
- Wiem. Będziesz świetnym skrzydłowym.
- Nie nazywaj mnie Shezza – powiedział Sherlock.
- Nie nazywam.
- Tak, nazywasz. Na swoim blogu.
- Ach, to. – Janine znów się do niego uśmiechnęła. Janine zawsze się uśmiechała. Sherlocka doprowadzało to do szewskiej pasji. – To twój blogonim.
- To nie jest słowo.
- Pomyślałam, że wolałbyś to niż „Sherl”. Bo „Sherl” to nasza specjalna pieszczotliwa nazwa. – Znów ten uśmiech.
- Muszę znaleźć ci chłopca basenowego, żebyś wyprowadziła się do niego i zostawiła moje mieszkanie w spokoju.
- Chlipałbyś nad brakiem Delicji w swojej kuchni.
- Jestem zdolny do samodzielnego kupowania własnych Delicji.
- Najwyraźniej nie jesteś. Tak czy siak, zostaję, póki nie znajdziesz mi chłopca basenowego, i w ten sposób będę pewna, że nie jesteś samotny i nie zrobisz czegoś głupiego, jak postrzelenie kolejnego potężnego dziennikarza.
- Miałem ku temu powody – powiedział Sherlock.
- Taa. Szalone, samotne powody. Ale nie dyskutujemy o słoniu w salonie. A tak przy okazji, podobał ci się blog?
- Dlaczego wszyscy moi współlokatorzy cierpią na urojenia i myślą, że potrafią pisać?
- Ty mi powiedz, Sherlock – odpowiedziała Janine. – To ty nas wybierasz.
Sherlock spojrzał na posta Janine. – Tak. Tak właśnie jest, no nie?
I zostawił komentarz na blogu.
Nie mieszkasz tutaj. –Shezza

***

24 stycznia, 2015
Dzień 1 Operacji Chłopiec Basenowy 
Tak na to mówimy, ale w sumie to nie chcę chłopca basenowego. Chcę księcia Harry’ego. Shezza mówi, że nie polubiłabym księcia Harry’ego, bo szlocha podczas seksu, a ja lubię mężczyzn, którzy są w łóżku bardziej dominujący.  Nie wierzę mu, jeśli chodzi o księcia Harry’ego. (Nie pisnę słowa, jeśli chodzi o resztę.)
Jako że Shezza odmówił pójścia i zdobycia dla mnie księcia Harry’ego, zdecydowałam, że możemy zacząć tam, gdzie zazwyczaj zaczynają się takie rzeczy: w pubie. Shezza postawił mi bardzo specyficzną ilość piwa – nie pintę, jakąś specjalną ilość, którą obliczył tylko dla mnie – i powiedział, że mam to wypić w nie więcej niż piętnaście minut.
Powiedziałam: - Próbujesz mnie upić?
A on na to: - Tak.
Mniej więcej tak zazwyczaj wyglądają nasze rozmowy.
Nie mam nic przeciwko upijaniu się, więc zaczęłam swoje piwo-które-nie-miało-pinty, podczas gdy Shezza skanował pomieszczenie.
- Jakieś możliwe ofiary? – spytałam.
- Każdy w tym pokoju byłby niesamowicie łatwy do zabicia – odpowiedział mi.
- No dobra – stwierdziłam. – Ale co z bzykankiem?
- Dużo trudniej. To dlatego powinnaś wypić to piwo. Jeśli będziesz pijana, szanse na znalezienie kogoś będącego według ciebie do zaakceptowania wzrosną.
- Wiesz, że nie mogę być pijana cały czas, no nie? – powiedziałam. – W końcu kiedyś tam wytrzeźwieję, i jeśli nie będę mogła znieść mojego męża, to co dobrego będę miała z takiego małżeństwa?
- Nic ci nie będzie – odpowiedział Shezza. – Byłabyś zaskoczona tym, co ludzie po ślubie są w stanie wybaczyć.

***

Sherlock teoretycznie miał udawać siedemdziesięciotrzyletniego staruszka z siedmioma kotami, czterema papugami i trzema złotymi rybkami na portalu randkowym dla klienta. Ale łowczynie fortun na portalu były jak do tej pory nudne, i nie były tym kimś, kogo próbował wykurzyć, więc potajemnie kliknął i wszedł na bloga Janine.
A potem wstał, wziął laptopa i wmaszerował do kuchni, gdzie Janine rozwiązywała krzyżówkę.
- Co to jest? – zapytał.
- Mój komputer – odparła Janine bez zainteresowania. – No wiesz, ten, z którego nie powinieneś korzystać? Pewnie dlatego nie orientujesz się, co to.
Sherlock wywrócił oczami i powiedział: -To – wskazując na ekran.
Janine spojrzała i pojaśniała. – Och, tak. Zmieniłam szablon. Ten wcześniejszy był zbyt różowy. Podoba ci się?
- To tylko połowa historii.
- Nie. Nie lubiłam różu. Cała historia. Nie próbuj dedukować niczego więcej z akurat tego
- Post. Opisałaś tylko połowę historii.
- Pomyślałam, że dotarłam do dobrego miejsca, by zakończyć.
- Nie ma tu nic o tym, jak przedstawiłem ci tego miłego mężczyznę z rudymi włosami.
- Nigdy do mnie nie zadzwonił.
- Nie moja wina. Znalazłem ci najbardziej odpowiedniego kandydata w tym pubie. Co jeśli ludzie w domach próbują notować wyniki? Nie będą wiedzieli, że ci kogoś znalazłem.
- Bo nie znalazłeś, tak naprawdę.
- Znalazłem – naciskał Sherlock. – Podrywałaś go całą noc. Podobał ci się.
- Taa, a potem do mnie cholera nie zadzwonił.
- Nie moja wina. Jak wyszedł z pubu, do gry weszły inne czynnik. Mogła go potrącić ciężarówka. Tak w sumie, zadzwonię do Molly i zapytam, czy…
- Nie będziesz dzwonił do kostnicy tylko po to, by mieć prawidłowe zapiski o moich facetach.
- I nie wspomniałaś tutaj, jak wydedukowałem, że para siedząca za nami miała się właśnie zaręczyć, po dwutygodniowej znajomości, a potem to zrobili.
- Dlaczego miałabym o tym wspominać? To nie miało nic wspólnego ze mną. To o tym jest ten blog.
- John zawsze mówił ludziom całą historię. Nigdy nie urywał w połowie jak tutaj. – Sherlock powiedział to i był zaskoczony, ale nie pokazał tego po sobie. Ale nigdy nie wspominali Johna po imieniu. Janine zawsze mówiła o nim jako o słoniu w salonie. Sherlock o nim nie mówił. Nie przyjmował do wiadomości, że to był pierwszy raz od tygodni, kiedy imię Johna opuściło jego usta.
Janine powiedziała po prostu: - Nie jestem Johnem Watsonem. Jego blog był o tobie.

***

29 stycznia, 2015
Dzień 6 Operacji Bogaty Adwokat
Shezza mówi, że ostatnim razem nie opowiedziałam wam całej historii. W porządku. Oto cała historia: Shezza znalazł mi szczupłego rudzielca (myśli, że rudzi są w moim typie z powodu księcia Harry’ego; umyka mu oczywisty fakt, że „książęcość” jest w moim typie). W każdym razie, naprawdę miło mi się rozmawiało ze szczupłym rudzielcem i dałam mu swój numer, a on potem do mnie nie zadzwonił.
Faceci, no nie?
Shezza ma następujące wyjaśnienia odnośnie dlaczego Szczupły Rudzielec nie zadzwonił:
Szczupły Rudzielec został uderzony przez ciężarówkę. Jeśli pracujesz w kostnicy i przybył wam jakiś szczupły rudzielec, proszę daj znać w komentarzu.
Szczupły Rudzielec zgubił komórkę. Ja mówię, że to wskazuje na niedbałość i Shezza nie powinien uważać go za odpowiedniego kandydata, jeśli jest niedbały. Kiedy mu to wytknęłam, Shezza zmienił scenariusz na:
Szczupły Rudzielec został okradziony. Jeśli ukradłeś komórkę szczupłego rudzielca, możesz do mnie zadzwonić. Jestem w jego książce adresowej jako „Seksowna Brunetka”.
Szczupły Rudzielec został porwany. W takim przypadku, jeśli znasz szczupłego rudzielca, który zaginął, daj mi znać, bo znam detektywa, który może go odnaleźć.
Biorąc pod uwagę porażkę z pierwszego dnia operacji, zdecydowaliśmy się na drugi wypad zeszłej nocy. Wybraliśmy inny pub, bo Shezza powiedział, że ten ostatni był pełen „degeneratów i utracjuszy”.
Kiedy to powiedział, ja powiedziałam: - No proszę, a ja myślałam, że był pełen przeciętnych londyńczyków.
Shezza na to: - Dokładnie.
Więc pozwoliłam mu wybrać pub na dzisiejszą noc. Oczywiście wybrał najbardziej snobistyczny jaki można znaleźć wśród prywatnych klubów. Wszyscy tam byli o co najmniej trzy dekady starsi od nas i wszyscy popijali sherry.
- No serio? – spytałam.
- Podejdź do baru i zamów sherry, a potem powiedz mężczyźnie, którego płaszcz ma jaskrawofioletową podszewkę, że lubisz krykieta – powiedział.
- Nie lubię krykieta – wytknęłam, bo pomyślałam, że to pewnie istotne.
- I co to ma za znaczenie? – powiedział Shezza. – W pewnym momencie w niedalekiej przyszłości porozmawiamy sobie o tym, jak to nie powinnaś marnować naszego czasu, mówiąc nieistotne rzeczy.
Sherry z dziwnym starszym panem z płaszczem z fioletową podszewką wydawało się lepsze od słuchania tego wykładu, więc poszłam zamówić drinka, pomimo tego, że nie lubię sherry. Znalazłam faceta i powiedziałam: - Lubię krykieta, - mimo tego, że nie lubię krykieta.
I wiecie co? Był naprawdę miły i Shezza jest cholernie irytujący i zadowolony z siebie.
Ale człowiek wciąż był o trzydzieści lat za stary, co mu wytknęłam.
Shezza powiedział, że zbierał dane.
Myślę, że to była ustawka i Shezza po prostu potrzebował mnie do pogadania z faciem, żeby potwierdzić jego krykietowe alibi do jakiegoś morderstwa czy czegoś.
Komentarze:
Myślałem że wiem wszystko o okropnych blogach, ale zdołałaś zaniżyć poprzeczkę. –Shezza
Janine, kochana, niektórzy z graczy w krykieta są bardzo dobrze zbudowani. Przyjdę na górę i ci pokażę. –p. Hudson
Czy możemy zaplanować tę wizytę tak, żeby nie było mnie w pobliżu? –Shezza
Nie. –J

***

Pani Hudson przyszła na górę z talerzem ciasteczek. Przystanęła i zsunęła kilka na blat w kuchni dla Sherlocka, który burknął coś, co mogło być podziękowaniem, bez podnoszenia wzroku znad mikroskopu. Na stole leżały porządne stosiki palców: stosik kciuków, stosik palców wskazujących, i tak dalej.
Pani Hudson weszła do salonu, gdzie Janine siedziała z małym, własnym stosikiem. Lakiery do paznokci, zauważyła pani H.
- Część eksperymentu z palcami? – spytała, sadowiąc się na sofie.
- Tak – odpowiedziała Janine, włączając dla nich telewizor. – Bada to, jak długo schodzi lakier różnych marek, czy coś. Mówiłam, że możemy przeprowadzić eksperyment na moich żywych palcach, ale stwierdził, że to zajęłoby za dużo czasu. I było też coś o tym, że trzeba brać pod uwagę typ palca. – Wzruszyła ramionami.
- Skąd wziął te wszystkie palce? – zapytała pani Hudson.
- Molly, jak zwykle.
Sherlock wystawił głowę z kuchni. – Bardzo tu głośno – powiedział z dezaprobatą, spoglądając znacząco w stronę telewizora.
- Oglądamy krykieta – oznajmiła Janine.
- Znowu? Jak często gra się w krykieta?
- A jak myślisz? – spytała dziewczyna.
- Myślałem, że raz do roku, ale najwyraźniej nie – burknął Sherlock.
- Doroczna Wielka Gra w Krykieta?
- Tak.
- Gra się częściej niż raz do roku.
- Najwyraźniej. Ale naprawdę musicie to wciąż oglądać?
- Pani Hudson ma rację. Ci faceci naprawdę są w formie.
- To prawda, kochany – powiedziała mądrze pani Hudson.
- Gdybyś oglądał z nami, mógłbyś zdobyć jakieś dane. A potem mógłbyś nam obu załatwić gorących facetów.
- Wystarczająco źle, że uprościłaś skomplikowaną sztukę dedukcji, żeby używać jej jako serwisu randkowego – fuknął Sherlock. – Nie będę tego robił dla was obu.
- Jak do tej pory, skomplikowana sztuka dedukcji jest gówniana jako serwis randkowy – zauważyła Janine.
Sherlock wyprostował się dumnie. – Mam dane do zebrania.
- Gdzie? – spytała Janine.
- Nie w tym mieszkaniu – powiedział Sherlock i zniknął z powrotem w kuchni.
- Przynieś mleko! – zawołała za nim Janine.
- Pewnie, że nie! – odkrzyknął Sherlock, a potem usłyszały zamykające się drzwi frontowe.
Janine ustawiła w grupce kilka jadeitowo-zielonych  lakierów do paznokci. – Nigdy nie przynosi mleka.
- Taki już jest. Nie zwracaj uwagi. On naprawdę bardzo cię lubi.
- Och, wiem – powiedziała Janine wesoło i spojrzała na panią Hudson, by rzucić jej uśmiech. Była zaskoczona, kiedy zobaczyła, że pani H. była prawie na skraju łez. – Och, nie, pani Hudson. Coś się stało?
- Nie, to tylko… Taka jestem szczęśliwa, że waszej dwójce się udało, moja droga.
- Wie pani, że nie jesteśmy razem? – spytała ostrożnie Janine. – W sensie, nie w ten sposób, o którym pani myśli?
- Nie?
- Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Śpi na sofie i w ogóle.
- Śpi na sofie? – Pani Hudson spojrzała w dół, jakby nagle zatrwożona tym, że siedzi na łóżku Sherlocka.
- Cóż, zajęłam mu sypialnię. Prawie nigdy nie śpi, a ja powiedziałam mu, że to po dżentelmeńsku.
- To mieszkanie ma dwie sypialnie – wytknęła pani Hudson.
Janine tylko na nią spojrzała. – Naprawdę sądzi pani, że on kiedykolwiek, nawet za milion lat, pozwoli używać pokoju Johna komuś, kto nie jest Johnem?
Po chwili pani Hudson westchnęła lekko. – Nigdy nie zrozumiem życia miłosnego Sherlocka Holmesa.
- Szczerze, myślę, że on właśnie tak woli – przyznała Janine. Na chwilę spojrzała na krykieta, a potem odwróciła się do pani Hudson. Bo teraz była jedna z niewielu sposobności, pomyślała. – Wie pani, co się pomiędzy nimi wydarzyło?
- Pomiędzy Johnem i Sherlockiem?
- Nigdy go nie wspomina. Co jakiś czas mu się wymyka i wygląda, jakby był na siebie zły. Z tego wychodzi mi, że musi o nim myśleć cały czas. Jestem pewna, że myśli o sobie jako o bardzo mądrym facecie, ale kiedy chodzi o Johna Watsona, ma serce na dłoni. Ale przez cały czas, kiedy tutaj jestem, John nigdy do niego nie zadzwonił. Co się wydarzyło? Sherlock powiedział mu, co czuje, i John pomyślał, że będzie milej po prostu odciąć go całkowicie? Gdybym wiedziała, z czym mam do czynienia, byłabym dużo bardziej efektywna w pomaganiu Sherlockowi w zostawieniu tego.
- Cóż, wiesz co się stało. Sfałszował swoją śmierć, a potem John poślubił kogoś innego.
- Tyle wiem z gazet, pani Hudson.
- Nie wiem, co innego się między nimi wydarzyło – odparła smutno pani Hudson. – Do tej pory już wiesz, Sherlock raczej by umarł, niż szczerze, prawdziwie porozmawiał o czymkolwiek w tym stylu.
- Cóż. Tyle widzę. Nigdy nie wierzyłam, że rozmowa o złamanym sercu pomaga. Nie zmieni faktu, że jest złamane. Martwię się po prostu, że nie będę mogła tego naprawić.
- To nie ma nic wspólnego z tobą, moja droga. Nie jestem pewna, czy to możliwe, żeby Sherlock Holmes zapomniał o Johnie Watsonie. Myślę, że robisz to, co tylko można, bo nie jest samotny. Był taki smutny, i taki samotny, i w depresji. Cały czas się o niego martwiłam. Nawet zadzwoniłam do jego brata, bo martwiłam się o… no wiesz. – Pani Hudson rzuciła jej znaczące spojrzenie, które oznaczało narkotyki. Janine otrzymała pogadankę o narkotykach od samego Mycrofta. – A potem ty wróciłaś, i ktoś tutaj z nim był, a on naprawdę cię lubi, i znowu interesuje się różnymi rzeczami. Dałaś mu misję. Myślę, że to najlepsze, na co możemy teraz liczyć.
- Taa – zgodziła się Janine. Bo naprawdę myślała, że to prawda. Sherlock lubił ją, i lubił wyprawy do pubów, i spędzał mniej czasu nurzając się w nieszczęściu w swoim fotelu, gapiąc się w pustą przestrzeń podłogi salonu, w miejsce, gdzie, jak podejrzewała Janine, stał poprzednio fotel teraz upchany w sypialni Johna Watsona.
- Naprawdę ci na nim zależy, prawda? – spytała pani Hudson.
- Cóż – odpowiedziała Janine. – My, nieszczęśliwi w miłości, musimy trzymać się razem.

-Johnlocked

2 komentarze:

  1. Jeżeli mam być szczera to... nie wiem co o tym sądzić.
    Owszem podobało mi się, ale jakby to powiedzieć... było tu za mało JOHNA.
    Pojawił się taki wątek, który ewentualnie możemy uznać lub raczej wydedukować jako slash.
    Nie ma na co narzekać, to fik z rodzaju tych raczej nic nie wnoszących, ale miłych do poczytania.
    Dzięki za tłumaczenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero pierwszy rozdział, jest ich 8, później pojawia się więcej Johna i z całą pewnością nie jest to fik 'nic nie wnoszący', jak się okaże przy końcu, bo zaczyna się humorystycznie, a zmienia w coś całkiem innego :)
      Ale dziękuję za komentarz :)

      Usuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer