poniedziałek, 16 czerwca 2014

30. Niewytłumaczalne

Jej, 30 postów z tłumaczeniami za mną! W niecałe pół roku... Ta. Wiem. Pracuję ile sił :)
Dzisiaj nic specjalnie nowego, po prostu pomyślałam, że jednak chciałabym mieć ten fik na moim blogu, nie tylko na ao3.

Z ostrzeżeń: w tym rozdziale pojawiają się wulgaryzmy.
Zostaliście ostrzeżeni. Amen.

Niewytłumaczalne

Rozdział 1

John usiadł przy stole z kubkiem herbaty. Jak zwykle w sobotni poranek z Sherlockiem, było spokojnie, a on nie miał nic przeciwko temu. To nawet lepiej, można było zaktualizować bloga, opisać kilka ostatnich spraw. Rzucił okiem na Sherlocka, który wpatrywał się w mały przedmiot trzymany między palcami.
- Co to?
Sherlock uniósł wzrok.
- Francuski dziesięcioboista oszalał, otoczony tysiąc osiemset dwunastoma pudełkami zapałek – wszystkie były puste za wyjątkiem tego.
- A co jest w tym?
- Niewytłumaczalne.
Otworzył pudełko, które wyemitowało nieziemski, żółtawy blask. Prawdziwy uśmiech wypłynął na usta Sherlocka, jeden z tych, które zazwyczaj towarzyszą odkryciom części ludzkiego ciała albo nowinom o seryjnym mordercy na wolności. John wstał i przeciął pokój, żeby przyjrzeć się bliżej, ale pudełko wydawało się puste poza tym zadziwiająco jasnym światłem.
- Niezły trik. Jak to działa?
- Nie mam pojęcia. - Sherlock przechylił pudełko, żeby zajrzeć do środka.
- Pewnie światłowody.
- Tak też na początku myślałem, ale nie byłem w stanie wykryć w środku niczego poza papierem. Ktokolwiek to zrobił, wykonał kawał dobrej roboty, ukrywając źródło energii.
Oboje wpatrywali się w światło przez długą chwilę.
- Więc mówisz, że ten mężczyzna – dziesięcioboista – zwariował.
- Tak.
John czekał na jakieś rozwinięcie, ale Sherlock wciąż gapił się w światło, najwyraźniej unieruchomiony.
- Sherlock? – John położył rękę na jego ramieniu. – Może nie powinniśmy…
Poczuł dziwną sensację za pępkiem, coś, co było bardzo alarmujące i trudne do zidentyfikowania, a potem wszystko przesłoniła ciemność.
____________________________________

John stęknął, zdezorientowany. Powoli odzyskiwał świadomość: siedział w fotelu, a jego głowa dudniła niemiłosiernie. Musiał upaść i o coś się uderzyć, Sherlock pewnie pomógł mu usiąść. To nie był jego fotel: poduszka była nie taka jak trzeba, a światło sączące się przez okno padało pod złym kątem; mógł to stwierdzić nawet z przymkniętymi powiekami. A więc fotel Sherlocka. Co oznaczało, że Sherlock, widząc jak mdleje, zataszczył go z podłogi na fotel.
Otworzył oczy i skrzywił się; światło dzienne było za jasne.
- Och, szlag. Sherlock?
Nie było odpowiedzi. Może poszedł na dół po pomoc? Ból głowy znów dał o sobie znać, więc uniósł dłoń, przyciskając palce do miejsca, które, jak zakładał, uderzyło w podłogę. Nie miał pojęcia, w jaki sposób upadł. Na wznak? Raczej nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę pozycję, w jakiej się znajdował. Fakt, że w owym czasie pochylał się do przodu, wskazywałby na…
Włosy. Ponownie dotknął głowy, przeczesując palcami kosmyki, które nie należały do niego, dużo dłuższe i cieńsze, plączące się dookoła jego opuszków. Pociągnął za nie i tak: z całą pewnością były przytwierdzone do jego skóry głowy. Zmarszczył brwi: musiał uderzyć się mocniej niż przypuszczał.
Z jego lewej strony dał się słyszeć gwałtowny wdech, John odwrócił głowę, by spojrzeć na osobę na podłodze podnoszącą się do pozycji siedzącej. Jego oczy przez chwilę odmawiały posłuszeństwa, ale nawet mimo tych zawrotów głowy nie wyglądało na to, by był to Sherlock. Może napastnik? Różne warianty ucieczki przebiegły mu przez myśl i zacisnął dłonie na oparciach fotela, przygotowując się do wstania.
Obraz przed jego oczyma nagle nabrał ostrości, a on prawie krzyknął. To był… on, siedzący na podłodze. Przymknął powieki, a potem uniósł je ponownie, ale scena się nie zmieniła: on, John, siedział w fotelu i patrzył na siebie samego – który odpowiadał mu spojrzeniem z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Co jest grane? – Głos, którym to powiedział, zadudnił w jego uszach, z całą pewnością nie należał do niego.
- Nie wiem – rzekł John z podłogi, również wyraźnie zdumiony swoim głosem. Spojrzał w dół na własne dłonie i ciało, i pobladł. Bardzo.
- Sherlock? – John odezwał się i John z podłogi podniósł wzrok ze zmarszczonym czołem.
- John?
- Oj nie. Nie nie nie. – John potrząsnął głową i wstał, nagle wypełniony maniakalną energią. – To niemożliwe, to jest… whoa. – Zawrót głowy. Pokój wyglądał zupełnie inaczej, był przesunięty, jakby John był… wyższy. Dużo wyższy. Sięgnął za siebie, by położyć rękę na oparciu krzesła i musiał próbować dwa razy, bo było o kilka cali niżej niż się tego spodziewał. Zerknął w dół.
To nie była ani jego dłoń, ani jego ramię, ani jego ubranie. Desperacko odwrócił się, by ujrzeć swoje odbicie w lustrze nad kominkiem.
Twarz Sherlocka patrzyła prosto na niego.
- Cholera jasna. – Słowa brzmiały niesamowicie dziwacznie, wychodząc z ust Sherlocka, ale nie było mowy o możliwości zaprzeczenia faktu, że jakoś, wbrew wszelkiej logice… Sherlock. Za jego plecami Sherlock – najwyraźniej – podźwignął się na nogi i z opadniętą szczęką patrzył na własne odbicie. Oczy Johna spotkały jego spojrzenie w lustrze. – Co robimy?
- Nie mam pojęcia. – Sherlock podszedł, by stanąć obok niego, i wspiął się na palce. – To kompletnie nieoczekiwane.
- Nieoczekiwane? Tylko na tyle cię stać? Chryste, Sherlock, spójrz na nas! Co tu się do cholery wyprawia?
- Nie istnieje żadne logiczne wytłumaczenie, ale proszę, oto jesteśmy. – Sherlock – o Boże, strasznie ciężko było tak go nazywać, kiedy wszystko, co John mógł zobaczyć, to jego własna twarz – zmrużył oczy. – Nie wiedziałem, że jesteś taki niski.
John spojrzał na niego z niedowierzaniem. – Stoimy sobie tutaj, zamienieni ciałami, i właśnie o tym teraz myślisz?
Sherlock przebiegł palcami przez włosy Johna, targając je nieco. – Ani że wyglądasz tak staro. – Zrobił minę do lustra.
Z odgłosem frustracji John się odwrócił. Czuł się niesamowicie nakręcony, tak bardzo, że musiał się ruszać, chodzić, kołysać się na stopach. – Niech mnie szlag, co było w tym pudełku?
Sherlock też się odwrócił i zaczął przepatrywać podłogę dookoła nich. – Tak, to dobry punkt zaczepienia. Zobaczmy, gdzie to mogło… aha, tutaj jest. – Sięgnął pod stolik do kawy i wyciągnął stamtąd pudełko po zapałkach.
- No tak, jasne. Możemy być w stanie odwrócić to… cokolwiek to jest. Powinniśmy odtworzyć dokładny moment.
- Tak też sądzę. Dokładnie ten sam.
- Ale w jaki sposób? Ciałami czy…? – John zamachał rękami, nieokreślonym gestem wskazując ich oboje.
- Czy co?
- Nie wiem. Duszami?
Twarz Sherlocka wyrażała czystą kpinę. – Nie ma czegoś takiego jak dusza.
- Więc jak inaczej wyjaśniłbyś fakt, że jeden jest w ciele drugiego? – John cofnął się o krok i uniósł ręce do głowy, rozpaczliwie próbując powstrzymać się od wymachiwania nimi. – Dlaczego jestem jedynym, który tutaj panikuje? Jak możesz być taki spokojny?
Sherlock obserwował go z fascynacją.
- Boże, nie miałem pojęcia, że wyglądam tak śmiesznie, kiedy jestem nierozsądny.
- Ja jestem nierozsądny? Ja?
Na twarzy Sherlocka wyraźnie pojawił się wyraz irytacji. – Boże, mógłbyś… po prostu usiądź. Dajmy temu szansę.
- Dobra. – John klapnął na fotel Sherlocka. – Otworzyłeś pudełko i obaj się w nie gapiliśmy, i dotknąłem twojego ramienia. Wtedy to się stało, tak?
Sherlock przesunął się, by stanąć za nim. – Tak.
- Spróbujmy. – Chwycił pudełko i rozsunął je, ale nic się nie wydarzyło. Nie było żadnego tajemniczego blasku – wyglądało to na zwyczajne pudełko po zapałkach. John odwrócił je, zajrzał do środka i zmarszczył brwi. W rzeczy samej, najzwyklejsze pudełko po zapałkach w całej galaktyce. Draska z boku pudełka nigdy nie była używana, a nadruk na górze był całkiem niezłej jakości. Etykietka wyglądała na specjalnie stylizowaną na starszą, z eleganckim W widocznym w logo. Przypomniały mu się zapałki, które kupował jego dziadek, żeby zapalić fajkę i… Potrząsnął głową. Skup się. Sherlock zaklął miękko za jego plecami i John pokręcił głową, zmuszając się, by przestać myśleć. – No dalej, i tak się gap. Powtórzmy wszystko to, co zrobiliśmy.
Nie podziałało, więc zamienili się miejscami, próbując ponownie. Wciąż nic.
- Próbujmy dalej – powiedział John, odwracając się, by rzucić okiem na pokój. – Byłeś… to znaczy, ja byłem przy stole, na samym początku, może to robi jakąś różnicę. Może powinniśmy powiedzieć te same słowa, dokładnie, odtworzyć rozmowę.
- Dokładnie? – Panika zaczęła pojawiać się na twarzy Sherlocka. – Nie pamiętam, co powiedziałem.
- To było pięć minut temu. Jak możesz nie pamiętać? – John pamiętał każde słowo, nawet rytm; wszystko było o tu, w jego głowie. Jeśli on mógł to sobie przypomnieć z takimi detalami, to Sherlock tym bardziej.
Sherlock spojrzał na niego bez wyrazu.
- Kurwa – zaklął John, odwracając się do kominka. – Dobra, w porządku. No to użyj swojego pałacu myśli, zobacz, czy masz tam coś, co nas stąd wyciągnie.
- Ja nie… - Sherlock potrząsnął głową, oczy miał wielkie jak spodki. – Nie ma go tu.
- Jakie „nie ma go tu”? Jak może go tam nie być?
- To moje… nieważne, ja, ale to twój mózg. Twoje neurony, twoje struktury. – Zamknął oczy i zmarszczył brwi, koncentrując się. – Wszystkie moje wspomnienia są nietknięte, ale trudniej się do nich dostać. Nie wiem nawet, gdzie zacząć szukać. – Przytknął koniuszki palców do skroni na kilka sekund, po czym opuścił dłonie, pokonany. – Och, Boże… to tak wygląda bycie głupim?
John odwrócił się gwałtownie. – Nie jestem głupi. I ja też mam problemy z twoim mózgiem. Jezu, jak ci się udaje cokolwiek zrobić, kiedy tak łatwo się rozpraszasz?
- Wcale się łatwo nie rozpraszam; po prostu nie potrafisz wystarczająco szybko przetwarzać informacji! – Sherlock zakręcił się na pięcie i wymierzył kopniaka fotelowi Johna. – Kurwa!
- Och, do kurwy nędzy, uspokoisz się?
- Nie wiem jak! Nie potrafię myśleć z sensem z tym wszystkim… dlaczego jesteś taki wściekły?
- Nie jestem wściekły!
- Nie, mam na myśli… - Wskazał na siebie i szczęki Johna się zacisnęły. Oczywiście. Sherlock czuł reakcję jego organizmu, walcz-albo-spieprzaj, i to prawdopodobnie odbierało mu zmysły.
- Boże, dlaczego to wszystko się dzieje? – John wziął głęboki oddech. – Słuchaj, po prostu… spróbuj to kontrolować, odpuść. Nabierz powietrza w płuca. Głęboko. Idź spryskaj twarz wodą albo coś. Daj sobie chwilę. Nie wiem, jak inaczej to wytłumaczyć.
Ze sfrustrowanym prychnięciem Sherlock odwrócił się i skierował w kierunku łazienki.
John usiadł na sofie i wolno wypuścił powietrze. To był koszmar. Prawdopodobnie dosłownie koszmar, a jeśli tak, to rano będzie bardzo szczęśliwy. To w ogóle nie miało sensu, żeby siedział sobie tutaj w ciele Sherlocka, i że zrobiło to jebane pudełko po zapałkach. Nie wierzył w nic nadnaturalnego, nigdy.
Może to się zużyje. Może po pewnym czasie się zamienią. A może to było tak, jak w Zakręconym piątku i musieli się najpierw nauczyć ważnej lekcji. O święty borze – może mieli się nauczyć doceniać charakterystyczne dla nich obu perspektywy postrzegania świata albo coś równie idiotycznego?
Rozległ się szum toalety i odkręconego kranu, i nagle Johna uderzyła kolejna myśl. Życie w ciele tego drugiego oznaczało, że poznają się bardzo intymnie. Jęknął: istniały rzeczy, o których nie chciał, by wiedziała nawet Mary, a co dopiero jego najlepszy przyjaciel.
Sherlock pojawił się ponownie, wyglądając nieco głupkowato. Zdjął sweter, kilka guzików koszuli było rozpiętych, i zrobił coś dziwnego z jego włosami, bo teraz sterczały w każdą stronę. Wydawało się, że to szalona wersja Johna. Usadowił się w jego fotelu z dziwacznym wyrazem twarzy.
John westchnął. – Co?
Otworzywszy usta, Sherlock zawahał się przez chwilę, a potem spojrzał na niego.
- Twój penis jest większy, niż oczekiwałem.
John zamrugał, zszokowany, a potem dzielnie próbował utrzymać minę bez wyrazu. – Mój… co?
- Co najmniej 20% większy. – Zmarszczył brwi, a John nie mógł nic na to poradzić: wybuchnął śmiechem. To był pewnie efekt uboczny napięcia, a może dziwnie małego panowania nad emocjami, ale to zawrzało w nim, wypełniając jego oczy łzami i sprawiając, że prawie ześlizgnął się z kanapy.
Otarł oczy, wciąż odrobinę bez tchu. – Więc mówisz, że w sumie spędzasz czas, myśląc o rozmiarze mojego penisa?
- Ja… Nie!
- Oczekiwania mówią same za siebie.
- Nie, mówiłem o… zakładałem. – Wywrócił oczami, słysząc kolejne parsknięcie Johna. – Och, Boże… byłbym zakładał, biorąc pod uwagę twój wzrost i budowę. – Jego policzki się zarumieniły i przycisnął do nich dłonie. – Dlaczego to mnie zawstydza? Nie bywam zażenowany takimi rzeczami.
- Ale ja tak – powiedział John, wciąż z szerokim uśmiechem. – W normalnych okolicznościach, uznałbym tę rozmowę za piekielnie krępującą. – Fakt, że teraz nie miał nic przeciwko temu, był w pewien sposób wyzwalający.
- No to uczciwe ostrzeżenie. Będziesz rozczarowany, kiedy nadejdzie twoja kolej na odlanie się.
John prawie znów wybuchnął śmiechem. – Jak bardzo rozczarowany?
Zarobił sobie tym spojrzenie spode łba. – Cóż, nie aż tak bardzo. Przynajmniej mój penis jest proporcjonalny do ciała.
- A mój nie jest?
- Nie z mojego doświadczenia.
- A masz spore doświadczenie, kiedy chodzi o fiutki, co nie? – John przygryzł wargę, próbując przestać się uśmiechać.
- Tak – odparł Sherlock i John mógł z dokładnością określić moment, kiedy się zorientował. – Och, Jezu, nie, nie w ten sposób. W sensie, że zwłoki.
John uniósł brwi. – Perwert.
- Ugh, odpieprz się. – Sherlock wykrzywił się z niesmakiem w bardzo Sherlockowy sposób, i wyglądało to cholernie absurdalnie na twarzy Johna. Potrząsnął głową i zatonął w fotelu Johna, poważniejąc. – Nie wiem, co robić, John. Nie wiem, jak to naprawić.
Westchnięcie wyrwało się z gardła Johna, kiedy realność sytuacji jeszcze raz walnęła go jak ciężarówka na pełnym gazie. – Ani ja. Jeśli mamy w tym tkwić przez jakiś czas, porównywanie penisów będzie najmniejszym problemem.
Sherlock zamknął oczy. – Nie sądzę, żebym mógł znieść bycie tobą do końca mojego życia. Nie mogę rozwiązywać w ten sposób spraw. Wytrenowanie twojego mózgu zajęłoby dekady.
- Też nie jestem specjalnie zachwycony perspektywą bycia w twoim mózgu. Chyba będziemy musieli udawać siebie nawzajem przez jakiś czas. Zamkniemy się w środku, jeśli ktokolwiek… o-Boże-Mary. – Opadł z powrotem na poduszki na sofie. – Jak, do diabła, mam jej to wytłumaczyć?
Chociaż Mary uwielbiała Sherlocka, nie chciałaby, by jej narzeczony nagle opętał jego ciało. Miał szczęście, że zachęcała go do kontynuowania tej chorej przyjaźni, z rozwiązywaniem spraw i przygodami z Sherlockiem, ale to? To by wszystko zakończyło. I to nawet gdyby im uwierzyła. Gdyby nie, gdyby pomyślała, że są szaleni, albo gorzej… Łzy napłynęły mu do oczu i zamrugał z irytacją, by je odgonić.
Dlaczego płakał, do diabła? Spojrzał na Sherlocka, który szybko odwrócił wzrok.
- Coś wymyślimy – powiedział Sherlock, z nutą postanowienia w głosie. – Ona… wydaje się rozumieć sporo rzeczy. Kocha cię i byłaby… - Zmarszczył czoło i spojrzał w dół, na swoje dłonie.
- Dlaczego próbujesz mnie pocieszać?
Sherlock miał napięty wyraz twarzy. – Nie mam zielonego pojęcia.
Johnowi zaburczało w brzuchu i to fizyczne odczucie na chwilę sprowadziło go na ziemię. Sytuacja była groteskowa, ale siedział sobie tu, w tym ciele, i musiał sobie z tym radzić aż nie wróci do własnego. Sherlock rzadko o siebie dbał, więc John musiał się zwykle nakombinować jak koń pod górkę, żeby uzyskać jakiś rezultat. Usiadł ponownie. – Kiedy ostatni raz jadłeś cokolwiek?
Sherlock zastanawiał się długą chwilę.
- Tak dawno? No, to czas to naprawić. – John wstał i przeszedł do kuchni, by otworzyć lodówkę. Była pusta, za wyjątkiem kilku pojemników z wątpliwą zawartością. Odwrócił się, chcąc spojrzeć na Sherlocka, który wciąż siedział w fotelu z marsem na czole. Nie było innej rady. – Chyba będziemy musieli wyjść.
Sherlock podniósł na niego wzrok. – To okropny pomysł.
- A jednak, trzeba będzie. Nie ma potrzeby, żebyśmy szli oboje. Wyskoczę do sklepu za rogiem i wezmę kilka rzeczy. Mamy przed sobą długi weekend, jeśli zamierzamy sobie z tym poradzić.
Sherlock podniósł się z fotela. – Nie sądzę, żeby rozdzielanie się było rozsądne. Powinniśmy zostać razem, na wypadek, gdyby to było ważne.
John chciał zaprotestować, ale jedno spojrzenie rzucone Sherlockowi sprawiło, że ugryzł się w język. Promieniował od niego niepokój, można było wręcz zobaczyć wibracje. Jeśli John czuł się nieswojo, mógł sobie tylko wyobrazić, co czuł Sherlock, wepchnięty do innego ciała z mózgiem funkcjonującym bardziej zwyczajnie. Skinął głową. – W porządku.
Wkładanie butów było dziwnym doświadczeniem, ale jeszcze bardziej niesamowity był moment, kiedy John wsunął się w płaszcz Sherlocka. Nawet pachniał jak on. John musiał zamknąć oczy, przytłoczony. Jak mieli sobie z tym radzić? Co, jeśli to było na stałe? Przez ostatnie kilka miesięcy był szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Jego życie nareszcie zaczynało się układać, a teraz to wszystko musiało się spierdolić – to było tak cholernie niesprawiedliwe.
- Masz. – Odwrócił się, by ujrzeć Sherlocka trzymającego szalik. Wziął go i owinął wokół szyi, a detektyw wydał z siebie poirytowane westchnienie.
- Zauważasz zaskakująco mało, John. – Podszedł bliżej i zdjął szal z jego szyi, złożył go na pół i wspiął się na palce, żeby zarzucić go na jego kark.
John odwzajemnił spojrzenie, chwiejąc się odrobinę w odpowiedzi na dziwaczne wrażenie, jakie towarzyszyło oglądaniu własnej twarzy pod tym kątem, tak, jak widział go Sherlock. Omijało go tak wiele szczegółów, tak wielu rzeczy nie zauważał: malutkie linie wokół jego oczu, które nigdy całkiem nie znikały, ale stawały bardziej wyraźne, w zaskakująco sympatyczny sposób, kiedy się uśmiechał; nitki siwizny w jego włosach, które właściwie sprawiały, że wyglądał bardziej dystyngowanie, niżby przypuszczał; miejsce na podbródku, które ominął przy porannym goleniu, kiedy w podekscytowaniu przygotowywał się do wyjścia.
- Proszę – powiedział Sherlock, ale nie cofnął się. Spoglądał w górę z dziwną miną, która powiedziała Johnowi, że myśleli o tym samym.
Otworzył drzwi. – Idziemy?
Obaj milczeli podczas krótkiej przechadzki do Tesco, nie rozmawiali też wiele, kiedy chodzili po alejkach w sklepie. Sherlock wydawał się zadowolony, pozwalając Johnowi wypełniać koszyk, więc John to właśnie robił, planując w myślach kilka posiłków.
- Przepraszam – usłyszał i odwrócił się, by ujrzeć młodą kobietę popychającą wózek. – Mogę się tu przecisnąć?
- Och, przepraszam. – John cofnął się o krok. Sherlock został na środku przejścia, gapiąc się na nią. – Przepraszam – powtórzył John, ciągnąc Sherlocka w swoją stronę.
- Tak, tak – powiedział Sherlock, a kobieta uśmiechnęła się do nich obu, przechodząc.
John zaczął iść w stronę działu z warzywami, ale zatrzymał się, kiedy zauważył, że Sherlocka z nim nie ma. Obejrzał się na znikającą sylwetkę kobiety, a potem na detektywa, którego spojrzenie zdecydowanie podążało za nią, obserwując ruchy jej tyłka. Kiedy skręciła za róg, zamrugał i spojrzał na Johna.
- Co to było? – spytał John.
- Co czym było?
- Sprawdzałeś ją.
Sherlock zmarszczył brwi. – Nieprawda.
John parsknął  i pokręcił głową – a potem odwrócił wzrok, kiedy uderzyła go nowa myśl. To Sherlock był tym, który patrzył… nie on. Kobieta była atrakcyjna, zaokrąglona, ciemnowłosa, pewna siebie – miała wszystkie te cechy, które lubił u płci przeciwnej – i nic nie zostało zauważone. Wrócił spojrzeniem do Sherlocka, który świdrował go jego własnymi ciemnoniebieskimi oczami.
- Skoro tak twierdzisz. – Boże, to będzie długi dzień. Albo życie. – Chcesz kupić wino?
- Mhm, chyba.
Na szczęście już wiedzieli, że mają podobny gust, jeśli chodziło o wino, więc wybór nie przysporzył trudności. Odrobinę bardziej problematyczne było płacenie. Portfel Sherlocka był uporządkowany według metody, której John nie potrafił przejrzeć, więc w końcu musiał mu go podać, by Sherlock mógł znaleźć odpowiednią kartę i wpisać PIN. Kasjerka obrzuciła ich osobliwym spojrzeniem, ale szczęśliwie (dla niej) nic nie powiedziała.
Kiedy dochodzili do drzwi, te otworzyły się i John prawie wpadł na faceta, który wszedł.
- Oj, przepraszam – powiedział mężczyzna. Odsunął się i przytrzymał dla nich drzwi, spoglądając na Johna spod ciemnoblond czupryny.
Wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat i był ubrany, jakby właśnie wyszedł z siłowni. Nosił koszulkę z długim rękawem, która opinała się na szerokich ramionach, a mięśnie ramienia, które trzymało drzwi, z całą pewnością były rzeźbione godzinami pod okiem osobistego trenera. Oczy Johna powędrowały w dół tego szczupłego ciała zanim do końca zdał sobie sprawę z tego, co robi, a kiedy spojrzał w górę, mężczyzna uśmiechał się do niego figlarnie.
- P-przepraszam – rzekł John, nagle zażenowany, i przeszedł przez próg. Sherlock poszedł za nim i obaj odwrócili się, obserwując blondyna wchodzącego do środka. Spojrzał na nich przez ramię i uśmiechnął się szeroko, po czym zniknął im z oczu.
Sherlock odchrząknął i John zwrócił się w jego stronę, ale detektyw jedynie uniósł brwi i zaczął iść w stronę mieszkania. Twarz Johna wykrzywił grymas. Zwykle był dużo dyskretniejszy w takich sprawach, ale w ciele Sherlocka trudniej mu było to kontrolować.
- To było pouczające – stwierdził Sherlock, kiedy skręcili za róg.
- To fakt. – John wziął głęboki oddech. – Więc ty…
- Taa – odparł Sherlock. – A ty…
- Tak. – To było znacznie więcej, niż spodziewał się odkryć w tak krótkim czasie. A pomysł, że Sherlock uważał kogokolwiek za atrakcyjnego był… John zerknął na niego, a Sherlock odwrócił wzrok, jakby chciał patrzeć gdziekolwiek, byleby nie na niego.
John naprawdę nie mógł go winić. Wypuścił powietrze przez zaciśnięte wargi i zdecydowanie gapił się przed siebie. Wrócą do mieszkania, zjedzą coś, a potem wytężą głowy i rozgryzą ten cholerny burdel. A jeśli im się nie uda… cóż, John nie zamierzał sobie pozwolić na myślenie o tym.

-Johnlocked

11 komentarzy:

  1. OMG cudowny rozdział, aż chce się następną część już, tu i teraz :D awww z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :) @1D_Carolina_1D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dziękuję, z tego jestem dumna :) Im lepszy fik, tym lepsze tłumaczenia najwyraźniej :D Rozdziały tutaj są długie, ale jestem już prawie w połowie drugiego :)

      Usuń
  2. Mam wrażenie, że początek tego tłumaczenia gdzieś czytałam...
    Ale to pewnie na pewnym forum, gdzie Sherlocka jest dużo!
    No więc: świetne tłumaczenie. Jak to dobrze, że na tym świecie mamy kogoś takiego jak ty: kogoś, kto tłumaczy. I wychodzi ci to naprawdę świetnie!
    Czekam na rozdział drugi :) I powodzenia w tłumaczeniu życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamieszczam swoje tłumaczenia także na FF.net i na ao3, w zależności, gdzie było opublikowane w oryginale, więc może gdzieś na ao3 wpadło :)
      Dziękuję <3

      Usuń
  3. Po prostu to jest genialne :D Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie doczekałam się Johnlocka. :) Super!
    Historia jest fantastyczna, te pudełko... Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału z jakimś wyjaśnieniem, jak zamienili się.. ciałami?Duszami? Chociaż Sherlock nie wierzy w istnienie tego drugiego... Jestem ciekawa, ile Sherlock wytrzyma w ciele Johna, zapewne niezbyt długo, skoro nie ma wglądu do pałacu myśli... Ale to musi być ciekawe doświadczenie, tak zamienić się z kimś ciałem..Dla Sherlocka już po tym rozdziale widać, że będzie to koszmar.
    Cóż, czekam na kontynuację i życzę dużo weny i chęci do tłumaczenia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... czy ja wiem, czy koszmar ;) Ale fakt, to musi być ciekawe doświadczenie. Sama też bym tak kiedyś chciała... oby nie przez przypadek, tak jak się to zdarzyło naszym chłopcom ^^
      Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  5. To tłumaczenie jest poprostugenialne. i niesamowite. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Świetnie dobrany tekst. Czekałam. aż ktoś to opko przetłumaczy- bo ile można po angielsku-a poza tym byłam ciekawa jak to wyjdzie, i się nie zawiodłam, jest naprawdę dobrze. Oby tak dalej, wszystkiego dobrego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja po angielsku mogę czytać w nieskończoność, ale niektóre teksty aż się proszą o tłumaczenie, więc trudno im odmówić. Poza tym, zawsze chciałam przetłumaczyć coś od sławnej Emmy, no i wyszło na to, że tłumaczy się ją przecudownie <3
      Cieszę się, że się podoba :)

      Usuń

Na komentarze odpowiadam, spam usuwam. Sounds fair?

Grey Pointer